Deadbat

Deadbat, 6 september 2020

Czy przyjdzie oświecenie?

Światło i ciemność w wiecznym wirują pędzie
zderzają się z sobą i z ich czułych objęć
Z ich nieświadomego pełnego gracji tańca
pył czasu przenika w światy
gdzie zdarza się życie
Nie jest niczym innym niż to z czego jest złożone
ma składniki te same jednak połączone
tworzą nową jakość stapiając się w chwile trwania
Oto bieżąca miejscowa entropii anomalia
układ próbujący zatrzymać nieuniknioną
utratę wszelkiego światła ciepła energii

Oto strumień życia wielki
Niczym potężna fala złożona z fal tysiąca
lub przedwieczny huragan spleciony z milionów zefirów
Piramida w której każda cegły okruch najdrobniejszy
z mocy wszystkich i każdą dostępną mu siłą
walczy z nieuniknionym
czasem i przemijaniem
aby w domu jego razem trwać mógł i działać
jeszcze tą chwilę
i jeszcze tą następną
rodzić się i umierać dla siebie nawzajem
Jeżeli to nie jest miłość
To nie wiem czym jest wcale

Jakże krucha jest jego konstrukcja
Jakże delikatna równowaga tkwi u podstaw trwania
jego świętej komunii nieustannej
Ten cud życia człowiek który choć go nie rozumie
śmie traktować niczym przedmiot by użyć dla siebie
dawnymi czasy pochłaniał by sam przetrwać
lecz teraz
pożera dla miłych mu doznań z samej jego konsumpcji

Brak wyżej stojącego niż ja organizmu
pozwala mi sądzić że mam prawo do czyjegoś ciała
sami je sobie przyznaliśmy wieki temu
bez żadnej refleksji co znaczy w istocie
zgoda na śmierć uznanych na wstępie
za mniej rozumne istot
(nie osądzi nikt przecież zwycięzcy)

Tak myśleć może jedynie życie które samo siebie nazwie
Koroną Wszelkiego Życia
Człowiekiem
Ostatecznym Drapieżnikiem

Jakże więc tolerować moglibyśmy inną
równą sobie istotę lub stojącą wyżej

Jakie jeszcze prawa nadamy sobie sami
nawet wbrew samej naturze materii ciała jaźni
jak daleko zbłądzimy w samookreśleniu
zanim rozpadniemy w nicość i chaos bezwładny
na żadnej prawdzie poza chęcią użycia nie oparty

Popatrz na człowieka
spójrz jak szamocze się warczy i gryzie
walcząc o samozbawienie samouwolnienie
Kiedy ze ślepego zwierzęcia jest w nim wciąż tak dużo
i zysk chwilowy przekłada tak wielu ponad sens każdy
Kiedy już zwątpiwszy we wszelką nadzieję
Nieoczekiwanie i wbrew wszelkim planom
z chwilą gdy zawieszonego w pustce znajdzie siebie
samozagłada jedynym pozostanie celem
czy znajdzie ucieczkę
pomiędzy samopodpaleniem
a chwilą nim spłonie niczym cienki skrawek siebie
W tej chwili dla jego bytu sensu najważniejszej
nie mogąc już w żaden sposób liczyć na siebie
czy będzie ratunek
Czy nadejdzie Boskie oświecenie
Czy niebyt okaże się prawdziwie jedynym słusznym i właściwym celem

Ziemia jest tylko jedną małą kroplą błękitu
Lecz ludzie są ślepi i nic tego nie zmieni


number of comments: 4 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 8 january 2021

Samoakceptacja

Pewnego dnia doszedłem do przekonania, że muszę siebie polubić. Nie mogę przecież zamknąć w zakładzie jedynego człowieka na którego towarzystwo jestem skazany aż do śmierci.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 29 july 2020

Anhedonia

Poprzez rozerwane poły zasłony w świątyni
na pył i kurz dróg naszych patrzymy
Wokół przemijają dni noce i światy
Nie ma drogowskazów poza tymi
w które my sami uwierzymy

Wielobarwne dyliżanse mkną po pustych drogach
Czasem weselne białe
czasem żałobne czarne
I ranić oczy potrafią doskonale
wszystkie te barwy pomiędzy tymi

Czy któryś ma cel naprawdę konieczny
niezbędny i prawdziwy

Nie wiem przecież nic
Poza tym jednym
teraz jest prawdziwym

Oto czas kiedy widzę w środku światło
które pulsuje czerwienią
czy to bóg słowo prawda czy miłość
a może światło przeciwatomowego alarmu

Skąd mam to wiedzieć
W moim przypadku
jakie to ma znaczenie

Przepraszam
Że czasami nie czuję niczego
śmierć i życie jednym są w sobie wówczas obojętnie
Milczą jednakowo zamiast krzyczeć sercem

Oto kurz czasu destrukcja i entropia bytów
degrengolada życia
grzech
niewybaczalny
Jedyny prawdziwy


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 7 june 2019

"Ikar zażegnany"

Najłatwiej wpaść w ciszę 
z tęsknoty za duszą
za tym dźwiękiem życia
pysznym nienatrętnym
niezapomnianym

Ta z czerni postać
w drzwiach mojego domu
dziwi jeszcze kogoś?
Jeszcze nie wychodzę
Jeszcze nie pali mnie słońce 
wiatr nie pieści ruin

Jeszcze raz wychodzę
Popatrzeć raz jeszcze
na kwiaty polne przy mej drodze
i wrócić

Wczoraj znowu biegłem
Tak pamiętam to pewne
w jasnej łąki rozmodloną przestrzeń
tchnąc nadzieją zieloną i świeżą
jak pierwszy pierwiosnek

Słodki zapach radości
naraz gęstą parną ułudą
pewnego przedwcześnie upalnego ranka

zaskoczony formą
oporną naiwnie
z barwy szaro-chłodnemu
powiewowi trwania
Próbuje wciągnąć do płuc to powietrze
i pofrunąć ku niebu
wyciągając ręce
Lecz wiem wiem na pewno
że ku ziemi lecę


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 19 november 2021

Wierni

Dopóki życie trwa
błądzi człowiek niczym ociemniały
Wyciąga swe dłonie ku celom udawanym
do zastępczych pragnień szepcze
swoje modlitwy pośpieszne
nie rozeznał on jeszcze bowiem
- być może nigdy się nie dowie
co wraz z jego ciałem legnie
w zimnym ziemnym grobie

