Prose

darolla
PROFILE About me Friends (3) Poetry (11) Prose (11)


6 april 2012

Z cyklu: "Wakacyjne opowieści"


                                                                                                         Odwiedziny.
 
        Mam
na imię Ania, mieszkam w Obornikach w bloku na trzecim piętrze. Nie mam
rodzeństwa ani zwierzaka. Moja historia zaczęła się pod koniec wakacji.
        Gdy
wróciłam z nad morza, postanowiłam, że najpierw się rozpakuję, a potem zacznę
czytać książkę, którą wypożyczyłam od koleżanki. Weszłam do pokoju, zamknęłam
drzwi i położyłam walizkę na swoim tapczanie. Po upływie dwóch godzin wszystkie
moje rzeczy były na swoim miejscu.
        Usadowiłam
się wygodnie w fotelu i z wielkim entuzjazmem zaczęłam czytać książkę. Po
przeczytaniu kilku stron, usłyszałam ciche stukanie do okna. Bardzo zdziwiona i
trochę przestraszona podeszłam do okna i otworzyłam je, lecz gdy wyjrzałam
nikogo tam nie było. Zapytałam:
        - Czy
jest tu ktoś?
        Jednak
na moje pytanie odpowiedziały tylko szumiące liście kołysane przez wiatr. Pomyślałam,
więc, że to była na pewno moja wyobraźnia, a w okno nikt nie pukał. Bo któż
mógłby wejść na trzecie piętro i zapukać do okna? Wróciłam, więc do przerwanej
lektury, lecz myśl, że ktoś mógł być za oknem nie dawała mi spokoju.
        -
Może złodziej! – pomyślałam, ale zaraz odrzuciłam tę myśl, ponieważ któż by się
chciał wkraść do mieszkania w „biały” dzień, a po drugie żaden człowiek nie
zdążyłby tak szybko zejść i uciec. Gdy tak rozmyślałam, nagle coś zabłysło za
oknem, podeszłam bliżej i zauważyłam bardzo dziwny przedmiot w kształcie
kwadratu. Cały się świecił, a z przodu miał okienko, w którym pojawił się
dziwny stworek. Miał około 60 centymetrów wzrostu, fioletową czuprynkę,
trójkątne oczy koloru pomarańczowego. Jego różowo – zielone nogi i ręce były
przymocowane sprężynami do tułowia.
        Wleciał
do mojego pokoju i wyszedł z tego dziwnego pojazdu. Zaczął się przyglądać
szafie, telewizorowi, fotelowi i jeszcze kilku innym przedmiotom, a potem coś
rysował i zapisywał dziwne znaki w swoim notatniku. Dopiero po kilku minutach
zauważył mnie i powiedział:
        -
Cześć! Jestem Gonzolot.
        -
Dzień dobry – odpowiedziałam trochę przestraszonym głosem.
        - Nie
musisz się mnie bać. Przyleciałem w celach badawczych z Gonzolotii, która
znajduje się na planecie Uran.
        Wtedy
już pewniejszym głosem odpowiedziałam:
        -
Witam na planecie Ziemia. Mam na imię Ania.
        -
Bardzo mi miły.
        -
Miło – poprawiłam go.
        -
Miło? Co to znaczy miło? – odpowiedział zamyślonym głosem – Zaraz, zaraz…! – I
zaczął wertować kartki swego notatnika.
        -
Mówi się bardzo mi miło, a nie miły.
        - Ach
tak. Bardzo cię przepraszam, ale dopiero od trzech tysięcy lat sprawdzam, jakie
są różnice między Ziemią, a Gonzolotią i czasami przekręcam wyrazy lub źle je
odmieniam.
        Później
zaczęłam z nim rozmawiać, zaprzyjaźniłam się i stwierdziłam, że jest on bardzo
sympatyczny mimo swego dziwnego wyglądu. Dowiedziałam się od Gonzolota, że na
jego planecie panują zupełnie inne zwyczaje niż na Ziemi. W dzień wszyscy śpią,
a w nocy świeci słońce, wszyscy budzą się do pracy. Ich jedynym zajęciem jest
dbanie o czystość i porządek swojej planety. Istnieją tylko dwie pory roku.
