Deadbat | |
PROFIL O autorze Poezja (181) Proza (41) Grafika (1) Pocztówka poetycka (1) Dziennik (8) |
Deadbat, 6 września 2020
Światło i ciemność w wiecznym wirują pędzie
zderzają się z sobą i z ich czułych objęć
Z ich nieświadomego pełnego gracji tańca
pył czasu przenika w światy
gdzie zdarza się życie
Nie jest niczym innym niż to z czego jest złożone
ma składniki te same jednak połączone
tworzą nową jakość stapiając się w chwile trwania
Oto bieżąca miejscowa entropii anomalia
układ próbujący zatrzymać nieuniknioną
utratę wszelkiego światła ciepła energii
Oto strumień życia wielki
Niczym potężna fala złożona z fal tysiąca
lub przedwieczny huragan spleciony z milionów zefirów
Piramida w której każda cegły okruch najdrobniejszy
z mocy wszystkich i każdą dostępną mu siłą
walczy z nieuniknionym
czasem i przemijaniem
aby w domu jego razem trwać mógł i działać
jeszcze tą chwilę
i jeszcze tą następną
rodzić się i umierać dla siebie nawzajem
Jeżeli to nie jest miłość
To nie wiem czym jest wcale
Jakże krucha jest jego konstrukcja
Jakże delikatna równowaga tkwi u podstaw trwania
jego świętej komunii nieustannej
Ten cud życia człowiek który choć go nie rozumie
śmie traktować niczym przedmiot by użyć dla siebie
dawnymi czasy pochłaniał by sam przetrwać
lecz teraz
pożera dla miłych mu doznań z samej jego konsumpcji
Brak wyżej stojącego niż ja organizmu
pozwala mi sądzić że mam prawo do czyjegoś ciała
sami je sobie przyznaliśmy wieki temu
bez żadnej refleksji co znaczy w istocie
zgoda na śmierć uznanych na wstępie
za mniej rozumne istot
(nie osądzi nikt przecież zwycięzcy)
Tak myśleć może jedynie życie które samo siebie nazwie
Koroną Wszelkiego Życia
Człowiekiem
Ostatecznym Drapieżnikiem
Jakże więc tolerować moglibyśmy inną
równą sobie istotę lub stojącą wyżej
Jakie jeszcze prawa nadamy sobie sami
nawet wbrew samej naturze materii ciała jaźni
jak daleko zbłądzimy w samookreśleniu
zanim rozpadniemy w nicość i chaos bezwładny
na żadnej prawdzie poza chęcią użycia nie oparty
Popatrz na człowieka
spójrz jak szamocze się warczy i gryzie
walcząc o samozbawienie samouwolnienie
Kiedy ze ślepego zwierzęcia jest w nim wciąż tak dużo
i zysk chwilowy przekłada tak wielu ponad sens każdy
Kiedy już zwątpiwszy we wszelką nadzieję
Nieoczekiwanie i wbrew wszelkim planom
z chwilą gdy zawieszonego w pustce znajdzie siebie
samozagłada jedynym pozostanie celem
czy znajdzie ucieczkę
pomiędzy samopodpaleniem
a chwilą nim spłonie niczym cienki skrawek siebie
W tej chwili dla jego bytu sensu najważniejszej
nie mogąc już w żaden sposób liczyć na siebie
czy będzie ratunek
Czy nadejdzie Boskie oświecenie
Czy niebyt okaże się prawdziwie jedynym słusznym i właściwym celem
Ziemia jest tylko jedną małą kroplą błękitu
Lecz ludzie są ślepi i nic tego nie zmieni
Deadbat, 27 kwietnia 2021
On jest drzewem
wykorzenionym
Bez dostępu do tego co utwierdza w trwaniu nasz rodzaj
Bez woli uczynienia kolejnego kroku dobrego czy złego
Latorośla które przywiał wiatr wszczepiły się mocno wieki temu
w jego poskręcane skarłowaciałe konary
sięgając ku innym drzewom
I dlatego tylko trwa wyprostowany i boleśnie świadomy
własnego przemijania w przedziwnym trupim świetle
słońcu obcym i zimnym niczym mięso które kiedyś było ludzkim ciałem
Już nie umie opisać co czyni go żywym
jeżeli każdy oddech napełnia odrazą
tragedią wcieloną skrajnym poniżeniem
Nie wie także co daje mu spokój
