Florian Konrad


Niebozgon


wychodzę chwilę po dwudziestej trzeciej 
zostawiam pod paznokciami obcego mężczyzny  
ciebie - czarny, gorący koralik  
kobietę ze szkła i pulsu  
  
z góry, kamiennym bielmem  
zerka satelita. tarcza odbija zimne światło 
jest ślisko i odnoszę wrażenie, że po ulicy  
płynie prąd, gdzieś musi być przebicie 
   
wypluwam przechodnią śmierć, pocisk z papieru  
drży w nim próbka człowieka  
strzępki włosów, skóra, usta wykrzywione w grymasie 
nie zapijam by wyrosło to - to w kimś innym  
  
może uda się wrócić  
w końcu to tylko świat, sen niewidomego o kolorach  
czego tu się bać? na dobrą sprawę 
wszystko powstało z jednej skały 
  
- nie wiem, panie  
ale tam pod ziemią było kiedyś miasto  
dużo ludzi  
mieli nawet poetę. dużo pił, powiesił się  
- mówi staruszka
gdy pytam o drogę do domu



https://truml.com


print