23 january 2014

Moja żona Basia...

Opowiem Wam o mojej żonie...
... już jej nie mam.
 
Wydaje się, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Ja, jako... wydawało mi się prawdziwy mężczyzna chciałem żeby ta kobieta czuła się ze mną jak najlepiej, chciałem ją sobą oczarować i sprawić, żeby została moją... żoną.
 
Latałem, biegałem... podskakiwałem przy niej... a pod stopy rzucałem płatki kwiatów... Ze szczęścia wychodziłem z siebie. Sama mówiła, że ma wszystko czego  pragnie.  Z przyjemnością wyręczałem ją w różnych czynnościach i obowiązkach... W końcu powiedziała: Tak!
 
 
Byłem szczęśliwy! Często rozmawialiśmy jak będzie wyglądało nasze życie po ślubie...
 
Wesele mieliśmy wspaniałe... Przetańczyliśmy ze sobą cały tydzień...
 
Pierwsze lata po ślubie minęły mi jak w bajce.
Cały swój czas poświęcałem tylko mojej małżonce i pracom domowym. Ciągle rozmawialiśmy, kochaliśmy się, chodziliśmy do kina, na koncerty, wyjeżdżaliśmy na wakacje... W wolnych chwilach... kiedy już wszystko zrobiłem, a moja żona smacznie spała... siadałem na chwilę przy komputerze czy książce...
 
Mijały lata... Sprzątanie, gotowanie, zakupy, rachunki... wszystko to ja załatwiałem, a do tego chodziłem jeszcze do pracy, która nie była lekka. Człowiek nie jest stworzony do pracy bo się męczy... Poprosiłem zatem żonę, żeby w pewnych kwestiach wyręczyła mnie i sama zaczęła troszkę oporządzać gospodarstwo domowe...  Żona nie chciała o tym słyszeć... Mówiła, że ja nad wszystkim panuję i daję sobie ze wszystkim świetnie radę.
 
 
To ja dalej pracowałem... Z jednej pracy przychodziłem do drugiej...  Co jakiś czas w rozmowach z żoną powracałem do propozycji sprawiedliwego podziału obowiązków domowymi...
 
Co mnie ogromnie zaskoczyło, nasze rozmowy kończyły się nieporozumieniami... żona zaczęła się buntować, wyzywać mnie i obrażać. Żeby ją przebłagać musiałem podwajać wysiłki w zaspokajaniu jej potrzeb... Zażyczyła sobie domku na wsi...
 
...Po półtorej roku wprowadziliśmy się do niego.  Ale jej zachowanie się nie poprawiło (w sumie nie wiem dlaczego wyobrażałem sobie, że Jej zachowanie się zmieni??!?). Żona nie robiła w domu nic. Nie sprzątała, nie gotowała... nic! Przychodziła do domu i zaszywała się wśród swoich zainteresowań.
 
 
Nadal to ja musiałem się o wszystko troszczyć. Moja cierpliwość powoli się wyczerpywała. Dlaczego ona mogła nic nie robić... a ja musiałem zapierniczać? Wychowałem tak ją sobie... Kiedyś te wszystkie prace mnie bawiły... Kładłem się spać kiedy ostatnie kurze były wytarte... Czułem się wtedy spełniony...  kontrolowałem życie... ogarniałem dom... zaspokajałem żonę...  (jestem tego pewny... nie krzyczałaby wtedy tak i nie robiła min...)
 
 
Czy można być za idealnym? Czy to może znudzić? Czułem, że to moja wina... Jeżeli chcę żyć normalnie, musimy dzielić się obowiązkami. Kiedy zaczynałem o tym mówić słyszałem: "Co mnie to obchodzi?"; "Ty idioto"...
 
Nie wiedziałem co z sobą robić... Nie mogłem na Nią wpłynąć. Chciałem rozmawiać o naszym życiu... zaczynałem co jakiś czas.... prosiłem, żeby mi powiedziała co mam robić, żeby było normalnie. Nie chciała o tym słyszeć!
 
 
Byłem zrozpaczony. Nadchodziła wiosna. Otwierałem okno w pokoju i wpatrywałem się w pola, po których daleko widziałem spacerujące żurawie. W tym czasie zdejmowałem obrączkę i polerowałem ją chusteczką... wspominając dawne czasy i modląc się i myśląc co mógłbym uczynić...
 
Ale rozmowy, prośby, błagania... korzenie się na kolanach nie dawało żadnych pozytywnych rezultatów. Było coraz gorzej... Ciche dni... dni bez rozmów... bez spojrzeń. A jeżeli już o czymś rozmawialiśmy... to tylko wykrzykując na siebie. Podobno lepsze są krzyki niż cisza... ale tak nie jest.
 
 
Moja żona zostawała długo w pracy i późno wracała do domu. Pytałem się jej, co robi i z kim. Może kogoś miała - jakiegoś gacha?....  Ale skoro miała, to dlaczego ze mną siedziała?
 
Któregoś letniego poranka siedziałem na podłodze w pokoju, przy otwartym oknie. Polerowałem obrączkę i wpatrywałem się w kwitnące malwy. W pewnym momencie w odbiciu obrączki zauważyłem jak moją żona skrada się od tyłu... z podniesioną w górze ręką... Moja żona zamachnęła się, lecz ja byłem szybszy... Złapałem ją w pół i robiąc dwa kroki do okna wyrzuciłem ją przez nie...
 
Powiedziałem do niej... bardzo po lubelsku... "A teraz Basiu, pocałuj mnie w dupę. Właśnie się wyprowadziłaś... ty stara ... wiedźmo..."
 
www.facebook.com/starywujek000




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1