8 january 2011

Ciemna strona nocy

   Tamten wieczór zapowiadał się, jak każdy inny. Kładąc się do łóżka,  mam zwyczaj, przed snem wziąć książkę do czytania. W owym czasie pasjonowała mnie dziewiętnastowieczna literatura rosyjska. O ile pamięć mnie nie myli tytuł czytanej lektury tego wieczoru, to „Opowiadania niezwykłe” Iwana Turgieniewa. Wbrew tytułowi opowieści nie miały w swej treści nawet pozorów grozy. Lekkie w formie, niepowiązane ze sobą epizody, skłaniające do zadumy nad minionymi latami, wspomnienia sentymentem zabarwione. Miła chwila ułatwiająca zasypianie. Cicha muzyka Charlie Parkera płynąca z radia tworzyła wspaniały akompaniament, tło uzupełniające nastrój odprężenia. Przeczytałem parę rozdziałów, już miałem ją odłożyć na półkę, kiedy usłyszałem dziwne odgłosy dochodzące z podwórza.

   Letnia, ciepła, lecz niezmiernie ciemna noc przez otwarte okna w pokoju zdawała się wpraszać do mnie z wizytą. Zgasiłem nocną lampkę. Przez szparę w drzwiach sąsiedniego pomieszczenia wpadała cienka stróżka światła. To znak, że ojciec jeszcze nie spał. Tymczasem na zewnątrz rozległo się skowytanie psa. Nie szczekał, tylko wyraźnie czymś wystraszony skomlał. Po chwili dołączyły do niego wszystkie pozostałe z najbliższej okolicy. Ich przelękłe ciche wycie wydawało się być zapowiedzią nadchodzącego zagrożenia. Instynktownie wyczuły niewidzialne niebezpieczeństwo czające się w mroku nocy. Wychyliłem się przez okno. Panująca ciemność, niczym opuszczona czarna kurtyna zasłaniała wszelką widoczność. Mój wzrok nie zdołał przedrzeć tej zasłony. Czerń gęsta niczym rozgrzana, lepka smoła nie pozwalała rozpoznać zarysów najbliższych obiektów. Wiał lekki wietrzyk. Czyżby miał przywołać burzę? W tym momencie muzyka zamilkła. Czekałem na dalszy ciąg audycji, niestety radio przestało nadawanie programu. Odwróciłem się i zauważyłem, że w pokoju ojca zgasło światło. Zapewne, chwilowy brak prądu. Takie wytłumaczenie było bardzo prawdopodobne. Wobec takich okoliczności nie miałem nic innego do zrobienia jak tylko położyć się spać.

      Leżałem w łóżku, lecz sen nie nadchodził. Wyostrzony słuch, zastępując bezużyteczny w ciemności zmysł wzroku łowił najcichsze dźwięki. Usłyszałem kroki. Ktoś zbliżał się do naszego domu. Miałem nadzieję, że nie zatrzyma się, pójdzie dalej. Wyglądało na to , że moje pragnienie zostało spełnione. Osoba na ulicy przeszła tuż za moimi oknami. Jednak, po chwili jak, gdyby rozmyśliła się i zawróciła. Psy znowu podniosły lament. Teraz nie miałem wątpliwości. Nocny gość za chwilę zawita w naszym domu. Skąd taka pewność? Nie wiedziałem. Tymczasem on czy ona (nigdy nie dowiedziałem się kto to był) zbliżał się do drzwi. Wszedł do klatki schodowej. Poczułem ogarniającą moje ciało niemoc. Nie byłem zdolny poruszyć się. Moje ciało przestało reagować na bodźce wysyłane przez mózg. Oddychałem z dużym wysiłkiem. W płucach brakowało powietrza. Piersi unosiły się z trudem, przygniecione wielkim ciężarem strachu. Leżałem sparaliżowany absurdalnym, niedającym się określić lękiem. To, że ktoś wszedł do budynku, w którym mieszka kilkanaście rodzin nie stanowiło jeszcze zagrożenia dla mnie jak i dla pozostałych lokatorów, nawet o tej porze. Godzina też nie była bardzo późna. Mogło być około dwudziestej czwartej, nie później. Ktoś z tutejszych mieszkańców wracał do siebie. Tylko, dlaczego ominął a dopiero potem zawrócił i wszedł do korytarza? Pytania i odpowiedzi plątały mi się w głowie bez żadnego wpływu na trapiące złe przeczucia.

