Ferdynand Głodzik, 22 maja 2017
W dużym pokoju i łazience
dialog prowadzą obie ręce;
prawa obrusza się na lewą,
muszę chleb kroić, rąbać drzewo,
zmywać naczynia, parzyć kawę,
a ty przez cały dzień masz labę.
Stale urabiam się po łokcie,
a ty malujesz wciąż paznokcie,
włączasz się w to, co na dwie ręce,
poza tym nic nie robisz więcej,
do żadnej pracy się nie nadasz,
więc słuchaj mnie i nic nie gadaj.
Lewica zerka w prawą stronę:
skrajna prawico, hegemonie!
jeśli żyć mamy dalej w zgodzie,
to się tą władzą ze mną podziel
i przestań wreszcie robić chryję,
przecież to ręka rękę myje.
Gorzów Wlkp. 23.01.2017 r.
Ferdynand Głodzik, 11 kwietnia 2015
Pewien gospodarz, zwolennik „agro”,
co chciał być zawsze blisko natury,
zbudował fermę całkiem pokaźną,
w której hodował szczęśliwe kury.
Najlepszą paszę dla nich zdobywał,
dbał o higienę, chronił od chorób,
lecz aby kura była szczęśliwa
w stadzie powinien być dobry kogut.
Nad tym gospodarz wciąż się mozolił
w trosce o szczęście serduszek kurzych,
bo choćby kogut był pracoholik,
całego stada nie mógł obsłużyć.
kiedyś koguta nawet sklonował,
aby kadrowe podwoić siły,
ale dwa samce zamiast pracować,
o dominację ciągle walczyły.
Niezdrowa była to sytuacja,
kury się nagle zaczęły pierzyć,
bo tam gdzie zbytnia rywalizacja,
codzienna praca zwyczajnie leży.
Ferma zaczęła popadać w marność,
jaj było mało, zmniejszył się utarg,
aż dnia pewnego na kurzym targu,
gospodarz kupił super koguta.
Wzorcowy ogon, grzebień i szyja,
a w swojej klasie dziób najostrzejszy;
piał głośno, czysto, miał dobry pijar,
czyli solidny „public relations”.
Gospodarz rzekł mu: znać w tobie siłę,
kury na fermie masz zaspokajać,
dbaj o to, aby były szczęśliwe
bo mają znosić mi złote jaja.
Płacę solidnie i terminowo:
ziaren złocistych czubaty przetak;
najpierw umowę dam ci śmieciową,
a z czasem może dostaniesz etat.
Ale pamiętaj, zachowaj miarę,
Oszczędzaj siły nim grunt rozpoznasz,
by opanować drobiowy harem,
porządny sobie zrób harmonogram.
Kogut do jutra nie czekał biernie,
pilnej roboty nie chciał odkładać,
migiem obsłużył drobiową fermę,
a nawet liczny drób po sąsiadach.
Kiedy się miało ku wieczorowi,
koguta niemoc chwyciła nagła,
w krzakach sekretnie się usadowił
i leżał cicho jak skóra z diabła.
Gospodarz mocno się zafrasował,
zły był na siebie; com ja narobił,
wygląda jakbym go molestował,
mogą mi nawet zarzucić mobbing.
Zaczął koguta ostro strofować:
teraz żałuję, żem ciebie kupił,
pracę kazałem ci rozplanować,
skąd mogłem wiedzieć, żeś taki głupi!
Na tę przestrogę kogut się ocknął
i delikatnie pióra nastroszył:
jest tutaj wrona – nie mów tak głośno
bo mi tę zdobycz możesz wypłoszyć!
Gospodarz z pasją przydepnął peta
i nie ukrywał zdziwionej miny;
gdy na śmieciówce kroi się etat,
mocnym atutem są nadgodziny!
Gorzów Wlkp. 26.08.2014 r.
Ferdynand Głodzik, 11 lutego 2015
Wielebny Ojcze, pragnę spowiedzi,
czuję się grzesznym, wrednym brudasem;
w piątek na obiad nie jadłem śledzi,
ale niestety wstrętną kiełbasę.
Usprawiedliwień dla siebie nie mam,
budżet mój skromny, cienka wypłata,
w markecie była przystępna cena,
dałem się uwieść, skusił mnie szatan!
Chętniej bym kupił suma, lub dorsza,
łakomstwo zawsze było mym wrogiem,
uwielbiam ryby, ale co gorsza,
one niestety są bardzo drogie.
Zorientowałem się poniewczasie,
kiedy na sumie byłem w kościele,
lecz szczerze mówiąc, to w tej kiełbasie
mięsa naprawdę było niewiele.
