Prose

Adrian Poraj
PROFILE About me Poetry (42) Prose (2)


28 december 2012

Kuszenie ateisty

Był pochmurny, zimowy wieczór. Sasza Kopiejkin wracał chwiejącym krokiem z kołchozowego przyjęcia z okazji urodzin Ojca Narodów, kiedy nagle u zbiegu dróg, przy złamanej ubiegłego lata przez piorun wierzbie, okolicę spowiła dziwna mgła pachnąca siarką.
- Cholera - pomyślał sobie - pewno znów jakiegoś gówna do samogonu dosypali.
Po chwili we mgle dostrzegł sylwetkę mężczyzny, który szedł w jego ierunku. Sasza zatrzymał się patrząc z niedowierzaniem jakby widział zjawę deliryczną. Nieznajomy mężczyzna podszedł blisko i rzekł do niego.
- Przepraszam pana czy to jest droga do wsi Biełucha ?
- To ta na wprost mnie- odpowiedział Sasza nie odrywając od nieznajomego wzroku.
- A jest tam jakaś stacja kolejowa? - spytał ponownie nieznajomy.
- Tak jest, ale ostatni pociąg już chyba odjechał.
- Hm, niedobrze. A nie mógłby mnie pan przenocować? Nie pożałuje pan. - odparł nieznajomy wyciągając spod płaszcza butelkę wódki.
Kopiejkin zmierzył go ponownie wzrokiem przyglądając mu się dokładnie. Osobnik stojący na przeciw niego nie sprawiał na pierwszy rzut oka wrażenia podejrzanego inwiduum. Ubrany był w nowy, czarny, wełniany płaszcz, kędzierzawą czuprynę przykrywała zaś płócienna czapka z daszkiem. Na ogorzałej nieco twarzy rysowała się surowość, zaś wzrok był przenikliwy, jakby oczy wysyłały niewidzialne promienie.
- Wypić zawsze warto, - pomyślał sobie - z tym noclegiem też nie powinno być kłopotów, już zaczyna się zciemniać, więc do rana raczej nikt go nie zauważy. - Dobra, chodź pan - rzekł do nieznajomego.
Było już ciemno kiedy dochodzili do wsi. Psy na podwórkach zaczęły szczekać. Dom Kopiejkina stał nieco na uboczu niedaleko starego cmentarza. Kiedy weszli do domu, Sasza dorzucił trochę chrustu do wystygłego pieca i rozpalił ogień. Nieznajomy postawił na stole butelkę i usiadł, Kopiejkin w tym czasie wyjął dwie szklanki z kredensu obok pieca.
- No to napijmy się - rzekł siadając naprzeciw. - Pańskie zdrowie.
Biesada trwała dość długo. Gdy następna butelka została prawie opróżniona Saszę zmogło i usnął na siedząco. Rano gdy się obudził nieznajomego już nie było, natomiast na stole leżał list przykryty sturublowym banknotem. Zdumiony sięgnął ręką po list i zaczął czytać.

,,                    Szanowny Saszo Iwanowiczu Kopiejkin.

Pewnie na początku listu zdziwił się pan skąd znam pańskie
nazwisko. Nie ważne skąd je znam. Chciałbym podziękować panu za
gościnę tym sturublowym banknotem. Mam do pana jeszcze jedną
prośbę, chciałbym, żeby co tydzień zapalał pan świeczkę na grobie
bez krzyża. Znajdzie go pan bez trudu, gdyż jest on przy murze po
lewej stronie cmentarza pod świerkiem. Jako zapłatę otrzyma pan
sto rubli które znajdzie pan w pniu złamanej wierzby przy drodze
gdzie się spotkaliśmy.

                                                                Pozdrawiam Ateusz."

