Pi.


arytmetyka. od zmierzchu do zmierzchu.


przed każdym snem zapamiętuję stałe siebie
- tak na wszelki wypadek. obliczam i oszukuję
by kiwnąć się z różnicą. jutro zaplanowane

będzie wykonane. pomyłki, które się przecież
zdarzają - człowiek nie jest zwykle doskonały
- dodają się jedna po drugiej już samodzielnie

i mogą odrobinę mnie przekłamać. więc liczę
palce przy precyzyjnym rozmieszczaniu szczegółów.
przymykam jedno oko na zmienność i weryfikuję

horyzont by był znów płaski. szepczę niepewny:
pocał(k)uj mnie tak jak lubię, bo podejrzewam
że jest jakaś niedowartość, ale nie mogę sobie

przypomnieć po której stronie naszej laaw.
ty wysyłasz mnie do wanny bym jeszcze raz
odkrył to samo prawo fizyki, więc odkrywam

zimny prysznic.



https://truml.com


print