Emulgatory lub wypełniacze,
chrząstki drobiowe, może słonina,
biję się w piersi, kajam i płaczę,
czy taka straszna jest moja wina?
Coś potem siadło mi na wątrobie,
miałem nudności, byłem jak struty,
przenigdy więcej tego nie zrobię,
chyba odbyłem już część pokuty.
Grzech mój wyznałem, błagam litości,
bo miecz boleści serce mi przeszył,
w naszej siermiężnej rzeczywistości
nawet się nie da porządnie zgrzeszyć.
Ferdynand Głodzik, 16 sierpnia 2014
(Przypowieść na sezon ogórkowy)
Rozparty na grządkach dojrzewa powoli,
poczciwą i miłą sercu jest rośliną;
jednak nie pomyśli żaden alkoholik,
aby z jego soków produkować wino.
Ogórkowym trunkiem nikt nie wypił zdrówka,
wie to każdy facet i każda niewiasta,
bowiem nie istnieje wódka ogórkówka
i nie funkcjonuje ogórkowy nastaw.
Nie ma w tym nijakiej ogórkowej winy,
ten jego mankament moją litość budzi,
nie może ogórek kurzyć się z czupryny,
ni w pijanym widzie bratnio zbliżać ludzi.
Mimo wieloletnich wysiłków pokoleń,
nigdy się w pradziejach nie zjawiła szansa,
aby mógł ogórek stać się alkoholem,
bo czymże by wtedy przyszło go zakanszać?
Ferdynand Głodzik, 8 września 2013
(Według Juliana Tuwima "Tomaszów")
A może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Szczebrzeszyna,
może tam ciągle brzmieniem chrząszcza,
na wietrze szumi wątła trzcina?
Ten pomnik chrząszcza w centrum miasta,
co położone jest nad Wieprzem,
tam gdzie siermiężność szeptem szasta,
a ciszą szumi przaśna przestrzeń.
Więc może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Szczebrzeszyna,
może tam ciągle brzmieniem chrząszcza,
na wietrze szumi wątła trzcina?
Wciąż słyszę poszum wątłej trzciny,
z którego wręcz Szczebrzeszyn słynie,
a ty się przestań na mnie dąsać,
lepiej mi zgrzewkę puszek przynieś!
Zdarzały się dziejowe burze,
wiał wiatr historii w Szczebrzeszynie,
kruszeją cegły w starym murze,
a Wieprz jak zawsze sobie płynie.
Chrząszcz przetrwał wichry, brzmi jak dawniej
i niezłamana szumi trzcina,
więc może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Szczebrzeszyna.
Jeszcze mi w uszach szum ten chrzęści
i nutka chrząszcza cicho brzdąka,
porozkładałem już na części
przemiłe nutki po wszech kątach.
I wyjechałem zostawiłem
brzmienia spisane w gruby zeszyt,
lecz przypomnienie sercu miłe,
i wszechpotężny dreszcz mnie przeszył!
A może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Szczebrzeszyna,
może tam ciągle brzmieniem chrząszcza,
na wietrze szumi wątła trzcina?
Tam trzmiel nie brzęczy i nie kąsa,
choć zgrzewka puszek z nóg mnie ścina,
grzęźniemy wspólnie w chaszczy gąszczach,
a w uszach szumi wątła trzcina.
Ferdynand Głodzik, 28 sierpnia 2013
(według Juliana Tuwima „Tomaszów”)
A może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza,
czy pomnik stoi tam ziemniaka,
co wszem i wobec czas odmierza?
Obcokrajowiec wciąż unika
nazwy co w gardło mocno drapie,
choć swój zakończył pontyfikat,
nie był tu wszak niemiecki papież.
A przecież jeszcze tak niedawno,
kiedy kobiety darły pierze,
snuły ciekawe opowieści
nad mrocznym miastem Biesiekierzem.
Tylko najstarsi pamiętają,
a zapomnieli już współcześni,
jak dzieje miasta się plątają,
jak bies siekierę tutaj zbiesił.
Choć wieki milczą już niestety,
echo w podziemiach dudni głucho,
bowiem niejeden tam heretyk,
przez grzechy swe się oblał juchą.
A przecież wszystko tam zostało,
choć wiele tablic czas rdzą przeżarł,
więc może byśmy tak najmilsza
wpadli na dzień do Biesiekierza?
Choć czas legendy dawno minął,
wspomnienie zawsze pozostanie,
w zatęchłej kruchcie jeszcze wisi
przeciwko mocom złym różaniec!