Niczym przeklęty
Trwa demon zaklęty
w wewnętrznym kręgu pentagramu
na nagiej ziemi mu wyrysowanym
Zielone światło spowija mu lica
i gra swą marną rolę do kibica
uwięzionego w kręgu jak i on zamkniętym
wciąż słysząc gwizdy wciąż pragnąc pochwały
aż do litery ostatniej zawartej w swym zdaniu ostatnim
reszta jest milczeniem
ciszą złożoną
z milczenia milionów
a przez to właśnie najgłośniejszym tonem
podobnie spętanych
Tych którym już nigdy nikt nie odda racji
Nie każde życie można zwrócić światu
"Nie każdą łzę da się powtórzyć"
Dlatego sięgam
tam gdzie nikt dosięgnąć nie zdoła
wzbudzam pragnienia
których nikt nie zdoła spełnić
zanim entropia świata mnie pokona
zanim stwierdzimy razem głuchym głosem już jednego pewni
że kajdanom już tylko my wierni
my wierni


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 28 february 2017

Gigantomachia

Nie umiem pisać (fakt :))
Nie znam właściwych liter

z tych niewłaściwych
sklecam bochomazy prymitywnych myśli
wstają z kolan giganty oblepione w głazy
wstają z kolan z ich oczodołów łez szumią wodospady
(niezdolne do życia bez żadnej pretensji do prawdy)
uśmierca je byle powiew z byle strony
Padają na ziemię kolejne wywołując wstrząsy
przeszyte nową myślą w samo meta-nie-serce
z czasem myśl kolejna może ułożyć skały całkiem odmiennie 
i nowego golema wskrzesić by powstał
lub na nowo zabić zanim wstanie z kolan

Jak mam przejść obojętnie
obok konających złudzeń własnej marnej jaźni
jak nie zapłakać nad ich marnym losem 
przeznaczeniem marnym
Nikt przecież więcej już ich nie zobaczy

Dlatego i z tą chwilą umieram po skrawku
ucząc się jak iść naprzód
ucząc się nie czuć żalu


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 8 september 2016

Lustro

Nie znam Cię
Bracie
Jedna krew to zbyt mało bym mógł rozpoznać cię w tłumie 
który zawsze mrozi moje myśli i chwyta za gardło 
Gdybym tylko zrozumiał
że sens żaden nie ma tu nic do rzeczy 
jest zwyczajnie bez sensu
jest nieadekwatny
niedostosowlany
może wtedy mógłbym zobaczyć twoją twarz
a może chociaż własną
Ach

Dzwonie uporczywie do własnego mózgu
(ignorowany przez najmnieszą jego komórkę)
wrzucam posty na czata świadomości 
Wszędzie i każdemu rozdaję wizytówki
z każdą oddaną czuję jak znika cząstka mnie samego
Lecz zawsze coś zostaje
Dlatego
zapraszam
bierzcie i jedzcie

sprzedaję siebie na taniej wyprzedaży
na małym stoisku tuż obok garażu 
a za plecami słyszę przecież
jak szukam na siebie płatnego zabójcy
oraz załatwiam wyburzanie na piątek
i tylko liczniki które taniej zerwać niż zdemontować
wzbudzają żal 
niepotrzebny już nikomu


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 17 november 2014

Witaj

Tyle chciałbym ci powiedzieć

zostań

Tyle chciałbym dziś jeszcze odkryć w tobie

doznań

Poniżej szeptu i powyżej huku tego miasta

słowa

Niewypowiedziane w noc tą zakutane

zostań

Tam na zewnątrz zimno tu przy mnie ciepło przybiera nową

postać

Tam pustka tu wielości rozmaita 

forma

Nie wiem dlaczego wciąż milczę rzecz jest przecież

prosta

Na teraz na dziś i na jutro na wczoraj znów tak trudno nam się 

rozstać

Nie wypowiem słowa co tak ciąży

kocham


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 1 january 2023

Naprzód! Naprzód!

Tęczowe piekło pod powiekami
Biegnę gdyż płonę
płoną moje oczy
ręce ramiona i barki
stopy i nogi spowija płomienisty całun
Tak nam wyznaczono
biec ku coraz to bliższej krawędzi
spalać się
pragnąc i łaknąc płomienia
Niechaj będzie większy
Jaśniejszy
Gorętszy
Niech nam rozjaśni
Tą przejmującą chłodem
pogrążoną w nocy
pustynię bez cieni

Czyż to woda określa kształt naczynia
które ją zawiera
Czy światło co nic nie waży
ma moc aby uciec
z wszech-czerni pułapki zapadniętej gwiazdy
Tak i my płoniemy i spalamy się nieustannie
biegnąc w nieznane
zgodnie z własną formą
poddani niezbadanym nieuchronnym mocom
zaplątani w aksjomat
w siebie nawzajem
oraz samego siebie
co plącze się i w tańcu potyka jak pajac
jednak biec nie przestaje

Czy więc skazani jesteśmy na wieczną tułaczkę
Ten smutny dance makabre tańczony
wespół z wszystkimi gatunkami
których na dziś na tą chwilę
nie zdążyliśmy zgładzić
czy wiecznie już ma być on naszym udziałem

Pytam wypatrując śladu iskry życia
W poszarzałej twarzy tego co uciekł przede mną
i przed Wami
i przed światem całym
Być może w niebyt
na pewno w nieznane

Nie dane nam było się spotkać
wymienić myśli i słowa
I oto ta jego pusta skorupa
napawa mnie gniewem

Jaką więc chęć wielką
Och
Jak wielkie pragnienie
mam aby wszystkim tym wzgardzić
zachłysnąć się sobą
Porzucić i spaść z połamanymi skrzydłami

Lecz o pusta ironio
Wiem dobrze
I wiem to już na pewno
Pogarda również jest przywiązaniem


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 17 april 2015

Tak dawno

Odpowiadam
Nie byłem
nie jestem
nie będę
Stając się kaleczę przestrzeń
fałszywym rozróżnieniem

Tak skłamałem
mówiąc sobie
nie cierpię

i pisać nie będę

To już nie moje brzemię

Dziś spotkałem się z człowiekiem
Takim śmierdzącym bezdomnym
On nadal je niesie 

Wiem
Nie ma potrzeby 
Wiem powinienembyćwdzięczny

O cudzie
ja nim nie jestem


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 20 october 2014

"Jutro jutro i znów jutro..."- W.S.