skoro nie istnieje nic co by go uspokajało
co koi aż w niebyt rozedrgane nerwy
Zapytałem go o liście i obie korony
tą skierowaną ku śmierci łonu i tą co kieruje zarazem ku słońcu
co być musi za tymi stalowymi chmurami
Zaszumiał mi w odpowiedzi
Trwam jeszcze bo i inni trwają
Jak drzewo rozpięte pomiędzy drzewami
Szeleszczę bo mogę szeleścić i jeść potrafię i mogę i mogę oddychać
Trwam więc już bez smutku co mi się zagubił
już poza wszelkim smutkiem i poza rozpaczą
bez i poza wszelkim światłem także jakimkolwiek
czy to jasnego celu sensu czy nadziei
co pozwala wielu ciało swe wydawać na opał dla wielu
Patrząc ponieważ jeszcze trochę widzę
i ponieważ mam uszy słuchając
Moja forma trwa jednak nadal choć do niej uciekam
jaka rzeka na długo ucieknie z rzecznego koryta
rzeki tej natura sama już określa formę bez względu na jej szczególną
zawartość
i choć jej przezornie staram nie dotykać znam nazbyt dobrze jej brzegi
także ostrym szorstkim piachem staram się nie przemywać oczu pędząc bezprzytomnie ku źródłom strumieni
dozując ból i z wolna tonąc w niepamięci dostrzegam przecież
że często pełen jestem złej rozkoszy cierpienia
które tkwi we mnie głęboko jak narośl krwawiąca nieustannie
Zanim czas się zapadnie uwalniając nas od siebie i od formy każdej
nie gniewaj się na mnie za powyższe słowa gdyż czyny moje nie lepsze przecież bo niemal żadne
Żywię ostatnią być może nadzieję że miewasz się lepiej
Ja sam zdrowy jestem
Poznałem przecież choć pobieżnie twoją formę
jej słabości i moce bolączki i radości jasne w mule ukryte kryształy
dlatego raz jeszcze pozdrawiam cię całym sercem
Twój szczerze oddany
przyjaciel
Deadbat, 26 kwietnia 2023
Kropla rosy rozgwieżdża krawędź
wiosennego płatka
Nie smuć się i nie gniewaj
kiedy zmoczy ona twoje palce
Deadbat, 29 maja 2014
Opadam z sił
Patrząc na twoją śmierć
Na krew wypływającą z twych ust
Fiolkę trucizny toczącą się z Twojej dłoni
Wszystko jak w teatrze aż nie chce się wierzyć
Ukochana
każde słowo
każdy oddech
przybliża czas naszego rozstania
Dlatego przy tobie boję się oddychać
jakby to była moja wina
Boję się mówić
Strachliwie trzymam twoją rękę
Udaję pewność aby się ukryć
w krzakach rajskiego ogrodu
Lecz patrzę w Twoje oczy
i wiem że to na nic
Czy jest jeszcze sens
Czy mogę potrzymać cię za rękę
Nacieszyć Tobą ten raz ostatni
Co mnie pocieszy gdy odejdziesz na zawsze
Co rozweseli moje serce tak zamknięte
W twojej klatce piersiowej
Moje oczy tak zapatrzone
W Twoje oczy
Co zastąpi oddech który przecież
już nauczyłem się z Tobą dzielić
Myśli którymi raczyliśmy się niczym truskawkami
karmiąc nawzajem głód o którym nie mieliśmy pojęcia
Z przerażeniem myślę o głodzie
który wkrótce nadejdzie
Ciężar dzielony na pół zdawał nam się ważką
Lecz oto uderzył
Znów uderzy z pełną siłą
jak mam mu się oprzeć
skoro Ciebie nie zdołałem ocalić
Gdzie moja tarcza
wobec tego świata
Mój miecz wobec całej jego głupoty
Całego okrucieństwa i zła
Żadna rozpacz żal czy smutek
nie wyrażą tego co teraz rozdziera moją duszę
na strzępy
Ty skarbem moim
Ty moim sercem
Ty moimi oczami
Ty moim oddechem
Ty moim chlebem i wodą
Ty moją siłą i pewnością
Moim orężem
Moim życiem
Spójrz
Moje straże nie upilnowały mych granic
Nasze królestwa stały się jednym
I moje zginie jeśli Twojemu trwać nie będzie dane
Jak mam Ciebie oddać
Niewiadomemu bogu
Nieznanej otchłani
Szeolowi
Już prędzej sam rzucę się za Tobą
W jego mroczną przepaść
...
