27 october 2013
Połowa z jednej czwartej
Kolejną noc z rzędu zaliczyłem jako nieprzespaną. Wstałem
zdyszany i zlany potem. Przez dłuższą chwilę mój budzący się umysł bawił się ze mną trzymając mnie na jawie. Błyszczące mleczną bielą plastikowe ściany (gdzieniegdzie z duchem czasu odkształcone) mojego mieszkania odbijały czerwone cyfry budzika. Czwarta rano karykaturalnie majaczyła na tafli.
Wsparłem się na łóżku i pomyślałem, że trzeba coś z tym
zrobić. Jak z każdym problemem, ten w pierwszej chwili wziąłem na przetrzymanie. Mijał już jednak tydzień od kiedy dane mi było się porządnie wyspać. Mieszkanie, a właściwie pojmieszkanie (czyli mieszkanie jedno-pomieszczeniowe), odkryło już, że nie śpię i najwidoczniej rejestrując słaby stan mojego ducha postanowiło poprawić mi nastrój muzyką. Skubane sięgnęło do teczki moich
ulubionych i włączyło najgłośniej jak się da (mając na uwadze ciszę nocną) przewlekły i lekko melancholijny kawałek z repertuaru Klausa Schulze. Zapaliło też światło dławiąc upiorne cyfry.
Podszedłem do dostawcy przy oknie, po drodze w myślach
zamawiając kawę. Starałem się skupić i poukładać sobie to wszystko w głowie. Dostawca zakomunikował pojawienie się zamówienia. Przepłukałem twarz zimną wodą i wypiłem łyk kawy. Uczciwie przyznałem przed samym sobą, że wszystko zaczęło
się od Pameli. Od momentu kiedy to moja sąsiadka w klastrze, (tak nazywano bloki powyżej tysiąca pojmieszkań) ochoczo przyjęła zaproszenie na imprezę urodzinową.
- Nie ma sprawy. – zgodziła się od razu obdarzając mnie
swoim rozbrajającym uśmiechem.
- No to… no to świetnie. Podlinkuje Ci wydarzenie… naprawdę cieszę się, że przyjedziesz – tak po prostu? Tydzień zbierałem się na śmiałość, drugi tydzień szukałem okazji. Gdy wreszcie dopadłem ją na wąskim korytarzu mojego piętra (tak wąskim, że czułem jej przeszywającą bliskość), okazuje się, że ona po prostu się zgadza?
- Ok, cya!
Pamelę znałem długo, nie wiedząc o niej prawie nic. Przeszliśmy razem szkolenie podstawowe i średnie, raz na jakiś czas rozmawiając na temat klasyfikatorów semestralnych (zawsze była lepsza).
Niedługo po tym nastąpiły wspomniane coroczne obchody moich urodzin. Spędzałem je jak zwykle w wynajętej do tego celu sali piętro niżej. Była ona wielkości trzech pojmieszkań, wystarczająco wygodnie mieszcząc niewielka grupę moich gości. Wzorzysty plastik na ścianach lśnił, leciała moja ulubiona muzyka (chyba niezbyt ulubiona przez znajomych) a ja otoczony byłem grupką wiernych i dobrze znanych mi osób, poszerzoną o Pamelę właśnie. Kląłem na siebie w myślach za stres jaki sobie zafundowałem. Dwoiłem się i troiłem celem zapewnienia Pameli rozrywki na choćby minimalnym akceptowalnym poziomie (ten poziom oczywiście sam sobie wymyśliłem, bałem się zapytać wprost). Byliśmy od siebie tak różni jak różne były nasze imiona. Zygmunt i Pamela, woda (spokojna) i ogień. Ona wiecznie w ruchu, z nieznikającym uśmiechem i ja, pragmatyk, choleryk i teoretyk.
W kulminacyjnym momencie (stał się on kulminacyjny właśnie dlatego) sala opublikowała na tablicy „Zygmunt Średni osiągnął dziś połowę średniego wieku mężczyzny. Wszystkiego najlepszego z okazji przekroczenia połowy życia Zygmuncie!”
Życzenia szybko podłapali moi znajomi. „Lubię to” pojawiło
się koło wpisu w liczbie jakiej na ogół próżno szukać wśród moich postów. Polubili wszyscy obecni. Dodatkowo jej komentarz:
- Wszystkiego najlepszego staruszku!
Popatrzyłem na nią wymownie.