Żegnam się
poraz ostatni

kolejny raz

Siedzę na skraju dachu...

wokół błyszczą gwiazdy
świeczki na odwiecznym teraz
i zaniedbane zapomniane dawno myśli
znów kładą w żyły
zapomnianą już dawno truciznę

To moje święto
sama forma
bez znaczeń 

pragnę je zdmuchnąć za jednym zamachem
ustami i myślą niczym te setki żyć co się gasiło tak łatwo
trującym bojowym gazem
lub gdy to możliwe proponuję
zamianę

Bóg mnie więzi
jego pamięć niewoli mnie w sobie 
Jego wola zabija mą wolę
Jestem upadłym aniołem
Ostrzem co rozpłata powłoki
powyrywa wnętrzności
i uwolni od sumień
i grozy

Zgaśnie zanim sama prawdy sens w sobie rozpozna
Zawali się na głowy widzów amfiteatr
Oto krzyk kolejny
W czerń zimną nieskończoną  
złowrogą
bezkresną


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 25 september 2014

Bardzo niepoetycka wizja raju na Ziemi

Nie ma papieru
chyba toaletowy
Nie ma długopisów i piór
Tylko projekt realizowany
przez wysokowyspecjalizowaną drukarkę 3D

Nie ma państw
są tylko odmienne sposoby
organizacji życia społecznego 
Nie na wartości poza wirytualnym pieniądzem
i jego coraz droższym odpowiednikiem - informacją
reszta to resentymenty degeneratów
i starców... 

Nie ma ich już zresztą zbyt wielu
utylitarna wydajność wyparła moralność już dawno
kliniki abortoeutanazyjne pracują pełną parą
ich kominy dymią nieustannie
dla wspólnego dobra stoją poza miastem
nie pytaj co to za mięso w menu
i tak wiesz to co chcemy byś wiedział

Jeżeli jesteś to produktem megakorporacji
ona cię stworzyła
ona organizuje ci życie
doceń to


decyduje co jesz
gdzie i z kim śpisz
Co możesz wiedzieć i w jakich ramach wolno ci myśleć
Wszytko to dla twojego szczęścia
dla ogólnej szczęśliwości i gatunkowego rozwoju
dla świata bez wojen
odwieczny antagonizm pomiędzy dobrem a złem
bezzasadny dziś stracił swoją niszczycielską moc 

Zakończyły się mroczne wieki dowolności i "wolnego wyboru"
wszystko jest bardziej klarowne i cudownie złożone zarazem
rożnokolorowe i bezpieczne
...
Dopóki jesteś Użyteczny...
zanim pomyślisz i zanim zrozumiesz potrzeba jest zaspokajana
usługą zgodną z twoim psychologicznym sieciowym profilem
na poziomie za który chciałbyś i możesz zapłacić
cenę automatycznie pobieraną z twojego konta 
Oto twoje królowanie
...
bierzcie i jedzcie...
...
Wspaniały przyszły świat
Piękny i dobry do życia czas spełnienia
Czysta utopia wyprana z moralnych rozterek
bez trudnych wyborów i tragicznych pomyłek
bez rozczarowań i frustracji
spokój i szczęście
kontrolowanych narodzin
zaplanowanej śmierci

po prostu coś za coś
tak działa system
wszędzie jest tak samo
wszelka niezgoda jest surowo karana

... nie będę tak żyć
... nie żałuję że nie będę
i
pozdrawiam.


Ze smutkiem unosząc ku wam otwartą rękę


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 1 december 2022

Wiara

W swojej zagmatwanej prostocie
przeistaczam w przeinaczone
cichymi gestami i słowami wydrążonymi
aż po najgłębsze korzenie
zmierzam sięgam i usilnie podążam
ku bezdrożu wypranemu i odbarwionemu
odczasowionemu a więc wieczystemu
i pozbawionemu przestrzeni wszechbytowi
Niektórzy to nazwą modlitwą
Ja to nazywam skomleniem
zanim zadusi mnie jutro
i znowu się zacznie konanie
stawiam marną świeczkę nowonarodzonym
Na bezkresnej wszechczerni
Oto jak nic ona nie oświetli
A może jedynie tyle
ile we mnie błękitu bieli i zieleni
miotam się zatem szukając harmonii
Biedny głuchy ślepiec
Bezrefleksyjnie łaknę
zrozumienia ponad tym wszystkim
co dane mi będzie zrozumieć
tą znikającą bezustannie cząstką mego ja
przemierzającą niczym dziwny ogród
odwieczną drogę wszystkiego
co skazane będzie na zagładę
i powielenie
Od dnia narodzin
aż po Zjednoczenie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 23 september 2014

Upadek Nieba cz.2 -Anioły

Słowo spoliczkowane
Płacze bezgłośnie otoczone ciszą
bezwolne i odarte z Mocy
Bóg leży pośród wielkiego zgromadzenia istot
które przed wiekami sam stworzył
skulony
a wszyscy ludzie lżą Go 
myślą mową uczynkiem
i zaniedbaniem

Buczy ogromna wściekła
nabrzmiała żądzą mordu tłuszcza
trwa polowanie na anioły
śmiechom towarzyszy pełne bólu wycie
aniołów z wyrywanymi skrzydłami
Niewiadomo kto ludzi wpuścił do Nieba
Niewiadomo kto zdradził

Blask płomieni huczy
- to nieważne, to już nieważne
Niebo płonie
i skwierczą na stosach anielskie ciała 
tłuste gorące krople spadają na Ziemię
i wszystko kwitnie 

Piekło zastygło zdumione
zamiast radosnych pieśni
westchnienia
zamiast głośnej radości 
żałoba 
Lucyfer zapłakał widząc dom swego Ojca
w tak wielkim poniżeniu
i wokół wędrują słowa 
przepowiedni Szatana
z czasów przed samym Wygnaniem
i ostatecznym Upadkiem
Zanim upadło Niebo
pokonane przez Zdradę
I oto na ich oczach się ziszcza 
Każdy kręci głową i myśli
- I co dalej? 
Nadeszły znaki Apokalipsy
I z nieba rozległo się zawodzenie i lament 
Katowany anioł
jedynym ocalałym jeszcze okiem
spogląda pełnym wyrzutu spojrzeniem
z niewyrażonym pytaniem
w kierunku gdzie tłum Go osaczył
Nie doczeka się już odpowiedzi
Bóg właśnie skonał
A jego jeszcze czeka tylko
długie bolesne konanie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 15 january 2021