Lato, które jest bardzo upalne i zima, która jest mroźna oraz występuje dożo
czerwonego śniegu. Codziennie kilku Gonzolotów leci na drugą planetę i robi
zakupy. Władcą tej planety jest Bonzolot, który co dwa tygodnie wyprawia
przyjęcia i zaprasza swych poddanych. Na tej planecie mówi się w języku
polskim, lecz słowa są wymawiane od końca na przykład my mówimy ładna dziś
pogoda, a Gonzolot powiedziałby andał śizd adogop.
        Po
półtora godzinnej pogawędce Gonzolot postanowił się zdrzemnąć. Wskazałam mu
miejsce, w którym może odpocząć, a sama poszłam do kuchni przygotować mu
podwieczorek. Jednak, gdy zajrzałam do lodówki nic tam nie było, co mogłabym mu
dać do zjedzenia. Wzięłam swoje oszczędności i poszłam do sklepu. Kupiłam mu
trochę sera białego i kiełbasy, jabłko i sok pomarańczowy. Gdy wróciłam do domu
zastała mnie niemiła niespodzianka.
        Po
wejściu do pokoju zobaczyłam zjedzony do połowy telewizor i magnetofon, a mój
przyjaciel leżał na wskazanym przeze mnie miejscu bardzo zadowolony. Gdy mnie
zauważył powiedział jakby nic się nie stało.
- O, już wróciłaś. Gdy cię
nie było postanowiłem coś przekąsić. Chyba się nie gniewasz?
- Nie gniewam się? Coś ty
narobił? I jak ja się z tego wytłumaczę rodzicom – odpowiedziałam bardzo
zdenerwowana spoglądając na połowę telewizora.
- Byłem trochę głodny, a
my jemy takie przedmioty, jakie stoją tu u ciebie, są one bardzo duże w
porównaniu z tymi, które jadam na co dzień.
- No tak, mogłam się tego
spodziewać – byłam bardzo rozgniewana.
- Przepraszam cię, jeśli
coś złego zrobiłem. Ja naprawdę nie chciałem – powiedział Gonzolot i zrobił
taka minę, że trudno było mu nie przebaczyć.
- No dobrze, tym razem
przebaczę ci. Ale na przyszłość pamiętaj. Nie zjadaj moich sprzętów domowych
codziennego użytku!
Zastanawiałam się, co
zrobić z tym fantem. Nie miałam zbytnio dużo czasu do namysłu, bo za dwie
godziny rodzice mieli wrócić do domu. Po chwili zadzwoniłam do koleżanki i
poprosiłam, aby przyszła. W kilka minut później usłyszałam dzwonek do drzwi.
Ukryłam Gonzolota za tapczanem i pobiegłam otworzyć. W drzwiach stała Ola.
- Cześć! – powiedziała.
- Cześć – odpowiedziałam.
- Co się stało? Twój
telefon wydał mi się jakiś dziwny, więc przyszłam najszybciej jak mogłam.
- Chodź, a zobaczysz –
zaprowadziłam ją do mojego pokoju.
- Coś ty zrobiła z tym
telewizorem? – Ola parsknęła śmiechem. Nagle mnie „zamurowało”, przecież nie
mogłam jej powiedzieć prawdy o Gonzolocie, bo i tak by nie uwierzyła. Powinnam
pomyśleć o tym zanim po nią zadzwoniłam. Po krótkim namyśle odpowiedziałam:
- Nic takiego… Ale proszę
cię pomóż mi coś z tym zrobić.
Myślałyśmy dosyć długo i
doszłyśmy do wniosku, że najlepiej byłoby wynieść go do piwnicy.
- Ale same nie damy rady –
powiedziałam z żalem w głosie.
- Już wiem! Zadzwonię po
Dawida i poproszę go o pomoc – rzekła Ola.
- Świetna myśl.
Po upływie pół godziny
wszystko wróciło do normy i prawie zapomniałam o Gonzolocie, gdyby nie to, że
nagle odezwał się zza tapczanu.
- Muszę już wracać, bo
rodzice będą się niepokoić.
- Szkoda, że odlatujesz.
Nie możesz jeszcze trochę zostać? – odrzekłam ze smutkiem.
- Niestety.
- Pokazałabym ci miasto i
opowiedziała o nim. Co ty na to?
- Brzmi zachęcająco, ale
może innym razem – odparł Gonzolot.
- Obiecujesz, że mnie
odwiedzisz?
- Jasne, że tak.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1