birczin


Rest-aura-cja


Mam na imię Adi. Stołuję się w najdroższej knajpie na świecie. Ta knajpa nazywa się własne sumienie. Robię rzeczy podłe. Takie, że zaraz po tym jak się wydarzą, chciałbym stać się małpą lub jakimkolwiek innym zwierzęciem, które w pakiecie oprogramowania od natury nie otrzymało opcji samoświadomości. Spoglądam w lustro. Z oparów uciech po nieprzespanej nocy wyłania się blada twarz szarego człowieka. Doskonale wiem czyj to zarys po drugiej stronie płaszczyzny pokrytej cienką warstwą srebra szkicuje mi jesienny światłocień. A może to nie jestem ja? Chciałbym, żebym to nie był ja. Łudzę się przez chwilę, że ten koleś w odbiciu to jakiś zwyczajny random, obcy everyman podmuchem wiatru zabrany z ulicy, co go losowość zdarzeń wkleiła w taflę równoległego istnienia. Metaliczny połysk kilkudniowego zarostu. Lekkie zmarszczki mimiczne. A może to bruzdy po starych łzach? Ironia nie rdzewieje. Podkrążone oczy, a na dnie źrenic spoczywa uporczywie jakieś niewyjaśnione poczucie; spokój, że już po wszystkim. Ten gość ma niewyobrażalną cierpliwość. I przegrał ostatnie pieniądze. Za każdym razem dzieje się to samo. Matematycznie to po prostu zbiór czynności i emocji obrysowany granicą czasu. Szybkie decyzje. Kombinacje. Niepewność, oczekiwanie, złość, radość, frustracja... talerz ze słowami jest głęboki. Ale ograniczony i przewidywalny. Znam już wszystkie krzywizny i wygięcia. Znów napełnia się.

Ale w pewnym momencie mam już dosyć. To taki trochę odwrócony Tantal. Moje organy pulsują we wzmożonym natężeniu a tu kolejna dokładka. Trawią się przyjemności. Mam wszystkiego za dużo i za bardzo. Pod dostatkiem. A za chwilę już nie mam nic. I tylko tli się na dnie źrenic nadzieja na iskrę krzesaną skrzydłami Feniksa. Fortuna obraca mnie tyłem do wszystkiego. A owoc żywota mojego je ZUS.



https://truml.com


print