Yaro


49


zakradła się niczym złodziej
ciemnej andrzejkowej nocy
księżyc w pełni nisko nad horyzontem
zatrzymała wskazówki

przyszła skrycie
przez drzwi zamknięte
nie zapukała
nie usłyszał nikt
był koniec listopada

podała zimną dłoń

nie miałeś wyjścia
sprawy jakby nieważne
już nie potrzebne

nie ma cię

w objęciach wiatru
zimna chłodu
wędrowała dusza wśród
złotych obsypanych listowiem drzew

aleje drzew w ukłonie
płot dziurawy uklęknął

wiatr zamiatał liście
zimno ślisko
w sercu zamieszkał strach

śnieg układał płatki pod stopami

słów brakowało by wyrazić ból
pustka w ustach zagościła

odmierzałem każda smutną chwilę
w naparstek łapałem krople łez

jeszcze mogłeś pożyć
za młody by odejść

wargi drżały
nie usnę tej nocy

zadzwonię do Pana Boga
czy będziesz szczęśliwy
czy czuwał będziesz przy nas

świeca się wypaliła
życie barwne pełne humoru
dobry ojcze nasz
jesteś naszym pasterzem

matka gdzieś na obczyźnie
tęskni szlocha
ty już u siebie a my w gościnie



https://truml.com


print