JK, 9 listopada 2016
przed zaśnięciem wypatruję w chmurach zmian
może nawet odkupienia często czytam chiński horoskop
bo każdy z nas nosi w sercu zwierzę
później rozglądam się uważnie bojąc pająków
ich podstępnych oczu wyobrażam sobie świat
jako czarną przestrzeń w której istnieję pozbawiony ciała
niczym stworzenie pogrążone w bólu patrząc na kota
który ze świadomością siedmiu istnień przemyka dumnie
wzdłuż drogi mimo zamordowania i zjedzenia
tych wszystkich myszy życie wydaje się ulotne niczym piosenki
o miłości i nie ma nic wspólnego ze szczęściem
raczej z przemijaniem mimo to wciąż czegoś pragniemy
JK, 22 grudnia 2016
pociąg lekko sunie do przodu niczym pamięć
targana sprzecznościami siedzę w wagonie dla niepalących
za oknem coraz więcej drzew pól przykrytych śniegiem
myśli mkną po oblodzonej ścieżce
to wszystko wydaje się takie odległe stół biały obrus
zapach pomarańczy ciasta wrażliwe na dotyk
ja z ojcem wśród świerków i przemykających zajęcy
jestem wciąż tym małym chłopcem
wykradam cukierki później chwytam się sukienki mamy
rozpakowuję prezenty
przed snem spoglądam jej w oczy wodzę palcem po twarzy
zasypiam wokół roznosi się zapach prawdziwej choinki
JK, 30 kwietnia 2018
żar z papierosa odsłania mały
fragment pokoju zapamiętuje fotel
wduszony w kąt ścian wszystko inne
jest poza jakby nie istniało w pamięci
liczę do pięciu otwieram oczy
wymazując z osobna niespełnione
marzenia cisza zwiastuje burzę
papieros dogasa w płonącym
wszechświecie myśli są jak unoszące się
ciepłe opary poruszam się po omacku
wymyślam wszystko od nowa
nie ma imion nie ma twarzy
anonimowi ludzie utleniają się
kropla po kropli
JK, 13 marca 2018
nie pamiętam narodzin jedynie korytarz
wypełniony światłem moment oddzielenia się od statku
matki noc pod jaskrawą żarówką a potem słowa
niezrozumiałe sygnały tyle czułości
bo tylko w takiej kolejności mogło zrodzić się życie
najpiękniejsze są jednak oczy rozległe
otoczki gwiazd mgławice przez które przemykam
niczym astronauta w konstelacji bliźniąt
mijam Kastora i Polluksa a po chwili wracam
do drogi mlecznej i jak czarna dziura
wysysam z niej całe gwiezdne systemy nieznane obiekty
hektolitry białej materii wkrótce zasypiam
wyczuwając jej skupione spojrzenie
JK, 7 lipca 2017
leżę na nierównej podłodze czytam książkę
słońce formuje świt oblepia światłem dachy
każda minuta jest zdaniem
słowem w którym ukryta jest myśl
niczym wiadukt prowadzi na drugą stronę
do stacji gdzie sens
na chwilę zakłóci głęboki oddech
ujadanie psa utkwi gdzieś w pamięci
jak krajobraz wsi zduszony
w czarnym punkcie mapy
JK, 5 marca 2017
kilka zapewnień przez megafon i herbata z automatu
robi się o wiele smaczniejsza bardziej wyrazista
tkwimy tu już tyle godzin jakbyśmy nie wiedzieli dokąd iść
powracając jedynie myślami do miejsc
po których utracie człowiek zostaje bezdomnym
z biletami w dłoniach czekamy na głos z samej góry
na życie a ono za wielkimi szybami przemija
w głowie rodzi się coraz więcej pytań coraz więcej obaw
bo przecież moglibyśmy tu pozostać patrząc jak inni
odlatują ku światłu a my tkwimy w dużej klimatyzowanej sali
niczym umarli oczekujący na bezwarunkową propozycję
ostatecznie odgrywając te same scenki co żywi
z tym że w niezrozumiałym języku
JK, 2 lutego 2017
kupuję bilet mój głos dźwięczy stęsknionym tembrem
kto powiedział Polacy wracajcie do domu
kto za tym stoi zastanawiam się w jakiej sytuacji cię zastanę
te kilka tysięcy kilometrów jak wpłynie na mnie
może usiądę przy oknie zasnę a z góry
nadleci cherubin powie że zawiodły sumaryczne rozwiązania
wszystko wróci do punktu wyjścia odbierzesz mnie z biura
rzeczy znalezionych myślami będę już w domu przypomnę sobie książkę
„o psie który jeździł koleją” czy zawyję z radości
JK, 28 października 2017
z głębokiej studni kosmos widać jak na dłoni
jasna plama światła odbija się w oku
jest w tym jakaś pułapka
to baczne podglądanie się nawzajem
prowadzi do dziwnych skojarzeń
oczy najlepszym ze świadków
trzeba nauczyć się krzyczeć ratunku
echo ma głos kobiety która nie umarła
jak te potopione koty
miłość przecież nie zna granic
z ciemnej nawy przechodzi w błękitne cuda
woda krąży w przyrodzie z ust do ust
więc musi nastąpić jakieś niebo
możliwe że ktoś tam w górze
opuści aluminiowe wiadro które kilkanaście kręgów
nad nami błyszczy niczym księżyc
JK, 10 sierpnia 2018
piszę na kartce znalezionej w kieszeni jak kura pazurem
tłocząc się w pokoju z myślami popijam kawę
chciałbym to wszystko powtórzyć zacząć od nowa
jednocześnie nie mówiąc nic
zebrałem już tyle słów że mógłbym połknąć własny język
niech zawładną nami poszczególne ruchy
pchnięcia frykcyjne a potem wybrzmi cała sztuka miłości
będziemy polować na okazję tanie loty z łóżka na fotel
z pokoju pod prysznic żeby zamknąć usta sąsiadom
którzy czekają na sąd ostateczny jego dźwięk
zbawczej mocy dwudziestą rocznicę bez orgazmów
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
27 maja 2024
Niejasność podążaniaArsis
26 maja 2024
Noc bez świtu, zmierzchSztelak Marcin
26 maja 2024
Serce serc 2024Misiek
25 maja 2024
W kotle burzyMarek Gajowniczek
25 maja 2024
Nieuniknionevioletta
24 maja 2024
ZłudaArsis
22 maja 2024
Wyśmienicievioletta
22 maja 2024
Litania dla GazyDeadbat
22 maja 2024
Na końcu świataJaga
20 maja 2024
Czeka nas wojna!Marek Gajowniczek