8 january 2011

Epitafium dla Bliskiego Nieznajomego


   Spotykałem go codziennie. Nawet kilka razy w ciągu dnia. Mimo tych częstych spotkań mężczyzna ten pozostawał, podobnie jak wielu innych, obojętnie mijanych na ulicy, czy spotkanych w autobusie, nieznajomym. Nie wiedziałem, kim był, co robił, gdzie mieszkał. Czy miał żonę i dzieci, a może, tak jak i ja, był osobą samotną, bez rodziny i przyjaciół? Wtedy było to dla mnie bez znaczenia. Na pewno bardziej obojętne niż obecnie, chociaż i dzisiaj jego osoba nie powinna obchodzić mnie w jakiś szczególny sposób. Pomimo wszystko był i pozostał tylko nieznajomym z widzenia.

   Jak wszyscy ludzie, tak i ja mam swoje małe słabostki. Jedną z nich jest stała potrzeba intensyfikacji organizmu trunkami wzbogaconymi wysokoprocentowym alkoholem. Są tacy, którzy ośmielają się twierdzić, że jestem zwyczajnym pijakiem, ale są w błędzie. Ich mniemanie opiera się na powierzchownej obserwacji, płytkiej konstatacji mojej osoby. To, że mój chód bywa czasem niepewny, może i owszem świadczyć o moich kłopotach, nazwijmy je grawitacyjnymi, z nadmierną siłą ciążenia, ale nic ponadto. Jedną z cech, która znamionuje alkoholika, jest to, że on pije, bo musi, drugą, to alkoholik nigdy nie pije sam. Po pierwsze, piję, bo lubię, po drugie, będąc w towarzystwie, staję się automatycznie abstynentem. Tak zdarzają się takie sytuacje, że zmuszony jestem bywać na przyjęciach. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się. Wtedy nie piję. Mam swoje zasady. I to nie ma nic wspólnegoz tym, że trzęsą mi się ręce. Od dziecka mi się trzęsą, nerwowy jestem. W socjecie unikam również jedzenia. Tak mnie wychowano. Matka zawsze mi mówiła: " idziesz na przyjęcie najedz się w domu, nigdy nie wiadomo, co tam podadzą". Tak więc mogę pić, ale tylko w samotności.
 
   Tracę wątek. Kiedy myśli wymykają się spod mojej kontroli, muszę się czegoś napić. Powiedziałem rmuszęr1;, a przecież tak nie jest. Lubię mieć jasny umysł i ta szklaneczka wina pozwala mi jedynie w odzyskaniu samokontroli, co u normalnego pijaka powoduje krańcowo przeciwny skutek.

   Wracając do tematu. Wszyscy mamy takich licznych alochtonów spotykanych na osiedlu, w sklepie, czy na przystanku. Przechodzimy obok siebie, obojętni nawzajem, nie zauważając się w naszej codzienności. On był jednym z nich. Dlaczego więc w tłumie innych, podobnych twarzy brakuje mi właśnie jego? Twarzy, której choćbym nawet chciał, nigdy nie zapomnę. Chociaż zwykła i pospolita jak on sam, bez określonego wieku i urody.
 
   Zaschło mi w ustach, muszę je przepłukać. Znowu to niepotrzebne słowo "muszę". Nie znoszę posuchy, zwłaszcza w ustach i gardle. Suchość podrażnia moje struny głosowe i powoduje nieprzyjemne drapanie w gardle. Wino się skończyło, ale to nic, nawet dobrze. Mam tu gdzieś buteleczkę wódki. Oto i ona. Wódka smakuje mi nawet bardziej niż wino. Jej smak jest bardziej, że tak to nazwę, dosadny. Dodatkową zaletą tego trunku jest to, że wysokoprocentowy alkohol charakteryzuje się dużą aseptycznością, co dla mojej jamy ustnej nie jest bez znaczenia. Mycie zębów powoduje u mnie odruch wymiotny. Nic na to nie poradzę, taki mam organizm. Jeden, nieduży łyczek i już wracam do przerwanego wątku.

