Konrad Redus


z pamiętnika wypadu do Międzyzdrojów (4)


Szel, jako gospodarz pierwszej kategorii zaproponowała zobaczenie czegoś w mieście. Morze, rzecz jasna. Najdalej na zachód nad Bałtykiem byłem w Łebie, za wydmami i wyrzutnią rakiet. Trzeba więc zanurzyć choć dłoń. Przez chwilę tylko miałem wrażenie, że wyspa odpływa gdzieś w stronę Szewcji, albo chociaż do Hamburga. Potem Aleja Gwiazd. Odciśnięte dłonie gwiazd polskiego kina. I to w sumie tych najlepszych. Polecam każdemu kto choć przez chwilę chce pobyć wśród wielkich. Trochę się na nabrzeżu powygłupialiśmy, częstując figury z mosiądzu papierosami i udając, że uprawiamy... nie tego, chyba nie robiliśmy, a już na pewno nie na trzeźwo. A co do naszej trzeźwości to Bazylowi bardzo posmakowała szarlotka, ale jako dobry kolega przemilczę to - pewne rzeczy trzeba zobaczyć samemu. Ogólnie ciężko jest nie pić w takim towarzystwie, jakoś trudniej się zrozumieć w pewnym momencie, ale to już standard w spotkaniach tak różnych ludzi. Po krótkim spacerze promenadą, pojechaliśmy nad jeziorko, które miało być błękitne, a było zielone. Tablice informacyjne nas zwyczajnie oszukały. Albo to przyroda, bo Szel twierdzi, że kiedyś na prawdę było piękne. Krótka przejażdżka do Świnoujścia (bo nie ma świnoprzyjścia) i szybki papieros tuż pod samą przeprawą promową. Praktycznie pierwszy raz widziałem na oczy takie rzeczy, więc zrobiło to na mnie wrażenie. W ogóle lubię morze, wybrzeża i nabrzeża, porty rejsowe i towarowe, przeładownie i rozładownie. Na moich płaskich kujawach tego nie. Za to jest kolej, ale o urok podróży pociągiem wspomnę przy innej okazji. Najważniejsze, że rodzinie spodobał się magnes na lodówkę z Międzyzdrojów. Pogwiazdorzę więc sobie i co roku będę wpadał do Szel i odciskał się w jej psychice. A ślad mojej ręki będzie wyraźny.



https://truml.com


print