- No ale co – roześmiała się – usiądź staruszku bo źle wyglądasz – z wielką radością przysunęła mi siedzisko. Temat równie szybko
podłapała reszta znajomych (dziwnie aktywnie).
- A kto z nami nie wypije, witaminki nie wypije, na wątrobę dziś nie łyknie, niech się pod stół skryje! – Reszty wieczoru nie pamiętam. Wolę nie pamiętać. Pamiętam tylko wzrok wlepiony w szklankę, w jednej czwartej pełną. Choć lepiej by powiedzieć w jakiej części była pusta, tyle esencji było w moim dotychczasowym życiu. Reszta uleciała.
Od tamtego dnia wszystko się zaczęło. Tydzień łapania równowagi spełzł na niczym. Bezsenność potrafi być jeszcze gorsza niż na filmach. Musiałem to z siebie wyrzucić. Otrzeźwiony kawą usiadłem przy terminalu i uruchomiłem aplikację „Pamiętnik”.
*
Ruchem gałki ocznej nakazałem terminalowi utworzyć nowy pamiętnik. Po przedarciu się przez kreator, dzięki któremu wybrałem sobie papeterię i pióro a także wyłączyłem wszystkie możliwe opcje publikacji, siedziałem już przed pusta kartką. Trzymałem patyczek na którym projektor narysował w mych dłoniach, stylizowany na XX-wieczny smukły, metalowy, długopis. Niemal czułem jego chłód.
| - kursor migotał.
„Oto dowiedziałem się, przeżyłem połowę mojego żywota czerpiąc z niego ledwie ćwierć”.
Popatrzyłem na pierwsze zdanie i odłożyłem „długopis”. Nabazgrolone sakramencko (natychmiast włączyłem opcje „Kaligrafii in-sight”) i do tego cuchnące patosem. Jeszcze raz:
„Minęła właśnie
połowa mojego życia, tak twierdzi statystyka. Mam dziwne wrażenie, że z tej połowy zaczerpnąłem nie więcej niż ćwierć. A wszystko zaczęło się od urodzin” – dalej poszło już gładko.
„Urodziłem się w mało charakterystycznym dniu niezbyt
intensywnego roku. Światowe kalendarze nie zarejestrowały szczególnie interesujących wydarzeń. Tego samego dnia nie urodził się również nikt wybitny. Gdy wyciągnięto mnie z inkubatora, wszyscy wpatrywali się we mnie z rozdziawionymi ustami. Powitałem ich co prawda wrzaskiem, nie był on jednak na tyle solidny i przenikliwy by odciągnąć zebranych od najważniejszego. Ja
płakałem a oni (włączając lekarza i rodziców) nadal wstrzymywali oddech. Po dłużącej się chwili stało się to czego wszyscy czekali. Lekarz krzyknął: - Jest, jest online! - Nad moją główką zapaliła się zielona lampka informująca o podłączeniu do wszechsieci. Tą minutę zapisano jako czas moich urodzin. Wszyscy krzyczeli i klaskali zupełnie jakby zamiast „Online” wyświetlał się napis „Applause”. Mój płacz nie robił na nikim zbytniego większego wrażenia, dopóki nie opublikowałem swoich pierwszych dwóch wpisów. Panel „O czym teraz myślisz?”oznajmił kolejno:
- Zygmunt Średni cieszy się z narodzin!
- Zygmunt Średni chce kupę.
Ten drugi wpis, nie płacz, aktywował moją matkę. Moje narodziny podzieliłem między sobą, wszechsiecią, applauzem i kupą. Film
nakręcony podczas porodu oglądałem już wielokrotnie i za każdym razem, gdy go widzę chcę ryczeć. Trzeba było krzyczeć głośniej.”
Pisanie przerwało mi tonowe piknięcie drzwi. Sprzątaczka przechodząc obok zobaczyła status mojego mieszkania i dając mi wsparcie polubiła moje nocne zmagania z bezsennością. - A co mi tam – wziąłem kubek i wyszedłem podarować jej prawdziwy uśmiech.
Stała kilka metrów obok moich drzwi i kontrolowała na naręcznym panelu stopień oczyszczenia podłoża. Malutkie robociki (przypominające sprasowane piłki do tennisa) biegały po podłodze. Kobieta była ubrana jak zwykle gustownie. Uniosłem w jej kierunku kubek, zapraszając na kawę.
- Och broń Boże, nie zasnę potem. Pan się napije panie inżynierze. - machnęła ręką pojednawczo. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do
pisania.