Kiedy ktoś tylko szpetnie zaklął,
albo nie zmówił kto pacierza,
to w Biesiekierzu już do karku,
bies swą siekierę mu przymierzał.
Chociaż grzesznikom w wiekach dawnych
we znaki dawał się Biesiekierz,
kto już odcierpiał czyn niesławny,
być może dzisiaj jest w niebiesiech.
Tam stoi zamek książąt dawnych,
jest dzwon gotycki, kościół, wieża
więc może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza.
Ferdynand Głodzik, 9 czerwca 2013
Mówicie o szachach, może to są bzdury,
ale jakieś dziwne mają te figury.
Warto im się przyjrzeć uważnie, ażeby
zreformować szachy pod nasze potrzeby.
Choćby taka wieża: stoi jak na straży,
wicie rozumicie to się źle kojarzy,
zaraz nam powiedzą te karły zaplute,
żeśmy się od świata odgrodzili drutem.
Albo nawet konik – popularny skoczek;
dwa kroki do przodu, jeden krok na boczek,
pozornie niegroźny, ale bądźmy ściśli,
czemu on tak skacze i co sobie myśli?
Goniec jest potrzebny, tu by się przydało,
żeby mógł on chodzić raz czarno raz biało,
spokojnie, dyskretnie, po cichu, na szagę,
mógłby nam się bardzo przydać taki agent.
Z hetmanem ten problem wygląda już gorzej:
po co nam figura, która wszystko może?
Do przodu, do tyłu, na ukos, na boki,
a zresztą, to relikt minionej epoki.
Pionków ma być dużo, nawet całe krocie,
tylko bym skasował to bicie w przelocie.
W przelocie, to może robić susy zając,
a niby dlaczego oni bić się mają?
Po co wieża, hetman, po co nam te konie?
Zupełnie wystarczą król, pionki i goniec.
My nie pozwolimy dmuchać sobie w kaszę,
mamy szachy inne, ale za to nasze!
Ferdynand Głodzik, 10 marca 2013
Po łacinie każdy Roman, to Rzymianin,
na codzienność patrzy chłodno i z dystansem,
romantyczny – choć nie widać tego na nim,
a ponadto Rzym uwielbia i romanse.
Niezbadane do tej pory to niestety,
czemu Romka tak pociąga miasto wieczne,
oprócz tego, uwielbiają go kobiety,
jak już którejś złamie serce, to skutecznie.
Kocha wolność, bardzo ciężko znosi przymus,
w swoich pasjach się zatraca całkowicie,
gdy ma jechać za granicę, to do Rzymu,
bo tam tylko może mieć konklawe życie!
Gorzów Wlkp. 08.03.2012 r.
Ferdynand Głodzik, 15 lutego 2013
Początku nawet nie pamiętam,
co się właściwie wtedy stało,
chwila musiała być odświętna,
coś równocześnie w nas zagrało.
Lecz to niczego nie tłumaczy,
do dzisiaj tego nie miarkuję,
dzwoniłaś potem do mnie z pracy,
aby zapytać jak się czuję.
Na sukces nie mam wielkiej szansy,
trudno jest w siodle się utrzymać,
bo mi brakuje Sanczo Pansy
i narowisty mój Rosynant.
Czasem się smucisz, czasem śmiejesz,
dni płyną wolno i powszednio,
powiedz mi co się z tobą dzieje,
mnie przecież nie jest wszystko jedno.
Skoro we dwoje, to nie sami,
nie wiem skąd się to wszystko wzięło,
w codziennej walce z wiatrakami,
stałaś się moją Dulcyneą.
Ferdynand Głodzik, 12 stycznia 2013
Gracz co go zowią „mistrz świata”,
ruchy dokładnie obliczył,
królowi zręcznie dał mata
i armię zmiótł z szachownicy.
Przegrany w meczu szachowym
z wojskiem się znalazł za bramą,
bo mu nie przyszło do głowy,
aby świętować przegraną.
Zgodnie z werdyktem jurorów,
zabrzmiała zwycięska salwa,
nikt nie kreował horrorów
i nikt nie krzyczał, że hańba.
Nikt nie powiedział zwycięzcom,
że są przestępcy, oszuści,
nikt nie postraszył ich klęską
i nikt się nie dał podpuścić.
Z przegraną partią tak bywa,
przecież nie robią nam łachy;
jak ktoś nie umie przegrywać,
niech się nauczy grać w szachy!
Gorzów Wlkp. 10.01.2013 r.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek