20 january 2014

Myszsajz /fantasy/

Malutka, pospolicie biała, z przykurczem tylnej łapki, pewnie ostatnia z miotu. Jedyna (poza akwarium) przedstawicielka fauny w przeszklonym na zielono patio. W oazie relaksu, wśród egzotycznej roślinności, przy nutach muzyki relaksacyjnej. W przystani dla zmysłów, której podopieczni i ciało wychowawcze zgodnie nie trawili. Za to oczko w głowie psychoterapeutki i dyrcia - osób nienacechowanych przerostem wyobraźni, inicjatywy, czy pomysłowości.
 Zabawowa, chętna do tresury, niezmęczona w kołowrotku, na rolce, drabinkach, czy na bujawkach. Przekarmiana przez młodocianą przedpatologię i napiętnowana przez dyrektora internatu. Do jego gabinetu trzeba było przejść przez ten przyczółek zieloności. No, taki układ, a na inne nie było funduszy. Dyrcio może i darowałby maleństwu, ale nie panna Zyta. Owa parakreatywna, placówkowa psycholożka, która najchętniej wpasowywała się w obszerny plac panadyrektorskiej kanapy. Cóż - szefowie miewają słabości, słabości miewają fobie, te pociągają konsekwencje. W wyniku wybuchu jednej z nich myszka w trybie natychmiastowym trafiła pod opiekę pewnego ucznia. Chłopak co prawda uczęszczał do placówki szkolno-wychowawczej, ale w internacie nie mieszkał. Był z sąsiedniej wioski, a jego pobyt, to również efekt układów. Tych swojskich, miejscowych, ale w sumie w dobrej wierze. Trzeba sobie pomagać po sąsiedzku, zwłaszcza, kiedy nad głową syna sołtysa wisiała groźba ścisłego poprawczaka.
 Samotnik, nadwrażliwy odludek, bujający w chmurach romantyk - w wolnym tłumaczeniu odszczepieniec. Natura nie pożałowała chłopcu nieprzeciętnych rysów twarzy, ślicznych oczek i smukłej sylwetki, no ale jak powiadali: urodą kapusty nie okrasisz. Ze zwierzakami gadać potrafił. Nikt się we wsi oficjalnie nie przyzna, ale bywało, że wołano Grześka przed weterynarzem, żeby dopytał kobyłę, czy krowę, co im dolega. I sprawdzało się, oj, sprawdzało. Weterynarz tak szczegółowo doinformowany pomagał, a jakże. W diagnozie nieomylny, w terapii skuteczny, nawet jak przybijał opity. I może dlatego najpierw Grzesia ściągano? Kto ich tam wie. A chłopak w kryminał byłby się wplątał z tej dojmującej inności. Z tej samotności i z przelotnej chęci wkupienia się w szemrane kolesiostwo, z przyjezdną paczką lepkorękich wyrostków. Swoi wyśmiewali, a tamci nawet posłuch dawali, szczególnie w temacie sezonowego sąsiedztwa. Ot, i tyle tego jego przewinienia w kwestii stania na świecy przy włamach do domków letniaków.
 - Takie coś to się u nas truje przecież, pułapki na to zastawia, a ta burżujka chyba jakaś - ironizował sołtys, kiedy syn przytargał do domu klatkę z Pusią. A nawet matczyną palmę do werandy wyniósł, żeby na rattanowym stoliku umieścić gryzonia. Nie dziwadło?
 