Zostać sam
bez zabezpieczeń
bez osłony przed światem
To przez Ciebie
rosły mi skrzydła
dziś to kamienie młyńskie na mojej szyi
a kipiel otwiera się pode mną
i wrze
I tylko myślę wciąż
Czy to była prawdziwa miłość
Oto dlaczego płaczę
Deadbat, 19 września 2016
Jest pewien dom
Płaczu i żałoby
Jest cierpienie
wilka idącego do kapturka na przeszpiegi
Jest pewne miejsce w parku
Święte miejsce
gdzie splotły się dłonie
Nawet jeśli nad nim świecą inne gwiazdy
Jest drzewo bez liści
Jest czas bez sumienia
Jest początek i koniec
wszystkiego
zrozumienia
Deadbat, 2 września 2016
I oto jest czas nienawiści
Brat zabije brata
siostra znienawidzi siostrę
ludzie szukać będą zapomnienia bardziej niż nadziei
zemsty niż zrozumienia
szacunku niż miłości
Oto grzech wychodzi na ulicę
denominacja uczyniła go praktycznym słusznym i dobrym
właściwym nowym czasom
Oto ludzie uznali się panami stworzenia
Dając w ten sposób Owemu prawo by ich pożreć
Coraz potężniejsze oswajają bestie
Tworzą nowe grozy aż po swą ostatnią
I oto nadchodzi Kłamca
owszem już tu jest
a nie krew nienazwanych i niepoliczonych jest istotą odcisku jego stopy
To tylko jej barwa
Jego imie Zagłada
jego sługami
Wrogość i Niezgoda
Nie w mocy niezliczonego jego wszechpotęga
lecz w mocy idei której nawet sam czas
ani żadna broń nigdy nie dosięga
Jest z nas lecz nie z nami
jak niszczycielski huragan rozbuchanego tłumu
w cieniu najmniejszej niesprawiedliwości czynionej maluczkim
aby nimi władać i w mroku postawić
gniewem za gniew odpłacić
zabić albo skonać
(Mocą Nienawiści bardziej niż Pierścienia)
Człowieku co planujesz i z takim trudem konstruujesz bombę
aby na niej usiąść
dziś przebudź się
proszę
...
