17 march 2018

Zmutowane witraże( fragment książki)

Agata zbladła, zupełnie nie wiedziała jak powinna się zachować. 
- Jezus Maria! I co ja mam z tobą zrobić – pochyliła się i roztrzęsiona próbuje znaleźć puls. 
- Gdzie on jest, do cholery… - widząc swoją bezradność zaczyna potrząsać Justyną. 
- Wiem! Telefon, muszę zadzwonić na pogotowie! – mówiąc to głośno, zaczyna go szukać. W torebce panuje chaos, istne szaleństwo: wypchana jest starymi paragonami (każdy pognieciony jakby przeszedł przez rzeszę rąk), poniewiera się w niej kilka pomadek, oczywiście nieużywanych. Agata stosuje zasadę „mam i nie oddam”. Najcenniejszymi klamotami w tymże skarbcu  jest  przeterminowany gaz i niedziałający paralizator, którym uspakajała psa swojej matki, zanim owo wredne psisko wyzionęło ducha. 
- Po jakiego diabła targam takie ciężary?! – zganiła się w myślach. 
- No i masz! Nie ma! Kurw… - gdy słowa zaczynają być coraz ostrzejsze spostrzega iż zguba leży sobie spokojniuśko na kanapie.


- Jaki jest numer na pogotowie? Wiem: 987. 
W iphonie słyszy chropowaty głos. 
- Wojewódzkie zarządzanie kryzysowe, w czym możemy pomóc? 
- Dzięki Bogu, że się dodzwoniłam, słyszałam, że linia jest idiotycznie blokowana, mam kryzys, w łazience leży moja kumpela, chyba nie żyję, możecie kogoś przysłać? 
- To żart z Pani strony? 
- Jezuuu żart? Przyślijcie kogoś, nie mam nastroju, by żartować, jeśli chcecie mogę wysłać wam fotkę, tylko musimy się rozłączyć. 
- Proszę nie blokować telefonu i zatelefonować na pogotowie lub policję. 
- Na pogotowie? Przecież dzwonię na pogotowie. 
- Dodzwoniła się Pani do wojewódzkiego… 
- Dobra, dobra… - wymawiając te słowa Agata przerwała połączenie mamrocząc coś pod nosem. Próbowała przypomnieć sobie właściwy numer. 
- Zawsze to samo, gdy się denerwuję tracę pamięć. 
- Jest! - aż podskoczyła z radości przypominając sobie trzy cyferki. 
Nie dając dojść do słowa pani dyspozytorce, zaczęła przeraźliwie krzyczeć do słuchawki. 
- W łazience leży moja kumpela, ten skurwysyn ją zamordował, ona się nie rusza, chyba nie żyje, możecie kogoś tutaj przysłać? Podaję adres – Warszawa, Ciasna 25A mieszkania 10!
Wywrzeszczawszy to jednym tchem, przycisnęła czerwoną słuchawkę i wróciła do łazienki. 
- Zdaje się, że czeka nas długa i ciężka przeprawa nim się ockniesz, jeśli w ogóle… - mówiąc to w jej głosie zabrzmiała nutka złości. 
*** 
W tym samym czasie Justyna odzyskuje przytomność. Jest zdezorientowana i wściekła . Ma wrażenie, że została wyrwana z innego świata, w którym rozpada się cielesność. Pomimo całego okrucieństwa owego miejsca — walczyła o pozostanie, nie chciała wracać. Gdzieś w podświadomości słyszała śpiew i nie były to nimfy morskie wabiące marynarzy na śmierć, lecz ukochany. Spijała mu z ust pieśni, kołysanki. Błądziła od krainy do krainy, która została okryta płaszczem wielkiej tajemnicy. Noc się odbiła w lustrze, a gwiazdy cisnęły swoje światło w otchłań. 
Justyna poczuła się jakby wyszła z gruzów świątyni. 
- Żyjesz! Zaraz dostaniesz pomoc, mówiąc to Agata próbuje podnieść z podłogi Justynę. Jakimś cudem udaje jej się to zrobić, zaprowadza ją do pokoju i kładzie na kanapę. 
- Wiesz wariatko jak się o Ciebie bałam? Myślałam, że umarłaś, a ty jak zwykle robisz sobie żarty! – mówiąc to ugryzła się w język. 
- Mogę Ci powiedzieć, że nie będzie to przyjemne uczucie, ale znając ciebie wytrzymasz wybełkotała Justyna. 
- Co wytrzymam? Zdziwienie Agaty połączyło się ze złością. 
- Nic…nieważne i tak nie zrozumiesz. 
- Wiesz Justyna, wykonałam kilka telefonów zaraz powinna zjawić się pomoc. 
- Pomoc? Powaliło cię! Odwołaj, nic mi nie jest, tylko zadrapanie na łuku brwiowym i… – nie zdążyła dokończyć zdania. 
Drzwi od mieszkania otwierają się, wchodzi dwóch policjantów. 
- Halo! Dzień dobry, policja. Starszy aspirant...- zaczął jeden z funkcjonariuszy. 
- O co chodzi?
- Dostaliśmy zgłoszenie morderstwa. 
- Morderstwo? W moim mieszkaniu? Kogo zamordowano? 
Justyna zszokowana widokiem funkcjonariuszy i lekarza, który wkroczył kilka minut po wizycie mundurowych skierowała wzrok w stronę Agaty. Ta na ich widok zaniemówiła, chyba pierwszy raz od czasów szkolnych, kiedy zrobiła z siebie idiotkę śmiejąc się z dowcipu który, nie był do śmiechu. Zdała sobie sprawę, że będzie musiała się grubo tłumaczyć, jednak bardziej obawiała się szyderstwa ze strony Justyny, niż spowiadać przed policjantami. 
- Dostaliśmy zgłoszenie… 
- To moja wina – nieśmiało odzywa się Agata, zobaczyłam leżącą koleżankę w kałuży krwi, nie odzywała się myślałam, że nie żyje. Więc w panice tak palnęłam… 
- Rozumiem, że wezwanie było pomyłką? 
- Dokładnie. Nic się nie wydarzyło, więc się nie kłopoczcie. 
Po sporządzeniu notatki policyjnej, mundurowi opuścili mieszkanie. Justyna nie wyraziła zgody na przewiezienie jej do szpitala w celu przeprowadzenia badań. Obie dziewczyny odetchnęły z ulgą, kiedy zostały same w mieszkaniu, Patrzyły na siebie w milczeniu, nie rozumiały się zupełnie, dzieliły je dwa światy. Przeszłość i przyszłość dla jednej z nich jest wątła i krucha, mimo że dzieli je wiele niespójności, przyciągają się niczym dwa różne bieguny, które nie potrafią żyć ze sobą w harmonii. Jedna z nich jest ślepa, a może obie nie potrafią założyć okularów odpowiednich do danej sytuacji.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1