24 february 2025
Protokół odbioru cz.4 SF
Kiedy tylko zostaliśmy sami, miałam szaloną ochotę wykrzyczeć mu całą złość w twarz, ale powstrzymałam się z trudem. W końcu ma się czuć jak u siebie w domu, zobowiązałam się. Czy nie byłoby dla mnie lepiej, gdybym nie była taka uległa? Należało od razu wyznaczyć granice. On mówi dokładnie, czego oczekuje, a ja jestem więźniem tak zwanego „dobrego wychowania”.
Juma spojrzał na mnie przelotnie, idąc do pokoju. Spędził kilka chwil przed ekranem, po czym wrócił zamyślony, podszedł do mnie cicho i poprosił:
– Zabierz mnie do jakiegoś sklepu z ubraniami. Nie mam nic na zmianę. Wiesz, lubię mieć czyste ubrania.
– W porządku, ale mam niewiele na koncie. Muszę cię zmartwić, bo źle trafiłeś, jeśli chodzi o moje finanse…
– Miałem powód, by wymagać dodatkowych punktów samodzielności. Nie będziesz mnie utrzymywać.
– Spokojnie, to na pewno jest w umowie. Ponosi się koszty marzenia – próbowałam jakoś się wytłumaczyć.
– Tak, tego, które się ubezwłasnowolni swoimi oczekiwaniami. Ja, zapamiętaj, jestem prawie autonomiczny – szorstko wycedził.
Wstałam, związałam włosy w kok. Zmieniłam koszulkę w łazience, wciąż nie czułam się przy nim swobodnie. Weszłam do pokoju.
– Gotowy? – zapytałam.
– Jak zawsze.
Cóż za ideał – pomyślałam zirytowana.
– Zatem ruszamy w miasto…
– Jasne. Tyle, że żadnych butików i lumpeksów nie bierzemy pod uwagę. Najlepiej sklep sportowy – powiedział.
– Jesteś sportowcem? – zapytałam z ironią.
– Kiedyś owszem. Teraz dbam tylko o kondycję. Muszę być w formie.
(Zabiłam go torebką, bo pomyślałam o swoich okrągłych boczkach).
Kiedy wyszliśmy z klatki schodowej, słońce świeciło ostro. Obiecałam sobie, że będę go tylko obserwować bez emocji. Rozglądał się dookoła, zaciekawiony. Wąskie uliczki wybrukowane kamieniami połyskiwały w słońcu niczym rybie łuski. Gdzieniegdzie zieleniły się liście drzew. Wydawał się zachwycony. Spoglądał co rusz w niebo, albo śledził rozświergotane ptaki. To był przyjemny widok. W końcu trafiliśmy do pierwszego sklepu.
– Tu są chyba takie ciuchy, jakie chciałeś… – powiedziałam.
– Przekonajmy się.
Juma rozejrzał się szybko wokół, po czym stwierdził – Tu nic dla mnie nie ma.
Wyszliśmy bez słowa, jak stare, pokłócone małżeństwo. Tak samo potraktował kolejny sklepik i następny. Przyznam, że miałam ochotę zostawić go samego, ale niestety, nie mogłam. Przy, bodajże, ósmym podejściu, znalazł, tak, to nie żart, dwie szare koszulki i jakieś ciemne dżinsy. Dobrał kilka par skarpetek i bieliznę. Wszystko kupił w sklepiku z certyfikowaną ekologiczną bawełną. Odetchnęłam z ulgą.
– Już mam to, czego w tej chwili potrzebuję – powiedział beznamiętnie.
– Więc może wypijemy obok kawę? Lubię tę kawiarenkę – próbowałam się przymilić.
– Chętnie, twoja nie jest zbyt smaczna – zauważył.
Domyśliłam się, że pierwszą cechą, którą wpisałam we wniosek o marzenie, była po prostu szczerość. Nie myślałam, że może być tak trudna na co dzień. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest przystojny. Może nie był typem herosa, ale również nie chucherkiem. Siwa czupryna dodawała mu dostojeństwa. Nie! Odwróciłam wzrok. Na pewno nie będę się w niego wpatrywać! Kropka.
Kiedy w końcu usiedliśmy przy niewielkim stoliku, on nad espresso, ja nad parzoną po turecku, spojrzeliśmy na siebie. Poczułam na twarzy rozlewający się rumieniec. Ależ ze mnie wariatka! Kawę niechcący wylałam sobie na uda, zabolało cholernie.
– Boli?
– Wcale – syknęłam przez zęby.
Pobiegłam do toalety.
Wróciliśmy do mieszkania w ciszy. On z torbą zakupów, ja z poparzonymi udami.
– Powiem tyle, ile musisz wiedzieć. Wkręć mnie do pracy w jakiejś przyzwoitej gazecie. Zależy mi na dostępie do tajnych akt w archiwach. Muszę być śledczym, dostać przepustkę do danych. Równolegle będę pracował w ALKiW. Mam niespełna rok, by rozwikłać sprawę korupcji wśród wielu komisji. To nie jest zabawa w chowanego. Rozumiesz? – spytał.
– A co ja mam z tym wspólnego?
– Tyle, że będziesz moją przykrywką – wyjaśnił.
– To duże ryzyko. Nie chcę się narażać na Zagrodę Pracy…
– Przyjęłaś mnie, od teraz wiesz, że wystarczą trzy moje skargi, żeby ściągnąć na ciebie prawdziwe kłopoty. Ale skoro nie pamiętasz umowy, to tłumaczy twoją ignorancję. (W myślach właśnie rzucałam w niego książkami).
I pomyśleć, że przez chwilę, co prawda krótką i bolesną, byłam nim zauroczona.
– Juma, ty chyba nie rozumiesz, że na dobrą sprawę podlegasz mnie i to mnie rozliczą.
– Nie rozliczą cię, jak udowodnię, że marzenia to tylko utopia. Zarabiają na osobnikach. Zobacz sama, to ty mnie utrzymujesz – mówiąc to, nerwowo chodził po pokoju.
– Nie powiedziałeś mi niczego nowego.
– Tak? To po co wysłałaś marzenie?
– Nawet tego nie pamiętam, wtedy to była nowość.
– Wiesz, ilu odbiorców nic nie pamięta? Komisja Równowagi Rozwoju podrzuca wam marzenia, żebyście je za nich utrzymywali, nie mają żadnych obowiązków i kosztów, bo ponoszą je przestraszeni odbiorcy. Mam braci w różnych resortach, chcemy ich nakryć na gorącym uczynku… Boją się nas, obserwują. Dlatego musimy się ukrywać w takich miejscach, jak na przykład twoje mieszkanie… – Juma mówił z ogromnym przejęciem.
– Daj mi spokój. Poza tym z działalności możesz natychmiast zrezygnować, chyba warto zrobić to dla mnie? Czuję, że pasujemy do siebie… Zachowujesz się inaczej, niż zwykłe marzenie. Jesteś dla mnie ważny.
24 february 2025
ajw
24 february 2025
ajw
23 february 2025
Jaga
23 february 2025
absynt
23 february 2025
wiesiek
23 february 2025
Eva T.
23 february 2025
ajw
23 february 2025
ajw
23 february 2025
Jaga
22 february 2025
Marek Gajowniczek