Autoportret dziecka

Moja trumna jest zbyt ciasna
Nie mieszczę się z wszystkim co uznałem za swoje
Moja trumna jest zbyt chropawa
źle obrobiona kalecze o nią moje kurczowo zaciśnięte dłonie
Zadry wnikają głęboko raniąc moje serce
Moja trumna jest niedbale pozbijana
deski odpadają z jej dna wieka i boków
nie nadążam z ich chwytaniem
w swoim ostatnim locie ponad pustym gniazdem
Moja trumna jest zbyt obszerna
czasem nie mogę się w niej odnaleźć
i kiedy marzę o chłodzie ziemi
który nie ukoi już żadnej gorączki
wygrzebuje z niej skrawki i ścieram na farby
moja prymitywna odrapana trumna
stojąca bez sensu na środku ogrodu
nie nabrała jeszcze właściwych kolorów


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 17 december 2022

DeadBat

Jestem Martwy Nietoperz
Martwy od dzieciństwa
Nietoperz czyż bowiem
nie mówi się
ślepy jak nietoperz
choć to jawna nieprawda
Jestem niedowiarkiem
A więc ślepy jestem na prawdę

Nie wierzę bowiem w wolność
Ani równość
Ani braterstwo
Zbyt wiele widziałem wojny
która jest stanem duszy
wojny nieustającej w sobie i pomiędzy braćmi
Betonowych dżungli gdzie w niemej udręce
tysiące i dziesiątki tysięcy
zmaga się z dniem
i z nocą
w ten czas pokoju
który był nam dany

Nie wierzę w jedną prawdę
bo nie widzę przecież
tego co widzą inni bez żadnego trudu
a oni z kolei nie patrzą moimi oczami
Poza ciągami wzorów
nie ma żadnej prawdy
istnieje jedynie zbliżone jej uogólnienie
dopasowane do ludzi i czasów
zwichrowane to w tą to w tamtą stronę
Ludzkości jak ją rozumiem nie darzę miłością
gdyż przeczuwam wyraźnie co wizja korzyści
potrafi uczynić tej Ziemi i jej
mieszkańcom rękami ich samych
a to sprawia że Homo zdaje się w najlepszym razie
usilnie próbować hamować
swoje własne drapieżcze instynkty
w drodze ku nieuniknionej zagładzie

Zabijanie słabszych karmienie się ich ciałami
hodowla i ubój
tak gwałt morderstwo czy wojna
to tylko na różnych poziomach
dowody że nigdy nie zerwaliśmy kajdan
zwierzęcej czysto natury
i nie ma we mnie dumy
że jestem człowiekiem
słaby bowiem jestem nawet jako człowiek

Kiedyś
już sam nie wiem kiedy
Chciałem tylko tworzyć
lecz każdy mój oddech
rani
chciałem tylko nadawać nowe imię
nowe obnażać spojrzenie
lecz nie jestem lepszy
i nie tętnię życiem
każdy mój ruch kaleczy harmonię
a każda myśl nosi znamię Kaina
jest niedoskonała
i nigdy taką jak trzeba nie będzie
bo w tym świecie

To człowiek jest miarą rzeczy
dlatego słuszne jest że zabija
że pochłania mięso
nawet swego brata
w walce o przetrwanie
uzasadniony jest każdy grzech
podstęp i każde kłamstwo
okrucieństwo
czy śmierć
a nie abstrakcyjne martwe ideały

Dlatego choć nie żyję trwam przecież uparcie
usiłując odgadnąć co dzisiaj jest słuszne
jutro zaś stanowić będzie niezbity dowód mojej winy
i sprowadzi niechybną karę na me trwanie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 26 may 2014

Słodki letni poranek

Wstałem
Jeszcze mi się to zdarza
jak oddychanie
jak chodzenie za potrzebą
jak nerwowość i stres
jak pośpiech
jak bycie wstrząsanym
torsjami sprzecznych emocji
radości rozpaczy
jak każdy

To co mnie wyróżnia
śmiech w pustym grobowcu
(gniew stąd aż do granic
rozkosz i ból na dnie)

Obskurny szary
betonowy posąg
nagi

Dziś
ktoś słowa pozbawił jakichkolwiek znaczeń
posłuchaj to moje bezwolne gdakanie

ktoś zabił całą niedojrzałą wiarę
sam w cieniu nóż trzyma wciąż przy moim gardle
kiedy ja jak derwisz wciąż szaleńczo tańczę
do pierwszego zachwiania potknięcia upadku
zanim to się stanie
spójrz
jak wiele może się jeszcze zdarzyć
(Tutaj gdzie Bóg menueta wciąż tańczy
z Szatanem)

zegar
bije

Tak wiem
nie powinienem tak
czuć
Tak wiem
nie powinienem tak
myśleć
...

zastanawiać widząc kolejną na pustyni studnię
czy jest choćby mętna kałuża na dnie

Lecz to może jedyna forma życia
jaka mi dziś pozostaje


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 26 march 2024

Prawdziwy sen

Sparzyło mnie każde słońce
Zgorzkniała mi każda ziemia
Trucizną stało się dla mnie każde pożywienie
I oto trwam jeszcze uwięziony w trwaniu
I nie ma już dla mnie realnej pociechy
Oto przed wiekami zostałem skazany
na zagładę
Niczym ten głupiec co zamiast arki pobudował wieżę
patrzę jak bestialski żywioł co dnia wypłukuje z jej murów kolejne cegły
Nieuchronnie zbliża się jej upadek
Jedynie sny na chwile oddalają wyrok
Jedynie gdy usypiam i staję na odległym krańcu
Wtedy bowiem zbliżam się do tej
która cała jest pięknem w przepięknym ogrodzie
Wdziękiem są wszystkie jej ruchy
Radosnymi dzwonkami każdy dźwięk jej głosu
Każde spojrzenie jej urocze jest i och jakże miłe
Nie ma być nie może i nie było innej
Śpiewaj więc miła moja siostro snu i powierniczko najgłębszych tajemnic
Niech twojego czar głosu
odsunie na chwilę przykry świat
sprzed moich oczu
Uchwyć instrument drgający każdą struną barwą wszechpotężny
Zagraj mi miła pieśń niech połączy nas ona na tą jedną chwilę nim spoczniemy na tym łożu
Zanim będę musiał zbudzić się i odejść
powrócić tam gdzie łoże tortur
I uśmiech kata co gładzi mą pierś aby znaleźć miejsce
skąd rwać mu będzie moją skórę lepiej
Oddzielać organy od mięśni
a kości od ciała
Aż usta moje wypowiedzą
Żegnaj ukochana
obcym pustym dźwiękiem


