Ponczillo


Na marginesie życia


Pozbierali żula

Widziałem go za witrażowym oknem radiowozu

Otwierał wino zębami

Albo rozbił szyjkę o krawężnik

Nie dziwię się że żona go zdradza

Skoro smyra życie piórkiem po nosie

I kicha siarczyście we własne koryto

By oddychać zbutwiałym powietrzem

Wymieszanym z krwią własnego dzieciaka

Który to dostał w morde od życia

Za ojca pijaka - przyszłego kolegi od flachy


Po krętej drodze

I tak tutaj wróci

By wpisać się w smutny krajobraz

Szarej ulicy.



https://truml.com


print