„Obarczony takim startem niosłem ten ciężar ze sobą przez nauki podstawowe. Wtedy też poznałem Pamelę. Była wizualizowana kilka
ławek przede mną. Mogłem dzięki temu do woli patrzeć na jej piękne włosy. Szybko zapragnąłem jej zaimponować. Uczyłem się ile wlezie i zawsze byłem gotowy na odpowiedź. Cóż z tego? Nauczycielka zadawała pytanie. Pierwsze cztery odpowiedzi pojawiały się na tablicy, wśród nich brak mojej. Nigdy nie byłem
dość szybki. A nawet gdy udało mi się zmieścić w pierwszej czwórce, moja odpowiedź była najdziwniejsza, najmniej odkrywcza i ogólnie nie w kanonie. Nauczycielka rangowała ją najniżej. Czwarty z kolei, zawsze ta jedna czwarta. Zbierałem też nagminnie uwagi. Gdy po raz kolejny wybuchałem złością, gdy Pamela stawiała swojego zielonego ticka przy czyjejś odpowiedzi, wyłączałem
kamerę i znikałem z wirtualnej sali. Światło w pokoiku robiło się czerwone i atakowały mnie ponaglenia nauczyciela z nakazem natychmiastowego powrotu. Swoją drogą, ucieczki z lekcji to była plaga.”
Tym razem przerwała mi reklama, która z wielkim hałasem rzuciła się na ścianę tuż przed moimi oczyma (była już szósta, koniec ciszy
nocnej). Smukły model prezentował sportowe ubranie do pracy, z nowej kolekcji. Chodził w nim po moim pokoju i zachwycał się to swobodą ruchów, to miłym w dotyku materiałem. Wróciłem do ściany żeby zobaczyć cenę, całkiem przystępna. Ta myśl wystarczyła.
„Zygmunt uważa, że fajne to i tanie to! Tak samo myśli
Irek spod szóstki!” - o nie! Tylko nie Irek. Ten fircyk i kopista nie będzie chodził w tym co ja. Zawiedziona reklama znikła. Wróciłem do pisania.
„Wszechwiedza niesie ze sobą różnorakie prawa. Pomijam
jej wpływ na życie codzienne, to wiemy wszyscy. Pierwsze i najważniejsze jest to, że nikt nie musi nic wiedzieć, a nawet nie powinien. Wszechdostępna we wszechsieci wszechwiedza nie ma ograniczeń. Ludzkości potrzebni byli już tylko nurtowi i eksploratorzy. Pamela postanowiła dostosować się do nurtowca.
Ukończywszy niższe poziomy nauki stanęła do egzaminu studyjnego. Jej wola kierowania ludźmi, wyznaczania im kierunków, korzystania z wiedzy, to wszystko biło z jej oczu. Podstarzały profesor również widział wszystkie te skłonności. Ona po prostu musiała zostać nurtowcem.
Tak samo chciałem i ja. Wieczorami marzyłem o wspólnej
pracy, namiętnym trendseterstwie, wspólnych naukach przed egzaminami, fakturze skóry po wewnętrznej stronie jej ud. Podchodząc do egzaminu zaraz za nią wiedziałem, że tym razem muszę dać z siebie wszystko.
- Trzeba przyznać... bardzo dobrze poukładana wiedza.
Przeczytałem pana materiały i muszę powiedzieć, że wszystko zrozumiałem. Dlaczego zatem chciałby pan zostać nurtowcem?
Jak miałem mu odpowiedzieć, że dla tych wielkich zielonych oczu? - Bo moją pasją jest nadawanie ludziom sensu życia, spełnianie ich marzeń, których sami nie są świadomi.
- Hmm. Ja z kolei widzę, że idealnie nadaje się pan na
eksploratora. Materiał, który pan przygotował spełnia wszystkie warunki. Świetnie wyłuskana wszechwiedza, idealny wsad dla nurtowca. Proszę zatem mnie uderzyć.
- Słucham?
- Walnąć w pysk. Może być pięścią lub plaskacz, jak pan woli.
- Nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia! Wali pan czy nie?
- To jakaś prowokacja tak? Nie zamierzam nikogo bić.
- Właśnie. Zatem proszę powiedzieć, czy pamięta pan wszystko co tu napisał? - profesor wskazał mi obszerne opracowanie egzaminacyjne.
- Niestety nie – nigdy nie umiałem kłamać.
- Właśnie. Cechuje pana brak siły przebicia i charyzmy potrzebnej każdemu nurtowcowi. Z drugiej strony nie zaśmieca pan swojej pamięci tym obszernym opracowaniem. Chyba znaleźliśmy dla pana powołanie.