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 14 february 2022

Wara od (mojego) kotleta

To nie wiersz
to krzyk
że nie jesteśmy lepsi od zwierząt
każdy mord krzyczy to nam w twarz
Nie jesteśmy wiele lepsi od zwierząt
każdy gwałt krzyczy to nam w twarz
Nie jesteśmy wiele lepsi od małp i nie-ssaków
każda zdrada krzyczy i każda kradzież
Każda armia krzyczy i każda wojna
dopóki pragniemy wyrwać serce innemu
że nie myśli po naszemu
że czuje inaczej
nie kocha a ma przecież obowiązek kochać
i dopóki wierzymy że zmusimy go do miłości
i wówczas zrozumie w jak wielkim był błędzie
do kiedy patrzeć będziemy z jakąkolwiek wyższością na drugiego
nie jesteśmy lepsi od zwierząt
a być może nawet jesteśmy gorsi od samych siebie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 2 september 2016

Czas Apokalipsy

I oto jest czas nienawiści
Brat zabije brata
siostra znienawidzi siostrę
ludzie szukać będą zapomnienia bardziej niż nadziei
zemsty niż zrozumienia
szacunku niż miłości

Oto grzech wychodzi na ulicę
denominacja uczyniła go praktycznym słusznym i dobrym 
właściwym nowym czasom

Oto ludzie uznali się panami stworzenia
Dając w ten sposób Owemu prawo by ich pożreć
Coraz potężniejsze oswajają bestie
Tworzą nowe grozy aż po swą ostatnią

I oto nadchodzi Kłamca
owszem już tu jest

a nie krew nienazwanych i niepoliczonych jest istotą odcisku jego stopy
To tylko jej barwa 

Jego imie Zagłada 
jego sługami
Wrogość i Niezgoda

Nie w mocy niezliczonego jego wszechpotęga
lecz w mocy idei której nawet sam czas
ani żadna broń nigdy nie dosięga

Jest z nas lecz nie z nami
jak niszczycielski huragan rozbuchanego tłumu 
w cieniu najmniejszej niesprawiedliwości czynionej maluczkim
aby nimi władać i w mroku postawić 
gniewem za gniew odpłacić
zabić albo skonać
(Mocą Nienawiści bardziej niż Pierścienia)

Człowieku co planujesz i z takim trudem konstruujesz bombę
aby na niej usiąść
dziś przebudź się
proszę 

... 

zanim czas się spełni


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 4 november 2017

Kolejny kiczowaty dzień

I dno mojego jeziora zbyt płytkie jest
a jego fale zbyt szybko kończą swój bieg

Ich siły nazbyt są wątłe
nazbyt pełne są bólu i zwątpień

Jak zajrzeć mam na drugą stronę dna
Kiedy w popłochu ginę nierozumiejąc własnego ja

Lękiem mnie napawają chwile
gdy myślę że coś utraciłem

gdy pewien jestem że wszystkie moje rzeczy
tak szydzą ze mnie a każda każdej drugiej przeczy

Nie istnieje światło gdzie ciemność nie miała narodzin
I z ciężkim brzemieniem formy coraz łatwiej jest mi się pogodzić
To słodkie jarzmo zniewala i pociechę daje zarazem
pozwala mi iść za cichym życia rozkazem
w kolejny dzień


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 15 february 2017

koraliki gniewu

Nie wierzył kiedy swą wiarę wyznawał wśród braci
Nie umiał milczeć kiedy cierpienie zrywało kolejne warstwy
masek z nędzy resztek twarzy jego ledwo ocalonej duszy
Pogardzał tchórzostwem i chciwością zarówno
sam będąc pełnym lęków i pożądań 
Pragnął światła niczym ciemność szalona
Nie znając prawdziwej natury rzeczy sam nazywał
nieświadom że stwarza

Uwięziona ćma krąży wokół światła lampy
choć krat jej więzienia okiem nie zobaczysz

Ociemniały pająk sieć swą snuje wątłą
poszukując łupu spotyka najczęściej
jedynie gorzkie rozczarowanie
lub niewiele więcej

Światem żyję niedoskonałym i niepełnym światła
żyjąc w pustkę spoglądam lecz co jest niczym
niczym być nie może

I dlatego jestem
choć być nie potrafię
I dlatego myślę
I wierzę uparcie ja więzień
w pożywne okruchy własnych złudnych przekonań
w resztki własnej wynędzniałej prawdy
w osobiste credo
i siebie samego

Pytam Kiedy wreszcie uwierzycie
że nie pragnę tego co chcecie mi sprzedać
I choć codziennie płacić muszę i starać na nowo
Kiedy patrzę w lustro gardzę tylko sobą
ponieważ waszym wizjom się kłaniam co sens jakiś mając
żadnej dla mnie słuszności tym nie udowodnią 

Lecz że ja jeden jestem
moje racje słabe są i nieistotne 
że zysku nie dadzą - zbędna paplanina powietrza mieszanie
nie mnożąc bogactw władzy ani nie roznosząc genów 
nie wnosząc tego do świata godny jestem jedynie
zapomnienia i pogardy
O nic więcej nie proszę jak o zapomnienie
Jednak niż zapomnieć szydzić lepiej
lepiej nienawidzić
Niech więc i tak będzie
(I tak na szaleństwo odpowiem podobnym szaleństwem)

Opasłe swym szaleństwem szowinistyczne snoby
Chociaż pracą ciała kłaniam wam się przecież
z mocą się sprzeciwiam niesprawiedliwości
obłudzie
zakłamaniu (i swojemu także)
nieprawości
pożądań zgniliźnie
koszmarowi awersji
pysze ( w tym własnej) i nieprawej dumie
samozadowoleniu

Ja taki sam jestem jak i Wy lecz postanowiłem
nie tarzać się duchem przed nakazem ciała 
(dla ciała czołganie się jest rzecz naturalna)
ani nie powtarzać - wszyscy - my - tak trzeba - to złe a to dobre
I przysięgam Wam to dzisiaj uroczyśćie
choć również głupi własny przecież trzeba próbować mieć rozum


