23 june 2013
Mazaje
Noc nieprzespana.
Poranne trzaskanie drzwiami, kroki na schodach i sen uleciał zupełnie.
Wyspany lub nie, czas odpowiedni, żeby zrealizować kilka zaplanowanych wcześniej działań.
Później jeszcze pośpię i Łódź powinna przejść gładko.
Ale życie wymyśla sobie co chce, więc ani chwili na chociażby małą i słodką drzemkę.
Obmyłem twarz wodą i około 21 zameldowałem się przy okienku. Z kartą pracy pobiegłem przyjmować
sprzęt stojący na kanale w hali, który głuchy, zimny i ciemny czekał spokojnie.
Pogrzebałem tu i ówdzie, a kiedy draństwo zaskoczyło, ruszyłem z miejsca.
Godzina 23 i odjazd. Wcześniej wypiłem dwie kawy, więc jakoś to szło.
Wagony turlały się posłusznie, klekocząc zgodnym rytmem, a silniki mruczały sobie z cicha.
Pociąg lekki, więc żadnego tam szaleństwa prądowego.
Ostrów Wlkp. i dalej w noc głuchą.
Do Zduńskiej Woli 90 km, a później już będę na Centralnej.
Za oknem uciekające w tył światełka wesoło mrugały, a tam gdzie ich więcej, zlewały się w pasma białych smug.
Kilka stratowanych zajęcy i sarna z wytrzeszczem. Tak się gapiła, dopóki nie poległa.
Szkoda - pomyślałem i z prędkością 80 km/h zmierzałem do stacji docelowej.
Zielone światła na semaforach i czerwone na bocznych torach, łącznie z niebieskimi,
tworzyły wielobarwną rozmazującą się przy zanikaniu linię, a tańczącą polkę na samym jej początku.
Drgania nie były w jakikolwiek sposób uporządkowane i pomyślałem o złożeniu wniosku,
aby ktoś kompetentny zajął się owym wrednie skaczącym problem.
Również stacje i budynki stacyjne zaczęły wyczyniać dziwne harce, a kiedy spojrzałem na tor,
zdrętwiałem z przerażenia. Lewy wyglądał w miarę przyzwoicie, natomiast mój - wykrzywiony i bez podkładów,
prowadził w świetle reflektorów falistą linią, a miejscami zanikał zupełnie, zakryty krzakami aronii
i agrestu wysokopiennego. Drzewka owocowe czyniły cichy szelest w zetknięciu się z pojazdem,
natomiast nie słyszałem zupełnie tarcia o kamienie, bo przecież toru już pewnie nie było.
Obramowanie dodatkowej szyby ochronnej, pomalowane na zielony kolor zaczęło powoli
zmieniać barwę na czerwoną i musiałem trochę zwolnić, jednak z nadzieją, że opóźnienie jakoś zniweluję.
Ktoś nie zgasił światła w kabinie, które zaczęło teraz mrugać, jako wskaźnik rosnącego opóźnienia.
Po cholerę nazwano pociąg pospiesznym, skoro w składzie same puste cysterny?
Analizowałem uważnie i zacząłem rwać plombę na dokumentach, bo może niepotrzebnie jadę?
Mogę przecież zawrócić, albo zaczekać...
Zaraz, a Ostrów już był?! Żeby się upewnić, sięgnąłem po słuchawkę radiotelefonu. Wołanie pozostało bez odpowiedzi,
tylko panienka z centrali pisnęła cichutko, że brak jest tutaj zasięgu.
No, gdzie ja jestem?!
Może komórką? Nerwowo szperałem w torbie podróżnej, a tymczasem zobaczyłem przed sobą dwa czerwone światełka.
Na hamowanie było już za późno i kiedy pomyślałem, że spróbuję ominąć, usłyszałem wyraźny głos mojej mamy.
- Janusz!!!
Dalekie, spokojne światła Zduńskiej Woli przypomniały o konieczności przygotowania tzw. wyrzutki,
a po dwóch godzinach stacja Łódź Olechów przyjęła mnie bardzo serdecznie.
Spać! Och, spać!
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.