25 november 2011
Niebo nie spada na głowy za bluźnierstwa
Były kolega pokazał środkowy palec,
nie płakałem. Tylko pomyśleć, kiedyś mieliśmy patent
na to miasto. Obdarte fasady kamienic, szaro-brudne
blokowiska, postrzępione kominy podwórek i aureole
pijaczków.
Dziś jakby przyciasno, mocno trzeba robić łokciami.
Zgarbiony omijam łukiem bramy, tam tkwi zapomniane.
Światło nazbyt mocno drażni te zacienione kąty,
bałbym się zasnąć.
Już bez cienia romantyzmu.
Wyzbyty z tych mrzonek podkładam nogi zakochanym,
drażnią mnie ich maślane pocałunki. A ja mam zamknięte
usta, nawet zakneblowane.
Do tego nie mogę spokojnie pomyśleć. O dupie Maryny
i innych teoriach filozoficznych.
25 april 2024
2504wiesiek
25 april 2024
QuartzSatish Verma
24 april 2024
The End StartsSatish Verma
23 april 2024
Three poemsAdam Pietras (Barry Kant)
22 april 2024
Echoes TravelSatish Verma
21 april 2024
od wewnątrzsam53
21 april 2024
2104wiesiek
21 april 2024
Picking RelicsSatish Verma
20 april 2024
To Dying MuseSatish Verma
19 april 2024
The VoyagerSatish Verma