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 2 june 2023

Proroctwo

Oto jestem
Wróciłem
Biedny robaczek
Czerw drążący ziemię

Nieśmiało i z zalęknieniem spoglądam nieraz
na głęboki kosmos
na to przedszkole światów
To gniazdo gwiazd niczym szerszenie
lecących w niemym gniewie ku katastrofie
Wiem że jestem jak one
w odwiecznym kręgu nieustających narodzin
Odwiecznej zagłady
Och jakże ciasnym
z mniejszych jeszcze ułożonym kręgów
och jakże pełnych cierpień miałkich i jakże zbędnych
których sam jestem sprawcą przyczyną i skutkiem
Ukradłszy szept ze szczytu niedosiężnej góry
Rzucam wyzwanie stworzeniu
Lecz widzę jedynie uśmiech tygrysa w gęstwinie
Lecz sam niedowierzam
że mój rodzaj przetrwa
kolejne tysiąclecie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 may 2021

"Obey"

I posiadł ciało
Jedna z miliardów szumiących trzcin
Świadomay drogi wzrostu
mniej powstającej łodygi i gdzieś tam korony
W ukryciu jego korzenie
W wiecznie płynącej chłodnej wodzie rzeki
Tam gdzie powietrze cień i światło
Błąkają się bezbłędnie

Błądząc w nieustannym tańcu
Odwiecznej harmonii
Zginał je wiatr jak inne
Nieświadomy
Płynął z jego prądem
Pochylał wespół z innymi
Kłaniał dostojnie i równo
Tak jak setki obok
i jak innych tysiące
Odbijał od wodnej tafli
Dumny bo jednakowy
Tak samo przecież pochylony
A na skraju kępy
Sterczał ukośnie suchy badyl
Prosty bo pozbawiony wiechy
Nieczuły przez to na pchnięcia wiatru
Osamotniony i zdziczały
Brzydki swoją odmiennością
Niedopasowany
Prawdziwa zakała idealnego świata


number of comments: 6 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 18 september 2020

Kierunek (lęki nocne)

Widziałem trupy ich palców wyciągnięte
kości obeschnięte wymierzone niczym nieme oskarżenie
w kierunku celu którego sens obumarł wieki temu
podobnie jak oni

Wyszedłem więc z mroku i poszedłem dalej
na światło dzienne
jak oni wyciągając ręce
ku powierzchni

I widziałem wbite w ziemie twarze obciągnięte uśmiechu grymasem
uczepione kurczowo pełnych pociętych gazet
skórzanych portfeli


Kłamią i oszukują nie ma dla nich grozy ani śmierci
ani wszelkiego dobra miłości szczerej wiary czy nadziei
której nie potraktują jak zwykłych narzędzi
w drodze do własnego pustego bogactwa
Ich twarze malowane w najmodniejsze kłamstwa
Ich ciała obłóczone w jaśniejące szmaty zdobne w znaki
najpotężniejszych światowych kompanii
Każdy pragnie pragnieniem palącym go dniem i nocą
po ciałach najbliższych nawet do najwyższej przebić mocy
wybić ponad wszystkich
i stamtąd pokazywać im całą swoją pogardę i wasalną władzę
i całą skrywaną głęboko nienawiść
dzień za dniem i chwila po chwili
to sprzedawcy miłości

to fałszywi prorocy

Sami świadomie własnego kłamstwa nie poznawszy
szydzą i drwią teraz z wszelkiej prawdy
Oto liderzy na miarę tych czasów
Derwisze fałszywego boga
Oblizują już wargi swoje z nieskrywanego łakomstwa
Bestie w skórach baranków które jemu dziś pragną składać ofiary
na równi ze swojego i twojego potomstwa
Wyczuli bowiem ze swądu płonącej ulicy
Wyczytali ze znaków na niebie i ziemi
że oto ich czasy nadeszły
oto się policzyli i nieufnie łączą
Wyją już coraz bardziej zgodnie zadarłszy pełne kłów paszczęki
Obszczekują posągi
obsikują ognie latarni by zgasły światła nienawistne
Aby dyktować mogli trasy wszelkim statkom sami
wyznaczać kierunek jedyny właściwy
A kto go nie wybierze ten będzie ich wrogiem
uświęconą ofiarą i łupem należnym zwycięzcy i władcy

Oto Sfora na smyczach których nie zobaczysz
I czas na Polowanie jest już coraz bliższy
Pościg ruszy nieubłaganie
Czy to haniebny znak ich ofiary
na twoim czole płonie skrytym ogniem
czy uznają że dość jesteś im lojalny
żeby tym razem ujść z życiem
zanim twój statek w zderzeniu z żywiołem zatonie
Jeśli w świątyni przodków stwierdzisz że nie masz tej szansy
Kiedy usłyszysz trąby wzywające wiernych
Wybierz właściwy kierunek
I biegnij
zanim sił nie zabraknie i wyczerpany nie padniesz
Albo ukryjesz w skrytym dobrze
schronie
jednym z tych ostatnich
Kiedy zaś dopadną cię
i w imię większego dobra i (ich) lepszego życia
będziesz musiał umrzeć
I dołączysz do tych co ostatkiem woli
dawno martwego ciała ku niebu wyciągają palce
do celu który tak dawno przecież stracił wszelki sens
i rację

wskazując kierunek


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 17 september 2020

Przesilenie

Miliony świateł widziałem
Lśniły w głębi mych oczu
Wstąpiłem do nefrytowej kaplicy
Do diamentowego pokoju
aż ujrzałem kaplicę z witraży
z czerni czystej grobowcem na środku
Najpierw zaśmiałem się z kolorowych szkiełek
kiczowatych groteskowych posągów
Lecz wtedy poraziło mnie światło
Teraz jestem jak jeden z tych licznych co na kolanach
wpatrują się w swoje małe szkiełko
Błagając rozpaczliwie z wyciągniętą dłonią
przez szkiełko zabarwione patrzą
barwą
o której zapomnieć nie mogą
ich ukochaną i ich znienawidzoną
każdy skłębiony na zewnątrz z wykręconą ręką

