14 september 2011

Bajka o kocie Horacym

 
Kot Horacy leżał koło pieca  i rozważał wszystkie za i przeciw.  Nie miał akurat konkretnej sprawy, która wymagała by argumentów za i argumentów przeciw, dlatego swoje rozważania prowadził jedynie dla treningu kociego umysłu. „Za” był w każdym przypadku, w którym sprawa mogła polepszyć jego kocie życie, zmniejszyć wysiłek potrzebny na unikanie Łukasza czy Krzysztofa i ogólnie rzecz biorąc, pozwalała uzyskać więcej mniejszym kosztem. W przypadku przeciwnym był przeciw i nawet argumenty nie były mu wtedy specjalnie potrzebne. Pragnął żyć spokojnie i beztrosko,  zachowując do końca swojego życia kocią swobodę i niezależność. Jego pragnienia były dalekie od tego, do czego dążyli ludzie, spieszący za bogactwem, zaszczytami i władzą. Najwyższe kocie szczęście dawało Horacemu poprzestawanie na małym i zachowanie spokoju  ducha, co było jednocześnie najmniej podległe zmianom fortuny. Ot, pieszczoty Natalii, miska mleka, ciepło pieca, długie przeciąganie się na słońcu i podziwianie kotki z sąsiedztwa. Czyż trzeba więcej do szczęścia?


Ciepło pieca rozlewało się po kocim ciele i trochę rozleniwiało koci umysł. W pewnym momencie Horacy zaczął usypiać. Odpływał w sen powoli lecz zdecydowanie. Wielkie kocie oczy stawały się coraz węższe i węższe, aż reszcie zamknęły się zupełnie i już żaden obraz świata nie zakłócał kociego snu. A sen był właśnie taki o jakim Horacy zawsze śnił. W tym śnie Horacy został poetą.  Nie do końca rozumiał, co to znaczy być poetą, ale wygrzewając się przy piecu, często słyszał, jak król Ambroży mówił o Krzysztofie – z niego będzie chyba poeta.  Ponieważ Krzysztofa się bał i jednocześnie go podziwiał, zawsze marzył, aby choć na chwilę, nawet we  śnie, zostać poetą.


No i został. Właśnie siedział po sytym obiedzie z przyjaciółmi i rozważał o urokach życia.  Zachwalał im życie dniem dzisiejszym, beztroskie  i swobodne, bez prób jego zmiany. Bo tak naprawdę nie na wiele z tego co się dzieje mamy wpływ, niewiele możemy w życiu zmienić. I w swoich rozważaniach niespostrzeżenie zaczął jakoś inaczej mówić. Aż się sam zdziwił i przestraszył. A mówił tak:


Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,
Jaki nam koniec gotują bogowie,
I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.
Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.
A czy z rozkazu Jowisza ta zima,
Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,
Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,
Nie troszcz się o to i … klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.
Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę
W złudnej przyszłości obietnice płoche.            (Horacy – Oda 11 – w tł. Sienkiewicza)

Było to takie piękne, że aż Mecenas pogłaskał go po głowie. Wtedy Horacy się obudził. Niestety, nie był to Mecenas tylko Łukasz, który gładząc Horacego, intensywnie myślał, jaki kawał mu spłatać. Horacy nie czekał i wyrwany z błogiego snu, mrucząc w złości, uciekł pod łóżko.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1