20 april 2022
Kaboom Kaboom II
I
Ależ ze mnie byczysko że tak chętnie pakuję się pod nóż! Choć ściślej - to mnie pod nóż zapakowali. Cięgle o sobie.
Tysiąc pytań, bogaty w złote zęby otwór gębowy wszechwładnego Rozumu - chce się ujrzeć rzeczywistość z dokładnością 1:1, a przecież tu chyba raczej chodzi o drogę.
Co nie wprawiałoby mnie w takie osłupienie gdyby nie to, że zostaje z niej garść pyłu. Może w jakiś niewidoczny dla nikogo sposób dojrzewam wewnętrznie, dojrzewam do śmierci.
Prócz tego, w tej drodze do śmierci, trochę bajeruję, ale z sympatią. Bo i to kolejna myśl, która chodzi mi po głowie - jakieś Ty którego pragnie moje ja.
To nie musi od razu być miłość, a nawet wolałbym nie. Wolałbym przyjaźń, kroczenie zgranej paczki kilku szalonych duchów ramię w ramię i mała libacja co weekend.
Ale jednak pakuję się pod nóż. Ostatnio zaprzyjaźniona pani listonosz rzuciła cytatem z klasyka, niemalże jak znak, bo przecież krzywo leżący długopis potrafi być dla mnie znakiem -
- Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
A ja myślę, że może świat jest siłownią i trzeba napocić się i wykrwawić, nim dobijemy do ewentualnego portu, naszej świetlistej i pośmiertnej Itaki.
Cóż, skoro nic mniejszego niż Wieczność nie jest zdolne zaspokoić mojego byczego serca. Dopóki to jest na horyzoncie, ćwiczę na rzeźbę.
A kiedy znika jak sen - całą moją masę ściąga siła ciążenia.
W obu wypadkach myśli się o śmierci, choć inaczej pojmując jej wybawczy charakter. Tak, czasem śmierć wydaje się uzdrowieniem, a życie chorobą. Jeśliby tam miało nic nie być - to nawet lepiej.
Łaknie się snu bez snów.
Ale póki co - dalejże!
II
Mój Ojciec - byczysko - mnie kochał, choć była to miłość bardzo metafizyczna, bo niedowodliwa. Później taki starszy o trzy lata kolega był mi ojcem.
Śmiał się z moich pryszczy i był pasywno-agresywny, w przeciwieństwie do mnie energiczny, a w pewnym momencie uznaliśmy się za bogów,
Bo czytaliśmy Baudelaire'a, słuchaliśmy King Crimson i graliśmy podrzędny jazz.
Chyba wszystkie chłopaki z osiedla to właściwie pół-sieroty. Ojciec byczysko mówił, że wychował się na ulicy, ale potrzebował wieloletniego rozstania z ukochanym pierworodnym
By nabrać tej bolesnej tężyzny która uczy pokory i pytania: "co po śmierci?" Wygarnąłem mu po całości chociaż z wyczuciem, mam na myśli, ukazałem perspektywę ciemną i ciężką, choć ze światełkiem w tunelu, jak przystało na samozwańczego pastora, bo miewam kaznodziejską żyłkę.
Zmienił się.
A ten gościu, o którym mówiłem? Kawał talentu, kawał dziwaka, geniusz i troglodyta w jednym. Kocha się tragicznie od ponad dziesięciu lat w kobiecie, która nawet nie wie o jego istnieniu.
A myśmy się też kochali w jednej lasce, wybrała jego, bo prędzej nauczył się męskości. To było jak u Bergmana, tyle, że w świecie post-PRLowskim.
Wydaje mi się, że kochała i jego i mnie, są za tym pewne niemal obiektywne przesłanki.
A później wszyscy zaczęliśmy tripować, tj. odjeżdżać - choć ja najdalej, bo do psychiatryka, zahaczając o posadę ambasadora Alfa Centauri.
A odniósłszy masywne obrażenia, zainteresowałem się w końcu niczym innym jak filozofią, pytając o sens wszystkich rzeczy.
Nie znalazłem odpowiedzi, choć mam pewne wstępne wytyczne, za którymi staram się podążąć.
III
Kiedyś bardziej interesowały mnie obrazy i liryka, do których mógłbym nieskończenie tęsknić, dziś bardziej interesują mnie suche fakty, choć nie takie, jak w gazetach.
Od mojego zaprzyjaźnionego matematyka nauczyłem się myśleć zdaniami prostymi, od A do B.
To upokarza mój lucyferiański, romantyczny umysł, który, jak wspomniałem, bywał na Alfa Centauri.
Skrzydłem równoważącym ten ból są niektóre formy teologii, ponieważ to również przenosi mnie na odległe planety. Mówię o tym: science-fiction. A science-fiction...
Zadaje najgłębsze i najbardziej ogólne pytania. Choćby Stanisław Lem, teolog, pisarz science-fiction.
Oziębłem jeśli chodzi o piękno, choć może słuszniej byłoby powiedzieć, że dochodzi do mnie teraz innymi kanałami.
Prócz tego - jestem trochę wrakiem. Nie ma we mnie ni blasku ni chwały. Poczucie sensu kondensuje się w jakimś bezwymiarowym punkcie -
Inaczej niż do tej pory, ale sens pozostaje sensem.
Najważniejszy jest sens, choć przecież nie da się pojąć, czym on tak na prawdę jest. To forma nastawienia do rzeczywistości. Stan umysłu, przeciwny rozpaczy. Nadzieja jako energia, która prowadzi.
Skąd? Dokąd? Po co? Nie wiadomo.
A przecież jeszcze jakiś czas temu wierzyłem, że jeśli wystarczająco narozrabiam, zamienię się - zupełnie dosłownie -w chochlika, w szekspirowskiego Puka, będę postacią z bajki,
Będę rozrzucać bajeczne kwiaty wokół siebie, transformować szary świat w świat bajeczny.
27 may 2022
kalik
27 may 2022
wiesiek
27 may 2022
jeśli tylko
27 may 2022
jontek79
27 may 2022
Satish Verma
26 may 2022
jeśli tylko
26 may 2022
be27be27
26 may 2022
be27be27
26 may 2022
be27be27
26 may 2022
Satish Verma