- Eksplorator?
- Eksplorator.
Wtedy czułem, że jednak chcę mu dać w nordę. Między mną
i Pamelą rosła przepaść. Chciałem ją złapać, wyżalić się, opowiedzieć o wszystkim. Chciałem jej ud! Wybiegłem z sali ale nie udało mi się jej znaleźć. Gmach był ogromny a korytarze pełne ludzi. Widocznie musiała już wyłączyć kamerę. Pewnie wróciła do siebie, trzy pojmieszczenia dalej. To samo zrobiłem ja.
Siedziałem wtedy w tym samym miejscu, przed tym samym
terminalem. Równie załamany co teraz. Ze świadomością utraconej szansy. Jedyne co się różniło to mój wiek. Pełnoetatowym głupcem jestem do dziś.
Te wszystkie lata. Zmagania z eksploracją i dostarczycielstwem.
Eksabajty wszechwiedzy formowałem w jednym tylko celu: być przy niej, dla niej dostarczać. Tyle lat, które spełzły na niczym. Bezustannej, goniącej pracy. Tyle lat na jedną czwartą.”
Zwiesiłem głowę nad terminalem. Po ustalonym w konfiguracji czasie aktywował się autozapis, informując mnie piknięciem. Nie patrzyłem już na ekran. Zamknąłem oczy i kontynuowałem rachunek sumienia wewnątrz.
Z letargu wybudził mnie dźwięk powiadomienia. Czerwona
cyfra „1” mrugała na moim ekranie. Otwieram, czat z Pamelą? Niemożliwe, po co, dlaczego.. o tej porze. Z prawej strony ekranu pojawiło się okno:
- Nie spisz. Co robisz?
- Nic takiego, jakoś nie umiałem spać. - Trwało dłuższą chwilę niż złożyłem do kupy odpowiedź.
- W sumie głupie pytanie. - czułem jej niepewny uśmiech –
Wiesz, ja nie wiedziałam. Dlaczego nic nigdy nie mówiłeś?
- Ale czego nie wiedziałaś?
Oczy mimowolnie uciekły mi w lewą stronę, w kierunku mojej
tablicy. Ostatni wpis zaczynał się od „Wszechwiedza niesie ze sobą...”. Choć siebie nie widziałem, musiałem blednąć w oczach. Rosło we mnie przerażenie odbierające dech. Poprzednie posty, wszystkie po kolei, jak to? - Zygmunt utworzył pamiętnik; Zygmunt opublikował wpis; Zygmunt... - Skąd, skąd się to wszystko wzięło! Przecież ustawiałem politykę bezpieczeństwa, kneblowałem moduł
autopropagacji.
Szybko przyszło objawienie. Jak mogłem być tak głupi, ja eksplorator. Wejście i wyjście. Logout i logon. Powtórne zalogowanie... przywraca domyślny poziom uprawnień. A ja przecież wychodziłem z pojmieszkania, witałem się ze sprzątaczką. Kurwa! (zaświeciło kolejne powiadomienie) ona to
nawet polubiła!
Wybiegłem przed mieszkanie i zastałem wzruszoną sprzątaczkę czytającą tablicę z moich drzwi.
- To piękne... - niemał łkała.
- Niechże pani da spokój! Proszę się zająć swoimi sprawami.
- Ale to piękne. Czy ona też wie? Czy masz ją w znajomych?
Jezu, ona. Czat. Wróciłem szybko do terminala, sparaliżowany. Już napisała:
- No nie wiedziałam. Zawsze tak jakoś się no, kręciłeś:) Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, wiesz;) Nie wiem co pisać, zupełnie. Ja
chyba też, czekałam. Tyle lat zmarnowaliśmy.
Zaliczałem paraliż następnego stopnia. Co miałem teraz
odpowiedzieć. Jedyne co przyszło mi do głowy to:
- Pragnę cię!
- Będziesz dla mnie dostarczał eksploratorze?
Po chwili panel powiadomień znowu zamigotał. Użytkownik Pamela zaproponował ci wydarzenie: „U mnie, za chwilę. Może zaczniesz od
eksploracji moich ud:)”
{ Wezmę udział | Może | nie wezmę udziału }
Moje oczy wybrały za mnie. Zgłosić udział w wydarzeniu, usunąć posty, wypierdolić pamiętnik.
- Pamelo..
- Tak?
- Czas na siedem ósmych.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.