8 august 2011
5. Pomiędzy udami: Oliwia- zza mgły
Wiosną, zupełnie niespodziewanie mąż Lilith spakował swoje rzeczy i pewnego pięknego dnia odszedł. Lilith przez długi czas nie mogła w to uwierzyć, tak bardzo był w niej zakochany, że niemożliwym wydawało się jego odejście, które niestety stało się rzeczywistością. Ale tak naprawdę Lilith była z nim z przyzwyczajenia, żyła z nim jak z przyjacielem, i choc sypiali razem, to na seks nie mogła liczyć. Ale za to rekompensował jej to swoją opiekuńczością, oddaniem, wyrozumiałością. Wiedział o Laurze, o tym że tylko ją potrafiła pokochać i że nigdy to uczucie nie zniknie i pogodził się z tym. To małżeństwo było swego rodzaju ucieczką przed tym niechcianym i nieodwzajemnionym uczuciem, tłumionym przez lata, było też wygodne ze względu na brak akceptacji dla seksualnej odmienność Lilith, o której niestety dowiedziało się jej bliskie otoczenie. Jednak to odejście odchorowała. Ale gdy depresja minęłą, a tabletki przestawały być powoli potrzebne poczuła nagłą ochotę poczucia Oliwii między udami, z żalu błądząc we wspomnieniach, wyszukując chwil ulotnych i pięknych, którymi utkać by mogła samotnośc, całkiem nową sytuację, w jakiej przyszło się jej znaleźć. Wiedziała, że jej nie odmówi. Więc długie godziny minęły na rozmowach, żal z siebie obie musiały wyrzucić, by oczyścić się wewnętrznie, i wreszcie Oliwia nie wytrzymała napięcia i przyjechała. Umiała pokazać Lilith jak bardzo była stęskniona kobiecego ciała, jak zwierzęta rzuciły się na siebie całując zachłannie, biorąc w dłonie wszystko co dać właśnie chciały, ugniatając piersi zdecydowanie, niedowierzając, że wreszcie nikt im nie przeszkodzi. Niemym przyzwoleniem lekkiego uśmiechu zaczynała się fascynująca podróż w głąb siebie, upojone swoim zapachem wtulały się w siebie niespiesznie, i to co do niedawna wydawało się nierealne, powoli stawało się rzeczywistością, namacalnym pragnieniem, które wreszcie zostało spełnione.
Pajęczyny rankiem były mokre, drobne owady brzęczały wśród zaspanych drzew za Lilith, kiedy Oliwia obudziła ją delikatnie całując jej stopy wplątane w wilgotne od rosy porannej, pożółkłe i niesforne źdźbła traw. Szemraniem leśnego strumienia, który znikał wśród skał nieopodal, sen umykał spod przymróżonych drżeniem promieni nieśmiałego słońca powiek. Oliwia od tamtego przykrego wydarzenia swoje powieki miała przymknięte i nie widząc kształtów, ani zarysów barw świata odkrywała wszystko dłońmi. Każdego dnia na nowo stwarzała nimi rzeczywistość na swój obraz i podobieństwo, kreśląc zapamiętale swoją linię życia. Przebijające się przez gmatwaninę gałęzi słońce bawiło się na jej twarzy, czerwienią podkreślając lekko rozchylone usta, na kasztanowe włosy kładąc nieskończoną paletę barw i choć dla Lilith te świetliste igraszki były zapowiedzią pięknego dnia, to Oliwia nie miała ich nigdy zobaczyć zza powiek, pod którymi po wypadku zamglone oczy rozróżniać mogły jedynie światło od ciemności. Wtulone w siebie splatały palce mocno, by się nie rozdzielać, każda bowiem najmniejsza odległość powodowała nagły atak bólu w okolicy serca. Zimna ziemia pod kocem tylko wzmagała apetyt na siebie. Sukienka od rosy wilgotna oblepiała zmarznięte uda Lilith, we włosy wplątały się połamane gałązki krzewów, które niemalże niewyczuwalnie Oliwia wyskubywała wygładzając lekko zmierzwione złociste kosmyki. To w nich zagubiły się promienie tego niewinnego poranka. Ptaki przelatywały nieopodal, budzące się słońce ogrzewało ich wilgotne piórka, a Lilith rozpalały błądzące po jej ciele dłonie Oliwii.
U niej w domu zawsze pachniało ciastem i chlebem. Troskliwe ramiona matki, ciepłe słowa babci, przytulna atmosfera w domu przy lesie, z pachnącym drewnem z czereśni w ognisku w ogrodzie. Trzymając Oliwię za rękę Lilith czuła się za nią w pewnym sensie odpowiedzialna i nigdy wcześniej nie była tak bezbronna, gdy Oliwia trzymała ją w ramionach jak skarb najcenniejszy. Delikatnie muskała opuszkami palców usianą piegami twarz Lilith, która patrzyła wtedy na Oliwię szukając jej wzroku, spragniona zachłannych spojrzeń, którymi mogłyby się wtedy obdarować.
