Andrzej Talarek


Offelia


Zaryczy z bólu ranny łoś,
Kto żyw przemierza knieje,
Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś
To są zwyczajne dzieje.





Miłość przydrożna jak upiór ma włosy
puszki red bólu ustawione w trawie
gra w nich chichocząc wiatr obcymi słowy
być albo nie być od zgrozy zachowaj
któryś jest ślepy a widzisz jej mękę
zrzucona łatwa zdobycz z więzów ciała
wybita ciosem zawistnego losu
ze szlachetności w morzu cichej nędzy
„ścierpi pogardę i zniewagę świata
krzywdy ciemięzcy obelgi dumnego
lekceważonej miłości męczarnie
odwłokę prawa butę władz i owe
upokorzenia które nieustannie
cichej zasługi stają się udziałem”


być albo nie być zbyt wielkie pytanie
na małe życie które nożem przetnie
alfons lubiący pohamletyzować
albo rozbije na dwoje jak głowę
pijany klient zło z góry wiadome
to jak uciekać kiedy jest za dobro
rozwaga która czyni nas tchórzami
pęta co ranka wyśnionym marzeniem
o życiu lekkim jak kuchenny garnek
z gazet dla kobiet które znacznie droższe
nie muszą pytać dawać odpowiedzi

szpetna Offelio nimfo rozjechana
legionem opon mokra krwista plamo
w krzyki asfaltu wtopiona jak żaba
umrzeć czy zasnąć śnić jest niebezpiecznie
za grzechy innych ktoś musi zapłacić
las ponad śpiesznym do miłości płatnej
tłumem kołysze w swym wnętrzu tragedię
bólu bez wycia najwyżej w poduszkę
kiedy usypia gdy inni usnęli
na łonach kobiet żon swoich kochanek
mając zwyczajną Offelii tragedię



https://truml.com


print