 
II
 
 
Dziś Grzegorz kończy osiemnaście lat. Będzie tort po kolacji. Żadnych imprez w gronie rówieśników, no bo z kim? Przed zdmuchnięciem świeczek znów każą pomyśleć marzenie. Ale on już nie ma złudzeń. Nigdy się stąd nie wyrwie i nigdy się z nikim nie zaprzyjaźni. Taka karma, takie widać przeznaczenie. Zaklinaczem bydła zostanie, z gołębiami pogrucha, łabędzi na jeziorze wypatrywał będzie, żeby się dowiedzieć, co nowego u kłusowników. Dwudziesty pierwszy wiek, internet w remizie, a on jakimś wiejskim szamanem zostanie. Żeby chociaż jaki opóźniony był, ale skąd. Nawet z wyróżnieniem szkołę skończył. Tę za karę, bo chociaż po roku miał możliwość zmienienia, jednak został. Przyzwyczaił się, zasiedział. Zawodu zdobywać nie musi, zna się na robocie i bez tego. Nic go w życiu poza gospodarowaniem z tatkiem już nie czeka. Pewnie starym kawalerem zostanie, a przecież tak kocha, od piaskownicy oczy za Mirą wypatruje. I na patrzeniu musi poprzestać…
Czarno widzi to wchodzenie w dorosłość i ciemna się przed nim ścieli przyszłość. Ale zaraz…, ma jedno marzenie. To awaryjne i niezmienne. Od lat je ma i pewnie znów na niespełnieniu się skończy. Piąty rok, a Pusia milczy, jak zaklęta. Jego pierwsza porażka w gadce z mniejszymi. Ech… A tak w ogóle, to ile lat żyją myszy? Musi to sprawdzić w necie, koniecznie.
 

- Ty potrafisz mówić?
- A co mam nie potrafić –  Pusia po raz kolejny zaszczebiotała, a nawet zachichotała.
- O rany! Myszy potrafią się śmiać? Te szare, polne nie potrafią.
- Jak nie potrafią? Widać miałeś do czynienia z jakimiś mrukami. Każda mysz to potrafi. A zresztą nie dziwię się. Bez urazy, ale i ty wesołkiem nie jesteś, że o duszy towarzystwa nie wspomnę – znowu śmiech.
- Zresztą i ja zaskoczona jestem, że są tacy… tacy… dziwni ludzie, którzy potrafią w naszym języku – dodała.
- O! Jaka złośliwa. Pyskata. A przy określeniu, że dziwny, to się zawahałaś. No, jak mnie chciałaś nazwać? Dawaj. Albo nie. Nic nie mów. Nie chcę, żebyś musiała skłamać. Jak nie gadałaś, to lata całe, a jak zaczęłaś nadawać, to końca nie ma. Bez odbioru – warknął przez zęby.
- Ojtam, ojtam. Bez takich. Przepraszam. Słyszysz? Pysiu? Eee…no!  Aaaa…I wszystkiego naj z okazji urodzin, Pysiu…
Udał, że nie słyszy. Chciał z nią jeszcze pogadać, bardzo chciał. Cisnęło się, żeby dopytać, dlaczego tak długo musiał czekać, jednak darował sobie. Niech nie myśli, że jest taka ważna. Nie okaże jej, za nic nie da po sobie poznać, co się teraz dzieje w jego sercu. Jakie skowronki nad głową furgoczą, jak na duszy cieplutko. Nie powie, niech ma. Kara musi być! Ale jak czule do niego powiedziała: Pysiu…Heh… Dwa razy tak powiedziała… Skubana jedna… Uśmiechnął się pod nosem – bardzo szeroko się uśmiechnął, co nie zdarzało mu się często. Ale ma się rozumieć, tak mu się serdecznie roześmiało, żeby mysz przypadkiem nie zauważyła.
 