- Sto rubli piechotą nie chodzi, zawsze się przyda na gorzałkę. - Pomyślał. - Niezły chłop z tego Ateusza.
Mijały kolejne dni. Sasza regularnie zapalał na cmentarzu świeczkę, a następnie za znalezione ruble zaopatrywał się w bimber i upijał się w samotności. Dobra passa jak wiadomo nie może trwać wiecznie i któregoś dnia powinęła mu się noga. Wracając z kołchozowej wachty do domu, na tej samej drodze gdzie spotkał nieznajomego zobaczył stojący samochód, przy którym stało dwóch funkcjonariuszy w budionówkach na głowie.
- Czego towarzysz tutaj szuka? - spytał się jeden z nich.
- A niczego. - odparł mimochodem.
- Pozwoli towarzysz z nami.
- Przecieź niczego złego nie robię? - rzekł nieco już przestraszony.
- Nie utrudniajcie towarzyszu, nic to wam nie da.
Po chwili wsadzili go do środka i auto odjechało w sobie wiadomym kierunku.
Siedział w celi przez kilka dni, aż wreszcie doczekał się przesłuchania. Dwóch barczystych strażników prowadziło go przez wijące się jak wąż korytarze i schody do pokoju przesłuchań. W środku, przy starym, wytartym biurku siedział dość otyły osobnik w oficerskim mundurze. Gdy strażnicy usadzili go na zydlu i wyszli, przesłuchujący otworzył grubą teczkę z aktami, skierował świecącą się lampę na niego i zaczął mówić.
- No i jak Kopiejkin przyznacie się sami? - spytał się patrząc podejrzliwie.
- Ale do czego? - spytał się Kopiejkin przestraszony.
- Już wy dobrze wiecie do czego. - rzekł uśmiechając się ironicznie. - Co nic sobie nie przypominacie?
- Nie.
- Niedobrze, niedobrze, ale my już wam pomożemy przypomnieć. -
Przesłuchujący zapalił papierosa i mówił dalej. - Co takiego robiliście na cmentarzu?
- Nic takiego, zapalałem świeczkę.
- Zapalał świeczkę. Patrzcie, towarzysz Kopiejkin nagle stał się wierzący. - rzekł z ironią oficer śledczy. - Gadaj ty parszywa wszo od kogo dostawałeś pieniądze! - wrzasnął waląc pięścią w stół. - Może od Trockiego, co?
- A więc już wiedzą o pięniądzach. - pomyślał - No to naprawdę niedobrze ze mną. Tylko ciekawe kto na mnie doniósł? - Wątpliwości spływały w skołataną głowę Kopiejkina niczym wodospad, ale im bardziej wysilał pamięć tym więcej ich było. Nagle pojawiła sie mu myśl. - A może to ten
Ateusz co u niego był doniósł na mnie? - Pokrzepiony nieco na duchu odparł. - Pewien nieznajomy co u mnie nocował prosił bym zapalał świeczkę na grobie, w zamian zostawiał mi sto rubli.
- Pewien nieznajomy... No proszę, jak ładnie sobie przypomnieliście - odparł z szyderczym uśmiechem śledczy. - A nie przedstawił się?
- Podobno Ateusz...
- Ateusz... Bardzo oryginalne. Widzicie jak sobie ładnie przypominacie Kopiejkin - odparł zgryźliwie.
W tym momencie Kopiejkinowi zrzedła mina, wiedział już że się nie
wykaraska.
- Strażnik! - zawołał oficer śledczy. - Wyprowadzić!.
Następne dni spędzał zwinięty w kłębek siedząc na pryczy, jakby  już na dobre pogodził się z losem. Pewnego dnia drzwi do celi otwarły się i do środka wszedł osobnik z wyglądu przypominający gościa z tamtej nocy. Kopiejkin na początku nie zwrócił na nowo przybyłego uwagi, lecz gdy drzwi do celi zatrzasnęły się z hałasem spojrzał przy okazji. I nagle coś go tknęło. Figura i twarz nowego więźnia przypominały Ateusza.
- Czy my się przypadkiem już nie spotkaliśmy? - rzekł do nowo przybyłego wstając z pryczy. Lecz tutaj się pomylił...
Nowo przybyły, a był nim niejaki Alosza Antiochin zwany w miejscowym
świecie przestępczym Gruchą, istotnie był podobny do owego Ateusza. To że znalazł się akurat w areszcie śledczym wynikało z jego pecha jakiego miał ubiegłej nocy. Podczas włamania do sklepu nieco się zmęczył niż zwykle, gdyż założono nową kłódkę i zaczęło go już suszyć po ostatniej libacji. Gdy znalazł więc skrzynkę wódki Stolicznaja przystąpił niezwłocznie do degustacji, lecz przy czwartej butelce go zmogło i rano zamiast cieszyć się z łupu na wolności, trafił za kratki.
Antiochin mruknął na Kopiejkina spoglądając spode łba.
- Coś chciałeś frajerze?.
Tutaj Kopiejkina zmroziło, gdyż już wiedział, że się omylił.
- Przepraszam, po... - Nie zdążył dokończyć gdyż w tej samej chwili poczuł jak coś ciężkiego trafia go w twarz. Po chwili z rozbitym nosem wylądował obok kubła z nieczystościami ku uciesze celowej ferajny, a Grucha wygodnie wyciągnął się na jego pryczy.
Wyrok w sprawie Kopiejkina wydany przez miejscową trójkę zapadł dość szybko, wysyłając go do obozu pracy na Kołymie. W aktach jego sprawy pojawiła się jeszcze taka notatka:
,, Śledztwo w sprawie podejrzanego Saszy Iwanowicza Kopiejkina dobiega pomyślnie końca. Podejrzanego Ateusza jak dotąd nie ujęto. Poszukiwania w toku."




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1