7 november 2011

Utracone światy

Na styku wielu światów. To już któryś dzień z kolei. Nieujarzmiony czas stara się wywrzeć wpływ na mnie. W jakiś sposób mu się to, niestety, udaje.Znów przyszli do mnie ci dwaj w nieskazitelnie białych kitlach zwiastując rychły powrót do świata utraconego. Podnoszą mnie niedelikatnie, układają na leżance, przywiązują pasami bym nie mógł sobie zrobić krzywdy, mimo, że nie zamierzam nic takiego uczynić. Podwijają mi rękaw , wbijają igłę w żyłę na przedramieniu. Sekundy zlewają się w minuty, te w godziny i lata, a następnie w milenia. Ale ja nie płynę tak daleko. Cofam bieg tej rzeki jedynie o kilka lat.Tonę.***Ten niesamowity uśmiech. Podchodzę, by go ucałować najbardziej szczerze jak tylko potrafię, podnoszę oczy na lazur całego mojego świata, ale widzę w nim tylko pustkę przemieniającą się w przerażenie. Chwyta mnie to za serce. Z całych sił pragnę coś powiedzieć, odezwać się, pocieszyć…jednak jej już nie ma. Obok mnie stoi drugi z moich światów. Ma zaledwie 4 lata i milion emocji na szczerej twarzy. Jej uśmiech też przekształca się w maskę, jednak niezupełnie wyraźną; hybrydową, odrealnioną.I wtedy eksplozja pochłania twarze mar liżąc je falą uderzeniową i płomieniami niczym głodny diabeł, który znalazł słabą duszę. Boże, chroń nas, tych, których światy doświadczyły Armagedonu.Nie pozwolę, nie tym razem! Wiem, że łapię jedną i drugą za ręce, prowadzę do domu; mówię, że dzisiaj nikt nigdzie nie jedzie, dzisiaj jest dzień rodziny, dzień wskrzeszenia.Bezskutecznie. Stoję, nie mogę nic zrobić, płaczę tak, jak milion razy już płakałem.Budzę się.***Leżę przywiązany do leżanki, łzy płyną w dół po twarzy, docierają do warg. Oblizuję je. Słony smak powtarzającego się koszmaru. Wokół mnie pustka, we mnie pustka. Czuję jak odwiązują mnie. Wiedzą, co powinno się stać, dlatego zostawiają mi pasy, którymi byłem przywiązany. Odchodzą.***To nie tak, że poddaję się. Każdy w swoim życiu przeżył choć jedną ciężką do zniesienia porażkę, raz udało mu się stanąć na krawędzi całego znanego wszechświata. Nie jest łatwo oprzeć się pokusie, by skoczyć. Ja po prostu wiem, dlaczego chcę skoczyć. Wiem, dlaczego nie zatrzymałem tych dwóch Armagedonów. Byłem skrępowany; skrępowany rzeczywistością, wspomnieniami. Nie mogłem się ruszyć przez te przeklęte pasy! Nie mogłem nic uczynić w tym emocjonalnym więzieniu. Nie potrzebuję stymulantów by zapobiec tragedii. Odejdę stąd by swobodnie, na nowo ukształtować moje światy.Znów płaczę. To te pasy, one tak na mnie działają. Ale to ostatni raz, gdy jestem ich niewolnikiem. Już więcej nie będą mnie krępować. Nawet teraz czuję do nich odrazę.Związuję je, zakładam na szyję i niech będzie tak, jak chce los.***Znów. I jeszcze. Niekończąca się, zapętlona animacja. Mogę się poruszać. Nie mogę nic mówić. Wrzeszczą na mnie. Ja na siebie również wrzeszczę, tyle, że w środku. Znów nic nie jest zależne ode mnie.Kiedyś słyszałem, że piekło jest domeną samobójców. Niech szlag trafi Boga i niebo. Jestem w piekle.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1