 
III
 
 
- Teraz już wiesz, dlaczego nie sposób otworzyć niektórych serc. Wiesz też, dlaczego niektórych zwyczajnie otwierać nie należy. Pęknięte, w miejscu spoiwa, które funduje czas, jest słabsze, bardziej kruche. Wtedy może dojść do przecieku, do uwolnienia zakażonej krwi. Dlatego ty zachorowałeś, a ja i tak nie jestem zdrowsza.
 - Milczałaś przez lata, dlaczego akurat teraz puściła tama? Zrobiłaś to specjalnie. Chciałaś, żebym cierpiał. Jesteś okrutna, podła i nieodpowiedzialna. Wchodziłem w życie, a ty mi je obrzydziłaś. Co chciałaś mi uświadomić? Twój mysi świat nie ma nic wspólnego z moim.
- Hmm… A co mi zarzucałeś? Jakich argumentów używałeś? Kto sugerował, że jako zwierzak nie jestem zdolna do wyższych uczuć? Porównywałeś mnie do skamieliny. Nie potrafię zgłębić ludzkiej mentalności. Mam wrażenie, że w moim świecie wszystko jest jednak prostsze, mniej zakłamane, wolne od hipokryzji.
- I ty mówisz o hipokryzji? W internacie byłaś pogodnym stworzeniem. Zabierałem do domu wesołego, zabawowego futrzaka. Skąd mogłem wiedzieć, że chcąc nawiązać kontakt otworzę puszkę Pandory?
- Ach… tak. Liczyłeś na dobrą zabawę. Na relaks, na oderwanie od twojej ponurej rzeczywistości. Co ja mogę w tej sytuacji powiedzieć? Czy mogę zasugerować, że nawet niewinna zabawa może się skończyć, jak niefortunny skok z bandżi?
 
 Grzegorz już jej nie odpowiedział. Właśnie podjął  ostateczną decyzję, od której nie będzie odwołania, odwrotu, czy chwili zawahania. Tym razem podziała nie sercem, ale rozumem i zda się na instynkt samozachowawczy. Ludzie też go posiadają, chociaż ta cholerna mysz chyba nie wzięła tego pod uwagę.
 
 
IV
 
Jestem nawiedzona. Kiedyś zapytałam guru naszego laboratoryjnego stada, czy myszy mogą być opętane. Roześmiał mi się w pyszczek. Przecież myszy nie wyznają żadnego Boga. Nie ma Boga, nie ma i Złego. Tak tłumaczył, a potem, już w gnieździe, rodzeństwo śmiało się ze mnie, kiedy w chwili słabości przyznałam, że czuję obecność czegoś ponad. Czegoś większego od nas, większego od naszego guru, a nawet od świata naczelnych.
Żyjąc w terrarium i zabawiając człowiecze dzieci byłam bardziej wolna, niż obecnie. Teraz nauczyłam się marzyć, wyobrażać, pragnąć czegoś więcej i to jest moim przekleństwem. Pysio niepotrzebnie pokazał mi świat. Nasze wspólne wycieczki po wsi i nad jezioro, te wypady do rozśpiewanego lasu, telewizja, filmy o innym życiu na Ziemi. Te wszystkie zwierzęta, ich historie. I on z tym swoim niesamowitym wnętrzem.Był tajemniczą jaskinią, do której wpuszczał tylko mnie i po raz pierwszy w życiu poczułam się wyróżniona. Nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje taka istota. Niektóre światy nie powinny się przenikać. Będziemy się tak mijać: on w podróży do mnie, ja w drodze do niego. Nie ma wspólnej płaszczyzny, chociaż stąpamy po jednej Ziemi.
Tak sobie myślę: ten dorodny, wąsaty mysz, jak mu było? A…Jędy –  co za imię? Co za kreatura. Tak w pyszczek wywalił, w czym rzecz. Bez ziarenka prosa, bez kropli rosy, bez pędu młodej trawy. A kiedy pogoniłam, jeszcze mi na odchodne rzucił, żebym tak nosa nie zadzierała i nie zapominała, że w sumie dziwoląg ze mnie i w dodatku kulawy. Że nie idę, ale kuśtykam, na wzór straganowej baby od ludzi, co to kosze z rybami taszczy i nie porusza biodrami jak ponętna samica, ale jak skrzywiona miednica. Pysio nigdy by się tak nie wyraził… Chociaż myśli o mnie z pewnością podobnie.
 