Noce przechodziły w dzień niepostrzeżenie, zapomnienie świata stawało się esencją tych chwil ulotnych zawieszonych na gęstym i lepkim, wilgotnym od wspólnych, jednostajnych oddechów powietrzu. Cudowne były spacery polnymi ścieżkami gdzie nie raz zaplątały się w zboża turlając się spocone po ziemi. Kłosy złociste tuliły się pod szeptami chciwymi nim kobiety zaczynały się pieścić, a pieszczotom nigdy nie było końca. Palce Lilith zawsze potrafiły zdziałać cuda, a Oliwia na samą myśl o tym, co czeka ją z tych rąk odczuwała przyjemne ciepło w dole brzucha. Nogi ledwie muśnięte dłońmi same się rozchylały, gdy całowaniem rozpalała każdy fragment drżącego ciała Oliwii. Ustami wilgotnymi znaczyła swoją obecność, a cały świat znikał we mgle oczu Oliwii, wszystko tam miało swój początek i znikało w niej. Nie pamiętały już, jak do tego doszło, że postanowiły w nieprzerwanym pędzie zbliżać się do siebie. Każdej chwili, jedynym czego tak naprawdę pragnęły było wpleść znów palce we włosy, znów poczuć się nawzajem między udami i rozchylić usta bezwiednie. Lilith uzależniła się od lubieżnych słów Oliwii mieszanych z pochlebstwami, wypowiadanych bez względu na to, czy ktoś inny mógłby je usłyszeć. Nic nie było w stanie zakłócić harmonii między nimi, naruszyć znieruchomiałego w ramionach cichego oddechu, ani osuszyć wilgotnej od szeptów chciwych szyi i uszu, gdy tak z rozkoszą Oliwia nachylała się nad Lilith nieco nieobecna, zastygła w niebycie. Z twarzą zwróconą ku słońcu trwały nieustannie przy sobie, Oliwia troszcząc się o Lilith jak o kruchą porcelanową laleczkę, lekko głaskała jej włosy, ujarzmiając opadające na skronie i policzki niesforne kosmyki. Nikt nigdy nie okazał jej tyle delikatności. Patrząc na nią czuła własną słabość i nieprzeparte pragnienie, by choć przez chwilę znaleźć się znów w ramionach Oliwii .. By ją posiąść i rozpalonymi udami oplatać jej nogi.. albo usiąść jej na twarzy i czuć jak wnika brutalnie, językiem penetruje głęboko i długo ssie łechtaczkę. Prężąc się nad Oliwią Lilith nie myślałao niczym, zupełnie o niczym, każdą cząstkę siebie samej skupiała na odczuwaniu przyjemności. Czuła jak krew pulsuje w skroniach, jak napływa gwałtownie do pochwy i jak nabrzmiewają ściskane palcami piersi. Leniwe były ich poranki. I gdy tak wtulały się w siebie, mokre i spocone rankiem, uśmiechnięte, Lilith odnosiła wrażenie, że Oliwia wręcz z namaszczeniem kontempluje jej ciało drżącymi dłońmi zamierając na jej spoconych udach, gdy po krągłych pośladkach niczym muśnięcie motyla sunęły jej palce.
Wakacje umknęły spod stóp, drogi razem przebyte bardzo szybko się skończyły, zamieniały się w pył nim kobiety zdołały policzyć kroki, by z powrotem wrócić na te same miejsca. Krzewy, z których zbierały świeże gałązki i kwiaty zaczynały przekwitać, a przejrzałe zboże ledwo dźwigało kłosy. Oliwia odgarniała z ramion długie włosy Lilith schylając się do jej twarzy i uśmiechając się delikatnie. Żal było odjeżdżać, zwłaszcza, że Lilith nie wiedziała czy jeszcze kiedykolwiek tu wróci. Ale ta znajomość nie była czystym układem, po drodze pojawiły się zazdrość i gniew, które powoli wszystko niszczyły. Oliwia choć była piękna i urocza, troskliwa za dnia i uwodzicielska nocą, choć swoją dwoistość godziła harmonijnie, była jedynie chwilą zapomnienia, przypływem świeżego powietrza. I choć jej zapach na długo zdominował każdy fragment ciała Lilith, to jednak okazał się zbyt słaby, by przetrwać. Oliwia wróciła do męża, przepraszając go za chwile słabości i żebrząc o każdy jego gest najmniejszy, a w Lilith odżyły wszystkie wspomnienia o Laurze. I wtedy postanowiła, że zaryzykuje i choć nie było to łatwe chciała ją chociaż jeszcze raz zobaczyć, bez względu na to wszystko, co kiedyś je rozdzieliło.
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.