20 december 2020

Adam w delegacji

Adam siedział na ławce w parku. Nienawidził w tej chwili całej tej Azji, tych azjatyckich nastrajających refleksyjnie obszernych parków z rzadko posadzonymi niskimi drzewkami. - K... w kraju gdzie nie ma miejsca na domy, stawiają wielkie parki, gdzie nawet żeby mieć jak przyzwoicie zaparkować koło bloku trzeba wywalić w powietrze i wywieźć gruz z połowy góry... parki. - prychnął. Ostatnio targany sprzecznymi emocjami szybko unosił się i nakręcał, teraz także zerwał się energicznie i zaczął iść w kierunku charakterystycznego punktu - czubka jakiegoś pomnika stojącego niedaleko lokalnego centrum widocznego ponad niewysokim drzewostanem. Po drodze minął małe boisko do kosza, jacyś anglojęzyczni przyjezdni bawili się w najlepsze, szły żarty i docinki. - Wszyscy jesteśmy tacy sami - pomyślał - każdy z nas myśli, że jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Cholera osiem miliardów ludzi i połowie z nich wydaje się, że świat należy do nich, ma im usługiwać i oddawać wszystko co najlepsze bo mają kasę. - rozżalenie i gniew pulsował w nim narastającym pragnieniem zrobienia czegoś, jakiegoś bezsensownego gestu, rozpaczliwego krzyku, czegokolwiek, co chociaż na chwilę pozwoliłoby mu zapomnieć o prawdziwej przyczynie jego gniewu, poczucia bezradności i głęboko ukrytej irracjonalnej zazdrości jaką odczuwał wobec tych szczerze nieświadomych żadnych nieuchronności ludzi potrafiących spontanicznie i bezrefleksyjnie cieszyć się spędzanymi wspólnie chwilami. Największą trudność sprawiało mu przyznanie się przed sobą samym, że podstawową przyczyną jego samopoczucia była Su-Jin, zawsze to musi być kobieta! Jakie to banalne! Czysty Pierwotny Banał. - Fakt. Zniszczyła go, jego całe wydumane i wypracowane z trudem miejsce w życiu, totalnie i na zawsze. Nie był już człowiekiem, który kilka tygodni temu schodził rękawem na lotnisko przed transferem do stolicy, a przecież te kilka tygodni pamiętał jak kilka zaledwie dni... i nocy, uśmiechnął się na wspomnienie tych nocy, kiedy maskował swoją nieobecność w miejscu wyznaczonym przez jego firmę na jego nocleg. - Tak, jakby totalitaryzm z poziomu państw stoczył się całym impetem na poziom wielkich mega-korporacji - . - Może zresztą tak było zawsze? - pomyślał,- Może każda wielka instytucja w końcu staje się niczym państwo w państwie? Niczym przedziwna sekta której mniej albo bardziej dobrowolni bądź gorliwi wyznawcy inwigilują i podejrzewają się nawzajem o wszystko zarazem oficjalnie celebrując łączące ich wzajemne zaufanie - nie każdy rekin jest w stanie przetrwać w tak gęstym cuchnącym bagnie nieustanie piejąc kolejne peany na cześć jego cudownego, świeżego i jakże wzniosłego i skłaniającego do czynu zapachu kłaniając przed efektownie oświetlonym popiersiem Pierwszego Założyciela umieszczonym w pierwszej fabryce. Cholerni bezduszni formaliści! - Wiedział, że to co robił naruszało "interesy firmy" a konkretnie regulaminy jakie musiał podpisać przed przyjazdem. Podpisując je wiedział na co się zgadza, lecz było mu to obojętne, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Su Jin w jeden wieczór zmieniła jego totalną obojętność i całe niegdyś silne przywiązanie do reguł w nic nieznaczący popiół a następnie zmiotła go z pola widzenia jednym drobnym lecz pełnym uroku gestem dłoni - jak to ona... najwięcej mówiła, kiedy się nie odzywała, ruchem w tańcu, wyrazem twarzy w wydało by się mało znaczących momentach, beztroskich chwilach, minutach pozornie nijakich, które ona potrafiła rozświetlić i nadać im znaczenie w sposób absolutnie dla niego niepojęty, dlatego tak trudno było mu o nich nie pamiętać, dlatego tak bardzo nie chciał ich zapomnieć, zapomnieć o niej. - Zapomnij - podpowiadał mu rozum, lecz cała reszta jego jestestwa, każda komórka krzyczała za nią niczym rozwydrzony bachor, niczym narkoman na skrajnym głodzie z przerażającą go samego siłą. Jedno było pewne. Wczoraj Su Jin, jego ukochana "Jini" zniknęła. Bez sensu, co bolało naprawdę, bez pożegnania, słowa, niczego, młoda adeptka Okulistyki wydziału lekarskiego w Gumi wyparowała a on szalał miotając się w bezradnej złości... zastanawiał się czy coś zepsuł, powiedział bądź zrobił, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, pomimo to chwilami czuł się winny. Do tego dochodziło przerażenie. Czekał na nią w "ich" miejscu w parku, próbował dzwonić, kilkakrotnie był w miejscu gdzie znajdowała się jej stancja - nikogo. Raz mili starsi państwo pozwolili mu nawet wejść do jej pokoju na chwilę, lecz gdzie jest nie chcieli bądź nie potrafili powiedzieć - z resztą w widoczny sposób krępowali się także swoją słabą znajomością angielskiego oraz samą jego obecnością popatrując na siebie co raz, pod laptopem znalazł coś dziwnego, zaskoczenie było zupełne, to "coś" co sprawiło, że wszystkie troski jego miłosnego zawodu pokryła nagle lodowata warstwa podejrzenia i strachu spychając go na co najmniej drugi plan, jeżeli to co znalazł okazałoby się prawdziwe... Su Jin być może znalazła się w prawdziwym niebezpieczeństwie! Był sam, nie do końca legalnie w obcym kraju którego kultury ani języka dobrze nie znał a jego Jini mogła grozić śmierć, ta myśl mroziła mu krew w żyłach ilekroć się pojawiała - W coś ty się wplątała dziewczyno! - pomyślał obmyślając kolejny krok.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1