25 august 2011

deszczowy dzień

z nieba padało strasznie stary parasol przemókł już niedaleko czubka z metalu. ów parasol nie był taki nowy miał z pół wieku ale do tej pory służył wiernie dziadkowi i wnukowi. lecz dzis podczas sporej ulewy zawiódł pierwszy raz w swojej historii. majac ochotę juz rzucić mokrym parasolem jan zastanowił sie. - taki wierny i pomocny, nie mozna go tak wyrzucić od razu- pomyślawszy dalej podażył wzdłuż muru starej rezydencji hrabiego potulickiego. mur ten był z lokalnej cegielni pana Wołowskiego który był dawnym włascicielem folwarku. mur tem oblepiny wapnem trzymał sie bardzo mocno mimo ze już osiemdziesiącioletni starcy mówili ze stoi juz dobre pół wieku. całe ubranie pana Jana zostało kompletnie przemoczone zanim dotarł z powrotem do swojego domu niedaleko pałacyku pana potulickiego. Dom pana doktora leżał na skraju ulicy którą lokalni starzy i młodzi nazywali niacała a konkretniej niekompletną. było to spowodowane dziwna anomalia w tym miejscu. w kazdym z budynków czy to nowym czy to starym zawsze czegoś brakowało albo coś nie było po mysli projektanta czy budowniczego. na srodku ów ulicy nie było kilku kostek brukowych a w domu Jana dwa okna były zamurowane już od postawienia budynku. na ulicą trwało jakies fatum, jakby klatwa. jednak doktor nie wierzył w zadne klątwy czy przepowiednie ani wróżby. podazył wiec do dźwi małej apteki która prowadził w małym miasteczku. za lada stała skromnie ubrana zona pana doktora z włosami lekko podkreconymi podawała stojącej starszej pani lekarstwa w ampółce. z jej oczu było widać troske i współczucie dla tejn starszej pani. po chwili zauważyła męza kompletnie odmienionego. stał w ładnej koszuli pełnej wody która z lekkiej bieli zmieniła sie w szarość, torba doktora z brazowej zmieniła sie w brunatną a z kapelusza doktora spływały rezki wody jak ostatnio wylała Utrata tak lokalna rzeczka jeszcze w pełni nie ujarzmiona. doktor szybkim krokiem udał sie na zaplecze i ściągną przemoknięte kompletnie ubranie. nagle z apteki wkroczyła szybkim krokiem Pani Anna. _ i jak u pani Czcibińskiej?- spytała lekko anna -jakoś zdrowie wraca choc myślałem że juz bedzie źle- -A jednak sie udało. daj torbę musi wyschnąć- powiedziała żona pana Jana wyciągajac małą drobną dłoń po torbę. wkrótce po przejęciu torby z oddali drugiego pokoju we wnetrzu domu powiedziała nieco wyciszonym przez ściany domu głosem: - był służący do pana Potulickiego z zaproszeniem na mała herbatkę do pana Antoniego- -O to niespodzianka. dawno nie widziałem sie z Antonim- - To wy jestescie po imieniu?- ze zdziwieniem spytała Anna
-tak sie zdarzyło ze spotkalismy sie w warszawie na balu dobroczynnym i mielismy zazartą dyskusję na pewien temat-



other prose: deszczowy dzień,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1