   Co sprawiło, że jego obraz wraca bezustannie w mej pamięci? Może to zabrzmi paradoksalnie i dziwnie, ale wiąże się to z jego odejściem. Pewnego dnia spacerując po osiedlu, spotykając znajomych i nieznajomych, ze zdziwieniem zauważyłem, że wśród nich brakuje mojego nieznajomego z widzenia. Jego zniknięcie odczułem bardzo głęboko. Poczułem się zdradzony i opuszczony. On, który tak niewiele znaczył opuścił mnie i moją samotność. Nie mogłem w to uwierzyć i pogodzić się. Moje codzienne wędrówki prowadziły dotychczas do najbliższego sklepu monopolowego. Teraz wydłużyłem je aż do położonego na obrzeżach dzielnicy hipermarketu. Przypatrywałem się wszystkim napotykanym osobom, wypytywałem ludzi i nic, on przepadł. Nieopodal hipermarketu stał skromny budynek w którym mieścił zakład pogrzebowy. Zachodziłem tam od czasu, do czasu.Nie, nie dlatego żeby sprawiało mi to szczególną przyjemność, tylko tak po ludzku pożegnać udających się w ostatnią drogę nieszczęśników. Oddać im należny szacunek, zmówić pacierz za ich duszę, pomedytować nad mijającym czasem. Tak było i tym razem. W sali wypełnionej pustymi krzesłami, na katafalku stała trumna. Wokół niej brak było wieńców, wiązanek kwiatów. Żadnych świec, tylko samotna, cmentarna klepsydra oparta o bok trumny z czarnym napisem na białym tle: Nieznany Pijak. Urodził się by Żyć. Pił aż do Śmierci. Spojrzałem na nieboszczyka. To był On - mój serdeczny przyjaciel, bliski nieznajomy. Żadnego żalu czy smutku, bardziej błogi spokój, tylko to odczułem. Wróciłem do domu. Podczas picia kolacji nawiedziła mnie myśl, by pójść na pogrzeb, odprowadzić nieznajomego na cmentarz. Była to myśl wyjątkowo głupia i nie do końca przemyślana, bowiem wiązała się z koniecznością wzięcia kąpieli. Niezmiernie rzadko z niej korzystam. Bardzo źle znoszę mycie ciała. Woda i mydło pozbawia mnie naturalnej warstwy ochronnej przed różnymi bakteriami, zarazkami, czy wirusami. Po kąpieli odczuwam zmęczenie i osłabienie. Tym razem wychodząc z wanny czułem się inaczej. Jakiś taki rześki, lekki. Pokrzepiony paroma butelkami lekkostrawnego piwa położyłem się do łóżka i natychmiast zasnąłem. Sen miałem lekki, bez conocnych, męczących koszmarów. Poranną toaletę chciałem ograniczyć, jak zwykle, do przepłukania alkoholem zębów, ale jakiś diabeł podkusił mnie bym się ogolił. Nigdy tego nie robię. Skoro nie golę włosów na głowie, jak i na całym ciele, po co miałbym  to robić na twarzy? Lecz tego dnia, chyba przez tę kąpiel, postąpiłem wbrew logice. Kalecząc się niemiłosiernie usunąłem zarost z mego lica. To, co zobaczyłem w zwierciadle wytrąciło mnie z równowagi. Tak fizycznej jak i duchowej. Z lustra patrzył na mnie On. Jego twarz zdobił grymas, ni to uśmiechu, ni to bólu. Przy śniadaniu, kiedy to opróżniałem kolejną butelkę wódki nasunęła mi się taka refleksja; jak to dobrze, że jestem tylko koneserem, a nie pospolitym alkoholikiem. Rozważania nad trafnym wyborem mojej drogi życia zabrało mi zbyt dużo czasu. Spóźniłem się na pogrzeb.

24 marca 2009 roku




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1