Adam Pietras (Barry Kant)


Cztery wiersze


I


Smak ścian i nagłych jak rakieta chceń - utrata pewności uchwytu.

Nie lubię tej mieszaniny treści żołądkowych i światła słonecznego.

Czarne spodnie i niebieskie trepki ze sztucznej skóry - kod szerokie-

Go obrotu szyi i żywa migawka malarstwa historycznego. Nie czuję

Już dawnej rozkoszy stawiania kropki i wolę kontemplować filiżan-

Kę kawy. Samotny bębnię palcami o rurkę regulującą wysokość fote-

La - gdy po latach badań uznałem, iż każda teoria ma wartość instru-

Mentalną, tj. jej zadaniem jest dostarczać przyjemności. A ta pojawia

Się dopiero po krótkim spacerze.





II


Myślę niekiedy że człowiek to chyba pojemnik

A całe "ja" definiuje się przez dążenie do unika-

Nia bólu. Ale niektórzy w szczególnie wyczuwa-

Lny sposób są też sobą - głosem ze studni. To

Chyba ci którzy - jeszcze - przekonani są o praw-

Dziwej wadze czegoś. A więc nie mogę już uogól-

Niać mojego stanu nieważkości.





III


Moja nicość czasem roni łzę.

Widzę ją między splątanymi kablami

Jak wiernie czeka po tej stronie muru.

Rozchodzi się po krwiobiegu by nieza-

Uważalnie wykrzywić twarz.

Interesuje ją waga ludzkiego życia.

Syci się ciemnością i od lat wypłukuje ją

Strumień.



IV


Litery nadają tor kilku najbliższym godzinom

Choć wypłukuje je strumień. Tak czy inaczej

Spełniają jakąś funkcję. Ta najbardziej własna

Dętka zaczyna brzmieć i wymięte chusteczki

Przypominają rzeźby. I nawet chrześcijańskie

Karaoke z pobliskiej świetlicy brzmi trochę jak

U Lyncha, za wymiennikownią, między liśćmi.

Przecież nie wyznaczyłem kierunku.


2021-09-21



https://truml.com


print