Pi.


tańcząca z jałówkami


popas. tutaj myśli łatwiej wchodzą w szkodę, niż cielęta
oddane pod wyrozumiałą opiekę. to myśli głupich trzeba
upilnować, a nie Mućki by kogo aby nie pobodła. nazad.

będą się tak sączyć między łąkowym jazgotem gzów i trzmieli.
uleciałyby het w bezkresy, gdyby nie czujny świst baciska.
jakaż ich słodycz kusząca, a nie wolno. ci mówię, że nazad!

Łaciata żuje z wolna, trąca wilgocią w ramię, jakby strzegła,
by żadne nagle odkryte możliwości nie stężały w cokolwiek,
czego ciotka Aniela będzie się łapczywie czepiać po powrocie
 
do klitki trzy i pół na metr sześćdziesiąt. bez żadnego okna.
odmówi czuły pacierz nad kartoflanką, ochlapie oczodoły
i uspokoić życie tuż przed snem. okno się samo wymyśli

- jak te klechdy, które Aniela wyszeptuje smarkatym Gustlikom
poukrywanym w przerośniętych trawą okopach. nie jak te bajędy,
z telewizora, gdzie farbowany Szarik kręci piruety za ogonem,

zamiast warczeć na wyznaczoną do roli starej niemry. głupiś ty
kundlu! tylko przeszkadzasz marzeniom rozkłusować się po
nieznanościach. goń się do budy, albo zaprowadź krowy na rzeź.



https://truml.com


print