Nie dla pustego oczodołu prawdziwe światło
nie dla kawałka mięsa zawieszonego na bladym kośćcu
Filary kręgosłupa wiodą wprost do mózgu wiązki prądu
Kamień miażdży nożyce choć papier go spowił
Tygrys miażdży kobietę której syn nie zdążył
W fladze wszystko zawarte lecz nic to nie mówi nikomu
i tylko rani mnie jego milczenie
milczenie
które odbijać się od ścian będzie dopóki plon nie wzejdzie
dopóki nie dojrzeją kłosy
słowa rzucone na stos ognia czernią w jasne niebo dymiący
wzejdzie znak nieposkromiony i niepokonany
Pojawi nadzieja naprawy
i wtedy świat się skończy


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 24 september 2023

Zdobycie zamku Ego

Postąp naprzód Om

Rzekł Starzec

I Om postąpił

Spójrz na zamek Ego
Oto jego wysłańcy
Ten sprytny lękliwy jest i boi wszystkiego
przed wszystkimi chowa
choćby zgrywać miał martwego
on skrycie marzy i władcy podsuwa pragnienia
czai na krawędzi tuż za powiekami
Ten natomiast w wielkim stalowym pancerzu z koroną na hełmie
pyszni się i nad wszystkimi pragnie górowania
Pochwał łaknie i chętnie na pokaz publiczny wystawia
najdłuższe najbogatsze lance i proporce
Jednakowo oni maski przybierają
ukrywają prawdę pod stertą pozorów
radość czerpią ze złudzeń
Jeśli z nimi w spór wejdziesz
skazany jesteś na porażkę
Jeśli im z nimi w zgodzie rękę podasz
skazany jesteś na upadek
Om wówczas otworzył swoje usta i wyrzekł
Jak zatem Starcze kroczyć mam tą drogą
która dla nikogo litości wszak nie zna
i którą i ja i one byty kroczą
walcząc (jak ja) o niepodległość większego nadrzędnego bytu
Starca głos przeciął ciszę z siłą wodospadu
cichego gromu który z czasem narasta tak bardzo
że aż niepokojem serce się czerwieni
zacząwszy łagodnie od cichej pochwały

Oto jest pytanie godne wojownika
człowieka ku górom cnoty wznoszącego oczy
nie ku tartarom chuci wszelkich (i wszelkiej nikczemności)
które w swojej zapłacie jeno korzyść widzą
o nic i nikogo nie dbając już dalej
niczego nie widząc poza krótkotrwałymi błyskami rozkoszy
co jak szybko przybyła jeszcze szybciej zniknie
bytowi onemu wysoki wystawiwszy kredyt
Ten zaś w swoim czasie bezwzględnie spłaconym być musi
jak wszystkie rachunki co życie wystawia
skrycie i podstępnie przecież kradnąc to wszystko
co prawdziwą miało wartość
spopiela w krematoriach ukrywanych w mroku
tak że wiatr pył onych zamiecie po pustym gościńcu
obracając w niwecz
a nadzieja wszelka na szczęśliwe życie
pochyli się nieco ku ziemi aż na nią upadnie bez siły
bez mocy i bez życia w sobie
czyniąc go na podobieństwo tych co dawno zmarli
lecz choć w środku martwy ciało przecież wciąż trwać będzie
na posterunku życia
niczym poraniony żołnierz
porzucony przez swoich pierzchających na widok wielkiej wrogiej armii
uparcie a skrycie wierząc wbrew nadziei
i w rozpacz wątpienia wpadając co chwila
Każde życie przecież dotknięte chorobą
czasem odruchem najprostszym dąży do jej końca
Podobnie jak woda wypełnia naczynie aż siły wyrówna
Jak atom każdy pragnie być żelazem
i trwać w równowadze wszelkich sil czy to w środku czy to wokół siebie
Tak i człowiek dąży do harmonii
I harmonii pragnie co z miłości płynie
I stąd też płynie dla niego nadzieja
a gdzie cel jest tam i droga podąży wszak bez wątpliwości
jeśli tylko ci co pragną nią zmierzać
zrobią krok pierwszy a po nim kolejne
choćby w malignie cel z oczu tracąc choćby na kolanach
lecz naprzód
Wyrokiem bowiem opatrzności to co upadnie
wstać czasem z kolan musi i zwyciężyć na przekór nadziei
Powiedział Starzec i zamilkł zmęczony tyradą
milczeli tak patrząc to na siebie to na niebo
błyszczące czerwienią
nim krok uczynili
miecz mocniej chwyciwszy oburącz


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 september 2020

Ślepota patrzenia wstecz

Miło jest mknąć przez chłodny mrok
Wilgoć wiecznego wieczora rozcinać bezgłośnie
Rwać cicho pajęcze sieci wydarzeń rzeczy zjawisk ludzi
One niestrudzenie próbują cię schwytać zatrzymać spowolnić
Ich dotyk zabawnie łaskocze twoje oczy
powodując śmiech lub w twarz uderzając
łzy z nich wyciskają

lecz od teraz wiesz już że nic one nie znaczą
Wiesz przecież
To tylko świetliki na drodze do prawdziwego światła
Oszukańcze światła które muszą przeminąć
Udające wieczne światło fałszywe latarnie
Nie pozwól im się schwytać
W dniu w którym to zrobią
uwiężą cię w sobie
Karmiąc twoim cierpieniem
Siebie nieprawdziwe wspomnienie
Ponieważ jest to jedyne istnienie
jakie możesz im ofiarować


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 september 2020

Poznaj Prawdziwą Poezję

Młoteczek uderza w bębenek
. Młoteczek uderza w bębenek
Młoteczek uderza w bębenek
. Młoteczek uderza w bębenek
Miedziane naczynie zaczyna wibrować intensywnie
Dźwięk nasyca całe powietrze
Wszystko zatrzymuje się nasączone tym drżeniem
Wibruje intensywnie
Cichnie powoli
Cichnie powoli
Cichnie

Setki płomyków
Setki bytów
Setki drzew
Setki modlitw bezgłośnych
Pośród stromych gór porywistych podmuchów
Szumiącej wody skalistych strumieni
Głazów niestrudzenie nieporuszonych
Zwyczajnie rodzi się Prawdziwa Poezja
opisana dokładnie poniżej
...


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 26 august 2020

Antyapokalipsa ver.1

Więżą nas słowa pojęcia i czyny
Zmieniamy słowa budując nowe lepsze klatki
zmieniamy definicje niczym rękawiczki
ta pasuje do masowego mordu
tamta do kosmetyki twarzy

Czyny

Czyny są decydujące
oraz ich znaczenia i interpretacje
budują nam wczoraj dziś i jutro
konstruują bieżący mechanizm przemijania

Patrzę zdumiony
jak każde przekonanie można zmienić w rewolucje
jak bezwzględną mogą z obu stron dobre chęci
wykrzesać nienawiść
każdą śmierć i życie każdego można wszakże użyć
Wszystko co istnieje jest po to żeby czemuś służyć
Zwycięzcy nikt przecież przed sądem nie postawi

Nie ma formy dla samej formy w najczystszej postaci
ani treści będącej pełnia samą w sobie
planeta wszystko pomieści lecz jest układem zamkniętym
dlatego organy nieużyteczne czeka wyginięcie
Udajemy że wieczność jest teatrem
szepcząc śmierć bezgłośnie z każdym kolejnym oddechem
inaczej nikt nie pozwoliłby się naprawdę zranić
(dużo tworów kultury wskazuje to wyraźnie
Im więcej śmierci pcha nam się przed oczy
tym bardziej jej realność w widmo przemienia się i niepoważne blaknie)

Poszukujemy znaczenia siebie miłości i szczęścia
Pragniemy posiadania potęgi i władzy
Tworzymy wartości i niszczymy lub giniemy broniąc
Największym każdy pragnie życiem być i najważniejszym
w odwiecznym piękności konkursie na trasie ludzkiego maratonu
na naszej prywatnej mecie czeka baner co śmierć wyraża
i koniec podróży
I nie ma znaczenia czego dokonamy
Znikąd zmierzać musimy donikąd
To obieg zamknięty jednoplanetarny

Gdzieś z wolna neoczłowiek z fabryki poczęty
nadchodzi wyprany ze zbędnych emocji
krystalicznie czysty
bezpłciowy
wielopostaciowy więc też i bezkształtny
ideologicznie niezaangażowany
z zwierzęco-darwinowskiego drzewa
bezpiecznie wyrwany

Praczłowiek przeminie
tak jak dinozaury


W końcu i ten zginie
(na własną zagładę w najlepszy możliwy sposób przygotowany)
jak bluźnierstwo rzucone w twarz
samego Boga
I czas stanie
zlewając z powrotem w wieczność wszystkie
rzeczywiste i te urojone wymiary


number of comments: 1 | rating: 2 | detail


  10 - 30 - 100  



Other poems: Prawdziwy sen, Dosyt, Ecce mortuus, Napomnienie, Zdobycie zamku Ego, Proroctwo, nieuchronność, Słodkie cytryny kwaśne winogrona, Wspomnienie pierwsze, Jak działa wojna, Naprzód! Naprzód!, Ranny pyszny ptaszek, DeadBat, Myśl o wyginięciu, Wiara, Na kamiennych schodach, Modlitwa wieczorna, wstępna, długa i bez słów, Cuda, Tajger, Objawienie, Kantyczka dla nieumarłych, Meta-Insektoida, Rozdarci, Wojna, ewolucja okupacyjna, Wara od (mojego) kotleta, Czas i wyzwanie, Cień nadchodzącej bitwy, Ta chwila wieczorna, Wierni, Oto takie czasy, comme ci come ca, Płatki wiosennych kwiatów, Owiański monolog, Wycieczka, Wojna, "Obey", Spotkanie z obłąkanym mnichem, Nie pragnę pocałunków, Zatruta ziemia, Wyrzutek, Znaki entropii, Dzieci iluzji, Dom dla obłąkanych, Poranek kojota, Rewolucja, Autoportret dziecka, Ogniste kuchenne legiony, Samoakceptacja, Sadhu I, Moja grafomania, Monte Blanco, Zamek Urojeń, Podróż, Marsz Nie-równości, Kierunek (lęki nocne), Przesilenie, MIzantrop, Ślepota patrzenia wstecz, Poznaj Prawdziwą Poezję, Czy przyjdzie oświecenie?, Antyapokalipsa ver.1, Wieczorny wypad na zamek, Prawdziwa opowieść, To co jest - ?!, Klątwa czasu, Milczenie, Refleksja po wyborach, "Jak przestałem się martwić i pokochałem bombę", Unarzędowienie, Nienawiść I, Anhedonia, Widok z mostu, Czasu młyńskie koło, Dlaczego życie jest piekłem, Dlaczego życie jest pięknem, Jeżeli jesteś, katastrofizm nieznośnej lekkości bytu, Indie, Pałac - sala pierwsza, kondycja człowieka, Spojrzenie wstecz, Kamień, Powiedz, Przeterminowany, Głód, Oparcia, "Pewnego razu w kawiarni", Przybyłem milczeć, Zimowa Eucharystia, Miejsce kaźni jako źródło wolności, Nie lękajcie się, Zasadniczy cel, Oto ja: niewierny, Podróż, Myśl o przetrwaniu, Litania do mojego pracodawcy, Być człowiekiem, Kim jestem, Oto życie człowieka, Myśl, Nowa liturgia, Myśl o potrzebie, "Pierwszy wykład", "Czegoś szukamy jeszcze?", "Dzisiejsze wojny religijne -epitafium", "Rzeźnie", "Witaj skarbie", "Mój mały lęk", "Mrugałeś", "tak trudno chodzić w świetle", Szczęście - rozmowa z Szefem, "niewiersz", "Wybieram niewiarę", "Życie na kredyt" - z: rozważania, "Ona on ono Tańczy", "Pomiędzy głosami", "jeszcze próbuję", "Moje wspomnienie trwać będzie", "Zobaczyłem Twoją twarz", Plama, "Ikar zażegnany", "Kamień na kamieniu", Miazmaty, Rezurekcja i zdumienie, do mojego wewnętrznego dziecka, Biel, Nie musisz pamiętać, Słowo od mizantropa, Kolejny kiczowaty dzień, Nic właściwie nie czynię - rozmyślanie 2, "rewolucja I", „Postęp”, Usłysz ciepły deszcz w bambusowym gaju, Kosmiczna kuźnia, Kosmita w dojo, Dojo I, Oda do przemocy, Gigantomachia, koraliki gniewu, "Zabawa z czasem" z: "Aforyzmy", Z: "Aforyzmy" cz.2 -"Życie", Upadłe anioły nie robią pizzy, Aforyzm 21/10/16, Kintoki, Iluzje, Ucieczka od sumienia, Lustro, Czas Apokalipsy, Quo vadis Homo - grafomania I,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1