Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky


13 czerwca 2008


                                                   Oto mokre usta się wyłaniają
                                                                 Z nocy ( ... )
                                                        Kenneth Grant: Powój
ale
jak zamierzałaś kochać bez piany przerażenia nie zważając na to
co ci wyznałem - około pierwszej w nocy napisałaś jestem zmęczona idę spać dobranoc a ja widziałem w tym złość Boga
taki śliski esemes z rybim śluzem w zamyślonym domyśle zbyt gorgoniastym jak na tę próbę ognia
bo mi się wcale nie chciało spać najchętniej bym wtedy coś porządnego zjadł jakiś smaczny ochłap
chociażby dobrze wypieczony schab w gęstym sosie beszamelowym plus frytki i zasmażane buraczki
(do tego dwa żywce jednak to tylko sfera marzeń bo dawno nawróciłem z wprawy na południe od Edenu)
a po wyżerce jakiś szybki seks taki na rozładowanie stresów może być nawet wirtualny ale bez przynudzania
więc przybądź nieobecny brudzie uśmiechnij się z politowaniem
rośnij rozmnażaj się machnij ręką i odejdź
zaś my pobawmy się w demiurgów mamy w końcu sześć dni na bezlitosny odpoczynek zapomnianych ziół w ciągu pierwszej sekundy siódmego dnia stworzymy litość bo w końcu śmierć uspokaja żałość przecież to tytaniczny błąd najcięższy jaki spotkałem nieludzki niczym pasja według świętego Jana
przecież to tylko lato zapamiętałe bez deszczu ze skurczonymi ze strachu przed słońcem ptakami bez podłości która
wzbijałaby się w klasyczne niebo i tam czekała na matkę popękaną ze zgryzoty i nie mogła sobie wybaczyć
swego występku przecież chlapawica z tonażem błędu jednak nie
nadeszła nie dała się dotykać
nawet tam gdzie ja ją nie dotykam choć patrzy na mnie tak korzennie jak old spice to wiem że chwilę dalej
moja grdyka przełknęłaby ślinę twoich kocich kłów bez wiatru i
bez deszczu jednak nie masz ochoty
nie chce ci się idziesz do kina upalnego odejścia strumieni i jezior
bo każdy anioł jest trywialny zawsze z pierścieniem łaski aż pozłocisty od dekalogu upalnego morza
tak Heleno Bertho Amalio
Riefenstahl teraz twoje wielkie zwycięstwo wiary twój nieludzki
triumf woli w szmatach żalu po prowizorycznej powodzi
przeznaczenia jak kat który utracił swój trędowaty
horyzont prawie już tu dotarliśmy próbując zawładnąć zabawą w chowanego po drugiej stronie jałowych epilogów
dawno dawno temu na wzniesieniach strojono jaspisowe lutnie niepogodzie na pohybel
pukanie grało na nich swe jęczące kancony wrogom ku radości
pełni ku przestrodze przywołaj je więc zapalając świece i ugość omiecionym domem dziurawego płaszcza i zwady i przestań mnie peszyć swymi bogoojczyźnianymi życzeniami bo czyż nie rozumiesz prywatnych tortur
muszę przejść przez te wszystkie obiecujące uściski o które nikt nie dba pieszczę więc każdą martwą odmowę potłuczonych ust
bo moje miejsce jest tutaj w zasięgu zaciętej próby
gdzie ty poprowadzisz na rzeź onyksowe ramiona
jeśli będziesz kładła zgniecionego pasjansa kosztownego skrótu
nieczułych drgań



https://truml.com


print