 Nie rozumiem jej. Dlaczego nie potrafi cieszyć się chwilą? Dlaczego nie czerpie, patrząc w przyszłość, tylko rozdrapuje rany tej podkurczonej łapki. O co jej chodzi? I czego ode mnie oczekuje? Chciałem dać jej wolność, pomóc dostosować się do życia wśród polnych myszy. Pootwierałem przed nią tyle horyzontów, wskazałem możliwości, a ona nic. Siedzi w tej klatce i filozofuje. Ostatnio sparafrazowała klasyka i mówi do mnie: nie pytaj co mogłeś zrobić dla myszy, zapytaj co ta mysz już zrobiła dla ciebie. A co niby zrobiła? Zmieniłem się, kończę ogólniak, ale ona nie ma z tym nic wspólnego… A… Może jej chodzi o infekcję, którą od niej załapałem – że niby tylko mnie wzmocniła i uodporniła…? Hmm… Tylko na co? Dziwne, ale ten zwierzak wgryzł mi się gdzieś w podświadomość. Spotykając na swojej drodze dziewczyny, łapię się na tym, że zaczynam je porównywać do mojego futrzaka. Był kiedyś taki film, o pojebanym multimilionerze, który zakochał się w owcy. Kto go grał? Zaraz… zaraz sobie przypomnę…
 To były przedostatnie, w miarę ciepłe myśli Grzegorza pod adresem Pusi. Do ostatnich jeszcze wrócimy. Wydarzenia następnych tygodni skłoniły chłopaka do nieodwracalnych decyzji, o których była mowa wcześniej. Spotkamy go po latach i nie wiem, czy ktokolwiek zdoła rozpoznać w nim niedoszłego, wiejskiego szamana.
 
 
V
 
 
 - Zmienił się nie do poznania. A mówili, że miasto psuje. Naszego Grzesia miasto uzdrowiło. Ten jego dyplom to sobie oprawię i przy Matce Boskiej powieszę. O wnuki czas zacząć się modlić. Piękna dziołcha z tej Gabrysi, no miód z mlekiem. Mira przy niej, to gęś siodłata. I dobrze jej tak. Oby jeszcze w tym roku na zapowiedzi dali…
 - Śpij, matka, dupy nie zawracaj. Za dużo sobie obiecywać, to jak totka wysłać i jeszcze przed losowaniem głowę łamać, co i jak z fortuną porobić. Dobranoc.
 
 
 
 - Gdzie ją trzymacie, tatku?
- Na strychu, w metalowym pojemniku. Dziur my nawiercili i…
- W pojemniku? W ciemnicy? Serca nie macie?
- Musowo było, bo pręty przegryzała, a i kaleczyła się przy tym niemiłosiernie. No i inne tatałajstwo do niej lgnęło, jak do lepu jakiego. Miało się to jeszcze rozmnożyć? I ciesz się, że ją w ogóle trzymamy. Z serca właśnie. Z serca do ciebie, synu…
- Jak do tego doszło?
- Jak u ludzi. Nagle i niewytłumaczalnie. Można by powiedzieć: całkiem bez powodu. Zdziczała, kąsać zaczęła, miotać się, obijać, futro sobie wygryzać, ech… A swoją drogą, wiesz ty uczony psorze ile żyją myszy? Bo ja już się pogubiłem w rachubach, ale na mój chłopski rozum, to nie jest normalny gryzoń. Zaraza jakaś, zajzajer nie z tego świata. Może mutant jaki, eksperyment laboratoryjny?
- To nieludzkie, coście zro…
- Ejże! – twarz sołtysa aż poczerwieniała.
- A gdzie żeś był przez te lata? Przecie nie za granicą? Jak żeś nas odwiedzał, jak było? Jedno pytanie miałeś: żyje? Tom odpowiadał, że i owszem. A o szczegóły żeś nie dopytywał. Teraz jak żeś na stałe wrócił, to lawina pytań i jeszcze więcej kamieni? Ja nie takie problemy mam! Sami my tu z matką! Na całej gospodarce! Mieli my się jeszcze zanadto twoimi fanaberiami zajmować? Dawno utopić toto trzeba było! Sam nie wiem, czemu dałem wiarę, że to inne i tak, o…!  Zostawiłeś nas z tym gównem, to co się czepiasz?
- Zostawiłem…
 