zanim czas się spełni
Deadbat, 29 lipca 2020
Poprzez rozerwane poły zasłony w świątyni
na pył i kurz dróg naszych patrzymy
Wokół przemijają dni noce i światy
Nie ma drogowskazów poza tymi
w które my sami uwierzymy
Wielobarwne dyliżanse mkną po pustych drogach
Czasem weselne białe
czasem żałobne czarne
I ranić oczy potrafią doskonale
wszystkie te barwy pomiędzy tymi
Czy któryś ma cel naprawdę konieczny
niezbędny i prawdziwy
Nie wiem przecież nic
Poza tym jednym
teraz jest prawdziwym
Oto czas kiedy widzę w środku światło
które pulsuje czerwienią
czy to bóg słowo prawda czy miłość
a może światło przeciwatomowego alarmu
Skąd mam to wiedzieć
W moim przypadku
jakie to ma znaczenie
Przepraszam
Że czasami nie czuję niczego
śmierć i życie jednym są w sobie wówczas obojętnie
Milczą jednakowo zamiast krzyczeć sercem
Oto kurz czasu destrukcja i entropia bytów
degrengolada życia
grzech
niewybaczalny
Jedyny prawdziwy
Deadbat, 17 października 2017
Nie umiem milczećMilczenie mi nie wychodzinie ma prawidłowego krztałtu tembru ani wydźwiękuNie potrafię znacząco nie mówić niczegoo wszystkim i niczym więcej milczeć nie zdołam( nic przeważa szalę na niekorzyść wszystkiegonieustannie)Wpadam głową w dół wprost w niebouderzam głową w nic i staje się haczykiem i wędkąłowię ciche spolegliwe gwiazdy a gdy nieprawdziwezagasną na wiekipłaczę nad ich urojonymi duszamiNie umiem mówićMówienie mi nie wychodzinie uśpi powora nie zdławi rebelii myśli nie przekonamyśli same się myślą lecz słów odpowiednichwiem że nie znajdę zanim po mnie przyjdą inne myśli co tamtym przeciwne i wrogie...Nie umiem pisaćPisanie mi nie wychodzijak mogłoby kiedy napisawszy zdanie drugiew pierwsze już i tak nie wierzę Pisanie jest więc nieskutecznei absurdalnie groteskowym i zbędnym zdaje się mi wysiłek jaki podejmujęmozolnie starając się wierzyć i pamiętaćpatrząc na słowiany nagrobek myśli co jeszcze przed chwilązdawała się mi duszą tak bliską zdrową żywą żywotną i wolnąPrzeraża mnie myślże tych cmentarzy pełne są stronice ksiąg najznamienitszychgdyby tylko nimi być się okazały i gdyby ktoś je spalił na stosie narzuconej odgórnie niewiarykiedy zaoranoby cmentarze pod mijskie parkiCzy ktoś jeszcze pamiętać będzieco da się pomyślećCzy gdy słowo odejdziei umrze ostatni człowiekzwierze będzie spokojniejsze i szczęśliwszew swojej prostocie dzikiej egzystencjiSkąd też mam to wiedzieć gdzie granica biegniepomiędzy człowieczym a tym co zwierzęceNic właściwie nie czynięwięc może zwierzęciem dziś już jestem bardziejniż człowiekiem
Deadbat, 4 listopada 2017
I dno mojego jeziora zbyt płytkie jest
a jego fale zbyt szybko kończą swój bieg
Ich siły nazbyt są wątłe
nazbyt pełne są bólu i zwątpień
Jak zajrzeć mam na drugą stronę dna
Kiedy w popłochu ginę nierozumiejąc własnego ja
Lękiem mnie napawają chwile
gdy myślę że coś utraciłem
gdy pewien jestem że wszystkie moje rzeczy
tak szydzą ze mnie a każda każdej drugiej przeczy
Nie istnieje światło gdzie ciemność nie miała narodzin
I z ciężkim brzemieniem formy coraz łatwiej jest mi się pogodzić
To słodkie jarzmo zniewala i pociechę daje zarazem
pozwala mi iść za cichym życia rozkazem
w kolejny dzień
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
26 maja 2024
Noc bez świtu, zmierzchSztelak Marcin
26 maja 2024
Serce serc 2024Misiek
25 maja 2024
W kotle burzyMarek Gajowniczek
25 maja 2024
Nieuniknionevioletta
24 maja 2024
ZłudaArsis
22 maja 2024
Wyśmienicievioletta
22 maja 2024
Litania dla GazyDeadbat
22 maja 2024
Na końcu świataJaga
20 maja 2024
Czeka nas wojna!Marek Gajowniczek
20 maja 2024
Za ciepło się ubrałaJaga