    Trwoga osiągnęła punkt kulminacyjny z chwilą, kiedy usłyszałem dźwięk poruszonej klamki w drzwiach wejściowych. Na noc nie zamykamy na klucz mieszkania. Ani ojcu ani mnie nigdy nie przyszedł do głowy taki pomysł. Ten obcy, przytrzymywał dłonią metalowy uchwyt w dolnym położeniu, ale drzwi nadal były zamknięte. Wyglądało na to , że namyślał się nad tym czy ma wejść, czy też nie. Krótka chwila, dla mnie prawie wieczność, klamka powróciła na swoje miejsce. 

   Kroki przeszły do następnego numeru. Mieszkał pod nim mój wuj Kazimierz, mąż siostry mego ojca wraz ze swoją chorą od lat matką -staruszką. Ceremonia z klamką powtórzyła się. Tym razem drzwi zostały na moment otwarte. Obcy wszedł do wujowego lokum. Co tam robił? Do dzisiaj nie wiem. Krótki, zduszony okrzyk i cisza. Psy również zamilkły. Drzwi jeszcze raz otworzyła nieznana osoba. Słyszałem jak wychodzi z domu, jeszcze jak podążał ulicą w sobie tylko znanym kierunku. 

Radio zagrało w chwili, gdy ostatni odgłos kroków zamilkł w oddali. Spikerka słodkim głosem podawała aktualny czas; „Właśnie minęło pół godziny po północy. Rozpoczął się nowy dzień”. 

Poczułem się, jak obudzony z koszmarnego snu. Byłem nawet skłonny przyjąć całe to wydarzenie za wybryk wyobraźni spowodowany krótką drzemką. Mogłem swobodnie oddychać, nie odczuwałem żadnego lęku. Wprost przeciwnie, wielką ulgę i zmęczenie. Nacisnąłem przycisk wyłączający odbiornik i momentalnie zasnąłem.

    Przebudziło mnie głośne pukanie w drzwi. Ojciec już je otwierał. W korytarzu stał wujek. Nie chciał wejść do środka. Zaszedł tylko powiedzieć, że w nocy zmarła jego matka. Teraz wychodził do miasta załatwić formalności związane z pogrzebem. Odszedł przygnębiony, smutny.

     Patrzyłem na ojca a on na mnie. 
- Słyszałeś coś w nocy? – Na to pytanie nie odpowiedziałem. Pokiwałem tylko głową na znak potwierdzenia. 
Wezwany lekarz potwierdził zgon staruszki. Godzinę zejścia określił w przybliżeniu na dwudziestą czwartą trzydzieści. Zastrzegł, że jest to czas orientacyjny. Dokładny może podać po przeprowadzeniu sekcji.
 
Ojciec sprawiał wrażenie chorego. Zawiozłem go do przychodni. Po badaniach zabrano go do szpitala z podejrzeniem przebytego w ostatnich godzinach zawału serca. Na szczęście nie spowodował on poważniejszych konsekwencji. Po paru dniach, ojciec opuścił szpital i w pełni sił powrócił do domu.
    
     Wielokrotnie rozmawiałem z ojcem o wydarzeniach tamtej nocy. Kogo tak naprawdę miał zamiar odwiedzić tajemniczy gość? Nas, czy sąsiadów? Odpowiedzi nie znamy do dzisiaj.


number of comments: 2 | rating: 8 |  more 

/,  

dreszcze mnie przebiegły - trochę poprawek by się przydało tekstowi, a już to o sekcji jest nieporozumieniem - nie robi się sekcji zwłok ludziom starym, umierającym z przyczyn naturalnych;)

report |

Jakub s.Józefa Sabukan,  

Rzeczywiście. Nie pomyślałem. W tej historii jest jednak mała prawda. I mój ojciec, i ja słyszeliśmy kroki na korytarzu, odgłos poruszonej klamki, a potem, jak ktoś wchodził do mieszkania wujka. I śmierć staruszki tamtej nocy.

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1