24 september 2011

Wybrzeża konwalii

Szłam brzegiem konwalii, brodząc w trawie coraz bardziej mokrymi butami
i licząc na to, że zapach uniesie mnie gdzieś dalej.
Szłam brzegiem konwalii i woni omywającej moje ciało, by rozważyć to, co nierozważalne.
Upadłam, a może raczej zostałam porwana przez odurzające wołanie
spomiędzy białych dzwoneczków i zieleni liści.
Gdy zanurzyłam się w zapach po samą szyję, uświadomiłam sobie, że nie umiem pływać
- ostatkiem sił próbowałam uchwycić się burty ławek rozstawionych wśród alei
i zaczerpnąć powietrza. Wtedy minęła mnie jakaś śmiejąca się para.

Przestałam rozumieć ludzi.
Chwile, w których żartują, przytulając się do uśmiechu w poszukiwaniu spojrzeń,
akceptacji, w zatracaniu siebie.
Urwane momenty od słowa do słowa, pełznące po dłoniach, oplatając się wokół ramion, duszące zachłannie.

Na dnie ironii nie znalazłam już nawet siebie
- sącząc jad w obronie własnej i zdziwiłam się, że odeń ginę,
jakby gorące powietrze ściślej niż zwykle przylegało do skóry...
a potem do każdego nerwu nawet, krępując chęć krzyku, co zamiera w gardle.
Wyciągnęłam jeszcze dłoń, by uchwycić się czegoś na brzegu
- już nie ławki, ta była zbyt odległa, jak zachody nad Pacyfikiem,
czy nieznany mi dotąd dialekt.
Chciałam wstać, biec, krzyczeć, jednak podniósł mnie jakiś dziwnie wyglądający
kamienny jegomość, o twarzy białej i posępnej, jak lico kostuchy
- nie to, żebym się jej szczególnie przyglądała tonąc, ale było w obojgu coś niepokojącego.
Podziękowałam i oddaliłam się spiesznie łapiąc w płuca nieskażonego powietrza.

Chwilę później porwała mnie nowa fala - tym razem to nie konwalie,
a lśniące zielenie i błękity pawich ogonów rozłożonych w tańcach godowych.
Zbliżyłam się do jednego i poczęstowałam go pestkami słonecznika
[słoneczniki na dzieci działają uspokajająco, jednak paw jakby się zdenerwował zbyt skromnym posiłkiem].
Spłoszyłam więc uśmiech i ptaszysko łakomie żądające krwi z mojej ręki
- spłoszyłam zakradające się we mnie szaleństwo...

Otworzyłam oczy i poddałam się zapachowi konwalii
i wirującym plamom rozrzuconych wokół mnie piór.
Myślałam już tylko o kochaniu...



other prose: Wybrzeża konwalii,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1