Prose

borys
PROFILE About me Friends (2) Poetry (2) Prose (1)


5 july 2010

Gniazdowniki




Szanowny
Czytelniku. Przed Tobą smutek i łzy. Skończywszy ostatnio lat trzydzieści
postanowiłem zebrać i spisać wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły mojego
życia. Zajęło mi to wiele dziesiątek lat, a powstała w ten sposób historia
znudziła mnie co nieco. Postanowiłem tedy wprowadzić do tej historii trochę
żartu, cofnąłem się więc w swoich badaniach do życiorysów moich przodków. Niestety
moi przodkowie byli zazwyczaj gnuśnymi starcami, którym jedno oko zaszło
całkowicie bielmem, bezzębnymi nerwusami, krztuszącymi się przy połykaniu
śliny. Mieli oni stare, ślepe, obrosłe wąsem małżonki. Z ich ust dobywał się złośliwy
chichot kiedy dzieci sąsiadów umierały w boleściach lub chociażby traciły przy
sianokosach nogi.
Wielu moich
przodków pojawi się zatem na kartach tej opowieści, jednak historia od której
zaczyna się nasza opowieść miała miejsce pewnego poranka, wiele lat po śmierci
mojego ostatniego przodka, który umarł ze starości mając lat sto dwadzieścia
jeden. Żyłby on zresztą pewnie i do tej pory gdyby nie jego irytujący zwyczaj
straszenia księdza plebana podczas uroczystości mszalnych. Mianowicie ukrywał
się on za chrzcielnicą, zza której wyskakiwał z opętańczym okrzykiem w najmniej
spodziewanym momencie. Pewnego razu ksiądz biorąc mojego przodka za męża swojej
gospodyni poczęstował go zatrutym winem, po którym przodek mój ukrył się na
dzwonnicy, tam bił w dzwon przez czterdzieści dziewięć dni i nocy bez przerwy a
następnie, jak już wspomniałem, umarł.
Tak więc upłynęło
już wiele lat od tego wstrząsającego poranka, którego nie potrafię zapomnieć,
który jest moim koszmarem sennym i powodem nieustających wyrzutów sumienia.
Wiem że dziś, stojąc u progu innego świata, czekając na litościwą śmierć, tylko
wtedy zyskam spokój duszy, kiedy wyznam przed całym światem to, co wydarzyło
się w przeszłości i zmąciło radość życia już na zawsze.
Historia, którą dziś usłyszysz,
mój wierny słuchaczu, była udziałem wrażliwych młodzieńców. Dziś ze wzruszeniem
wspominam imiona tych, którzy dawno już odeszli do lepszego świata. Pierwszy
umarł Waldek. Umierając miał zaledwie lat dwadzieścia dziewięć.
- Odchodzę od was chłopaki – powiedział.
W zasadzie do dziś nie wiem czy
powiedział „chłopaki” czy też „na wieki”. Wydawało mi się wtedy, że prawie na
pewno powiedział „chłopaki” ale Pinek, który umarł zaledwie kilka miesięcy
później, twierdził stanowczo, że Waldek powiedział „na wieki”.
- Powiedział „na wieki” – upierał się Pinek.
Kiedy myliśmy wspólnie ciało
Waldka i po raz ostatni podziwiałem jego wspaniały tors oraz zmalałe w skurczu
śmierci przyrodzenie, myślałem o tym, jak kruche jest życie ludzkie. Myliśmy
ciało w trójkę. Był z nami także człowiek o dużym poczuciu humoru, mój kompan, Bronek.
Bronek jedyny nie potrafił uszanować śmierci.
- Zróbmy sekcję zwłok – proponował
nieustannie.
Nie docierały do niego nasze
argumenty o tym, że sekcja zwłok jest ostatecznością, i nie powinno się do niej
dopuszczać bez przyczyny. Kiedy umarł Pinek, i myliśmy jego owłosione ciało, Bronek
nie wytrzymał i zrobił sekcję. Miałem o to do niego spory żal.
Bronek umarł
cztery tygodnie po Pinku. Myślę, że bardzo przeżył śmierć Pinka.
W każdy
poniedziałek chodzę na cmentarz, gdzie leżą moi przyjaciele z dawnych lat.
Zastanawiam się, czy rozmawiają ze sobą czasem, kiedy nikt ich nie słyszy.
Nasłuchuję czy nie usłyszę jakiegoś zbłąkanego słowa, ale wokół mnie jest tylko
cisza. Cisza, której nic nie mąci, jak toń zakutego w lodowe kajdany jeziora o
poranku.
Czasami, tak dla zgrywy, robię
sobie ranking ostatnich słów przed śmiercią. Przyznam, że trudno jest wyłonić
zdecydowanego faworyta. Jak już wspomniałem, Waldek powiedział coś w stylu:
„Odchodzę od was chłopaki”, Pinek nie chciał nic mówić ale po naszych usilnych
namowach powiedział: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Bronek
powiedział: „Wieczny odpoczynek racz mi dać Panie”. Sądzę, że chciał wzbudzić
patos i przebić Pinka, ale dość mocno przesadził i zupełnie mu nie wyszło. Trudno
było powstrzymać się od śmiechu.
 
[c.d.n.]
 


number of comments: 1 | rating: 13 |  more 

Waldemar Kazubek,  

To ja jestem Waldek. Właśnie ten Waldek. Bohater opowieści. Jeden z bohaterów. Żyję i mam się źle. Natomiast tytuł jest ukradziony. Chciałbym, żeby wiedzieli o tym wszyscy, którzy będą powyższe czytali a potem do ich rąk trafi moja jeszcze nienapisana powieść pod tytułem "Gniazdowniki", rozpoczynająca się od zdania "Żadnej wojny nie było". Nie chciałbym, żeby czytelnicy mieli przykre uczucie deja vu. Jest jeszcze parę rzeczy, których bym nie chciał. Ale o tym w drugim odcinku. Za kradzież własności intelektualnej oceniam tekst negatywnie.

report |



other prose: Gniazdowniki,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1