Grzegorz doskonale wiedział, jak do tego doszło.. Wiedział, ale znów dał o sobie znać zbawienny instynkt samozachowawczy. Jedynym pocieszeniem będzie…? Może dzięki temu jest w stanie…? Poza tym ludzie nie rozmawiają ze zwierzętami. Ale czy na pewno…? Może to, czego doświadczył i ten przeklęty dar będzie można przełożyć na…? Ma taką szansę, bo…? Co? Co sugerowała mu mysz, kiedy sparafrazowała Kennedy’ego? Tego się już nie dowie. Nie uzyska odpowiedzi na wiele pytań, ale całe życie przed nim. I gdzie popełnił błąd? Może kiedyś zakrzyknie: Eureka?
 

VI

 
 
- O rany!!! – aż nim rzuciło o framugę drzwi. Czuł, jak włosy stają na głowie, bo to na co patrzył przerastało jego oczekiwania o co najmniej kilka głów.
 - Spokojnie, Pysiu… - mysz zrobiła krok w jego stronę.Chciał się odruchowo cofnąć, ale już leżał na ścianie. Minęła dłuuuga chwila, zanim wyrównał oddech. Musiał kilka razy przełykać kluchę blokującą krtań, zanim mógł cokolwiek powiedzieć.
- Ożesz… Puśka… Nie podchodź, proszę… Co jest? Co się z tobą stało?
- Piłam ze Zródła Poznania. Zawsze widziałam, że istnieje i znalazłam. Guru nie miał racji.
 - Z czego...? Nieważne… Zrób się sobą, Jezu… Zrób, jak było, bo jak matka wejdzie, to zejdzie.
 - Ale, Pysiu… Czy nie tego chciałeś?
- Odbiło ci? Przez myśl mi nie przeszło! – chłopak ostrożnie przesunął się w stronę fotela. Czuł, że może zemdleć. Usiadł, nie spuszczając przerażonych oczu z myszy. Ta znowu się poruszyła, przechodząc z czterech do pozycji stojącej.
 - Nie! Nie ruszaj się, błagam…
 - Ale, ale ja… Nie… Ja nie rozumiem…
- Czego, do cholery nie ogarniasz, potworze?
- Potworze? Jak możesz? Po tym wszystkim, po tych latach, po tych wypadach, po…po pragnieniach…
- Po pragnieniach? Co ty bredzisz?
- No, przecież mówiłeś… Pomyślałam wtedy, że problem tylko w moich… gabarytach, że jak będ…
- Nie kończ! I nie ruszaj się! Jeej, no w chuj! W chuj! Ja pierdole! Jakie to obrzydliwe. Te twoje te… ten, no… rząd… te, no… w chuj! Te cycki! Zakryj się! Zakryj, bo się zbełtam! Na cztery łapy i to natychmiast! - półtorametrowa mysz posłusznie przyjęła pozycję i cofnęła się w głąb pokoju. Drżała.
  

- I co ty masz na pysku? Ojca żeś mi pożarła?
- No, co ty… Usta… Usta umalowałam… - teraz już i drżała i łkała.
- Kurwa, przecież ty nie masz ust! Ciebie w ogóle tu nie ma! Nie ma! Zniknij! Pędź stąd! Spierdalam stąd w chuj! W dupe! W pizdu! Za kogo ty mnie masz? Za zboka? Za pojeba jakiegoś? Za popierdoleńca? Za pojebanego zoofila? Pukpuka zwierzaczków?

