Marek Gajowniczek


Dziesiątego


Dziesiątego chodzimy się modlić.
Do Katedry się ledwo wciskamy.
Potem już rozmodleni, pogodni -
Panu Bogu pieśń naszą śpiewamy.

Dziesiątego czekają oddziały,
Przyczajone na bocznych ulicach.
Ochraniacze i maski i pały.
Tu się nie chcą modlitwą zachwycać.

Ludzie niosą sztandary w pochodzie.
Transparenty, pochodnie, napisy.
Obok starszych  - maszeruje młodzież.
Sunie tłum szerokością ulicy.

A kolumny pojazdów czekają.
Przyczajone jak tygrys do skoku.
Gotowości nie ukrywają.
Dla nich przemarsz jest solą w oku.

Ludzie idą z modlitwą na ustach.
Krzyczą za nich jedynie napisy.
Pan komisarz bąknął o złych gustach,
o rapotrach i o zagranicy.

Ma wytyczne na ile pozwolić
i pilnuje dokładnie bariery.
Dziesiątego komisarza boli,
że ten marsz go pozbawi kariery.

My idziemy i się spodziewamy.
Chłodnym wzrokiem mierzymy ich siły.
Z tego marszu się wypchnąć nie damy!
Oni czują, że zwyciężymy!




https://truml.com


print