Arwena


dni na podobieństwo swoje


parady miłości więdną poza miastem
tam się garną zboża między kochanków
i wyłuskują dzieciątka z wiotkich skorupek

kobiety biesiadują na kolanach rycerzy
w zimne zbroje więdną  delikatne calie
wpinając biodra między zardzewiałe trzaski

koloruję wycinanki z trawy
moje chabry dosięgają nieba
piją błękit
maki więdną na brzuchu
przesiąkając czerwienią
w głowie szumią drzewa 
ptaki rozdmuchują pióra na wiatr
niosąc w zakątki słowa
wypłukane z wierszy

z mgły rozpuszczonej 
w nagim słońcu
prześwituje nadzieja

przez halkę widać smukłą 
sylwetkę cienia

odchodzi



https://truml.com


print