- Ale… Ale ja nie chciałam nic poza… I nie myślałam o… Tylko chciałam… Chciałam wiedzieć, jak j…
 
 


VII

 
 
 - Halo. Panie Grzegorzu. Słyszy mnie pan? Halo, halo… Tu Ziemia, wracamy, tak? Panie Grzegorzu, słyszy mnie pan? – delikatne oklepywanie po twarzy, uścisk czyjejś zimnej dłoni. Znowu chłodny dotyk delikatnych dłoni, uchylanie powiek i ostre światło.
 - Boli… Kłuje…
- Co pana boli?
- W głowie… Kłuje… To światło…
- O! I jest pan. Słyszymy się i widzimy się, tak?
- Taaak… Gdzie się… Co się…
- Spokojnie. Czy pana coś boli? Co pan czuje?
- Nic nie czuję. Nic…Nic nie boli…- nerwowy ruch powiek, żeby przepędzić mroczki przed oczami. Łagodna twarz kobiety w bieli i uśmiech, cieplejszy od rąk.
- Widzę… Co jest?
- Już wszystko dobrze. Miał pan wypadek na motocyklu, ale jechał pan sam. Wszystko w porządku. Wrócił pan do nas. Po wielu dniach… Tak się cieszymy… - znowu uśmiech i obraz zaciemniła kolejna postać.
- Synku… Synku kochany mój… - cichy płacz, ciepły dotyk na policzku i coś gorącego, coś mokrego.
- Mama… Nie płacz…
- Jest i Gabrysia. Gabryś, no podejdź… Chodź, dziecko, chodź…
- Cześć, piękna… – jeszcze cieplej i ten cudowny zapach, tak rozpoznawalny.
- Zaraz po tatka zadzwonimy, zaraz… Gdzie ja mam ten telefon.. - skrzypnięcie drzwi.
- Gabi… A Pusia? Co z Pusią?
- Jaka Pusia, kochanie? Nie rozumiem…
 
 
 Minęły dwa tygodnie.
- Panie Grzegorzu, drogi panie kolego, odwołuję się do faktów i do pana rozsądku... Po serii badań i po próbach rozmów, że się tak oględnie wyrażę… Hmm, a raczej żywiołowych.. dyskusji z neurologiem, ja jako psycholog niczego nowego nie wniosę, poza tym, czego już był pan łaskaw wysłuchać i od kolegi i po raz kolejny ode mnie. Czas. Proszę sobie dać więcej czasu.
- Przecież nie zwariowałem, czy się mylę? Może powinienem poprosić o psychiatrę?
-  Nie. Absolutnie nie. Proszę zrozumieć. To halucynacje. Ha lu cy na cje.. Nic szczególnego w stanie, w którym pan przebywał. Przecież nie jest pan laikiem i chyba nie muszę tłumaczyć procesów chemicznych, jakim może ulegać mózg na drodze powrotu do…
- Brednie. Nalegam na dalsze konsultacje. Wiem, czego doświadczyłem – realnie. Jedenaście dni w śpiączce… A co, jeśli nadal wam nie wierzę? Może to jakaś zmowa? Działanie, dla tak zwanego dobra? Nalegam na kolejne badania, albo niech mnie wypuszczą do domu. Sam pewne rzeczy zweryfikuję i zobaczycie, że wi…
- Panie Grzegorzu, proszę… Z tego, co słyszałem, a i widzę, jeszcze za wcześnie na wypis. Jest pan do połowy w gipsie, Nalegam. Proszę dać sobie i nam więcej czasu. Powtarzam: pana mysz jest myszą, jak inne. Siedzi w terrarium, ma normalne wymiary i nic szczególnego się z nią nie działo, ani nie dzieje. Ma się doskonale, że tak powiem… Pan wybaczy, ale na mnie już pora. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Żegnam...
 - Wie pan, ile żyje mysz? No, wie pan, do jasnej cholery? Czy ktoś z was, wykrochmaleni ignoranci zdaje sobie sprawę, ile w ogóle żyje zwykła mysz???
 
 
 
KONIEC




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1