Grzegorz Moss, 24 may 2010
Kiedy smukła idziesz,
włosy zadumę na twym czole znaczą
- jesteś kobietą!
Gdy zdążając niespiesznie
od Lagesz do Akadu,
horyzont nasycasz pszenicą i jęczmieniem
- jesteś mi kochanką!
Kiedy spoczywasz znużona
napełniwszy Dwurzecze urodzajem
a uda twoje ścielą je szafranem
- jesteś mi żoną!
Inanno boska,
gdy spoglądasz ufnie,
stopy twe jak Eufrat i Tygrys wiodą do Sumeru
- krzyczę więc -
niech ensi zwołuje lud bogobojny!
Grzegorz Moss, 23 may 2010
Pyłem w mule, w skamielinach,
dla wróżby mali, śnimy nasze stare głowy.
Czaiłem się do ich mojego losu
od stadnych lodowców, Grimaldi krwi wspólnej,
nawoływania stepów jęczących pod kopytami
zanim zrodziły nas, nomadów, Hunów i Elamitów
i myśliwych mokradeł, przygiętych chwałą
i snem o tych, co przyjdą syci
na prochy swoje.
- Kamieni przedświtu nie rzucę!
Pod stopami muszle, wodorosty,
Księga Skał i historia. I oto ptakiem idę
w rozbłysku przestrzeni na ucztę
gwałtu, zgiełku i modlitwy, w tablice dziadów
z pochodniami. I coraz trudniej pojąć, kiedy
zbieraczem byłem, a kiedy Czyngis-chanem,
budowniczym w Słońcu, od horyzontu kapłanem
po obietnicę, proroctwo ranka i chichot
ciemności, po piach losu
a także biedę.
- Tamte czasy, jeszcze mijają!
Tamte znaki wstecz rozpostarte
drogą i wędrowcem, gonitwą,
nocy wspólnością i przemocy, ponad hordy
zaściankowych schematów, widokiem
na dzień każdego i każde jego piekło,
na pot, smak mleka,
na wedy, stosy,
na kurhany.
O ojcowie, bracia i wnuki!
O nadzy w tatuaże, w sagi i eposy
- dziwy nad dziwy w niskich progach
oglądają już
wieczność naszą.
Grzegorz Moss, 23 may 2010
Okolica moja pogodna, zbawienna
- domy, płoty, zakręty, życiorysy.
Chwali ją rzeka roztrzaskanych
pustych okrętów po piwie.
Dniem sosny unoszą gapiów do nieba.
Odzyskawszy rozum, idą dalej.
W niczyim lesie porzucają śmiecie,
na oślepłym skrzyżowaniu, wierne psy.
Żony żegnają po trzydziestu latach
i nadziejach miłości. Tylko zmarłe matki
w chwilach słabości lub wieczornego zamroczenia
głaszczą czupryny dawno dorosłych dzieci.
Sąsiedzi uparcie wyglądają deszczu
lub zaklinają ulewę. Pieniądze pachną
mlekiem, krowim moczem, potem
sprawiedliwych, pijaków i złodziei.
Łąka i drzewa ze szczęśliwej ryciny.
Lata i miesiące spokojne, rozważne.
Czasem tylko zmarszczki orzą
zbyteczne czoła.
Grzegorz Moss, 23 may 2010
Im bliżej dumnych,
cierpienie moje
oniemiałe.
Chwalili się córkami!
- Nasza ma rozdwojony kręgosłup
obrasta zbyt ciężkim ciałem.
Rzucamy wszystko
by nas nie opustoszyła.
- A moja już cztery lata krzyczy
chociaż niewiele czuje,
nie pojmuje,
niczego nie myśli osiągać.
Łka, choć nie dozna już
porażki.
Przechwalali się synami!
- Mój dziewięcioletni skrył się w szambie.
Zdążył jeszcze zabrać matkę.
- A nasz chyba wciąż żyje?
Wybrał syty nałóg i nie musi już
troszczyć się o nikogo.
- Moi pod drzewem umarli szybko.
Za łatwo,
za mocno się zatrzymali.
Zbyt młodzi i niecierpliwi
by rozsmakować się w umieraniu
- nie płakali.
Słucham i przytakuję nieznanym
i strasznie mi znajomi.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek