5 february 2013

BYŁEM STAJENNYM

KOŃ – ów towarzysz doli i niedoli człowieka od zarania dziejów.
Towarzysz poprzez lejce, uprzęże i homonto. Dzieląc się towarzystwem jedynie w niedoli. Okazała stajnia, snycerstwo nad wejściem, uwiecznienie poprzez artystów na płótnach – oto przywileje, z jakich korzysta KOŃ za swoje towarzystwo w niedoli, w której jego gospodarz już dawno nie jest. Jaki jest KOŃ każdy widzi.
Mam za sobą zarówno krótkotrwałą, jak i niechlubną karierę stajennego. Jedyne zwierzęta, z którymi poczułem więź to oczywiście psy i koty. Ich nikt tam na siłę nie trzymał. Przybłędziły się same – a jednak, w porównaniu z końmi nie tylko były ciepłe i łagodne – w porównaniu z końmi te dzikie zwierzęta znały zasady savoir vivru perfekcyjnie. Potrafiły się rano przywitać, a nawet i na stację odprowadzić. Tak, czarno biały wilczur – Cezar, jak go nazwano - przybłąkał się pewnego dnia z lasu z zakrwawionym pyskiem i oznajmił swoją czarująca osobowością, że tu zostaje. Kiedy zobaczył dzikie zwierze to tylko grawitacja była w stanie powstrzymać go od mordu, ale dla ludzi był jak kamerdyner najwyższej klasy. Tak więc, kiedym za pijaństwo został pozbawiony nieopisanej satysfakcji pracy z końmi, dopiłem się w akcie rozpaczy i ostentacyjnie w kaloszach powędrowałem ku ruchliwej ulicy bez pobocza prowadzącej do stacyjki. Czułem się zupełnie bezpiecznie, gdyż Ustronie Morskie to moje dzieciństwo, a człowiek ma dziwne wrażenie, że w miejscach swojego dzieciństwa może czuć się bezpiecznie. Wygramoliwszy się z terenu stajni pozdrowiłem Cezara, ale widocznie stwierdził, że jeszcze nie muszę iść na śmierć, ponieważ zaczął mnie odprowadzać – samemu trzy razy cudem unikając wypadku. Pies zasługuje na to, co o nim mówią. Co do KONI… Było tam dwadzieścia osiem sztuk kopytnych. Niczym się z zachowania nie różniących. Ze dwa były na tyle bystre, że trzeba było im zamykać górną część klatki w boksie, bo dolną potrafiły otworzyć pyskiem. Nawet wzbudziło to moje uznanie. Były też takie, które po spacerze na padoku potrafiły wleźć do swojego boksu. Przyznam! Większość z nich opanowała umiejętność nie srania do świeżo położonego siana – czyli swojego jedzenia. Tych, co nie opanowali, trzeba było specjalnie obsługiwać – wyjmować widłami gówno z siana, bo się gapił tępo w to żarcie, jakby rozważał poważny ruch w rozgrywce szachowej.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1