Deadbat


Myśli o "lewactwie" i "prawactwie"


Chodzę sobie i myślę. Uderzony bezpośrednim doświadczeniem zacietrzewienia: -" Kto jest gotowy zrezygnować z sensu i logiki i dla jakich celów". Łatwo nam z nich rezygnować w obliczu jednego czynnika - emocji. Silne emocje zabierają nam wolność i rozum, zamykają nas, oraz nasze zmysły porządkując i strukturyzując na bieżąco wszystkie docierające do nas bodźce. Wściekłość nie pozwala rozumieć przyczyny nieporozumienia a głęboka uraza dostrzec pierwotnej przyczyny która być może stoi za czyimś zachowaniem. Żyję w świecie w którym wybujałe kwitnące gałęzie zdają się podjudzane przez najsilniejsze konary nienawidzić własnych korzeni (często z wzajemnością) nie dostrzegając, że wszyscy jesteśmy częściami tego samego drzewa. Zgodnie z zasadami panującymi w tym uniwersum. Tak - zasady istnieją, matematykę można by przecież bardziej nawet niż płeć nazwać wytworem kulturowym, nie oznacza to jednak, że jeżeli tak uznamy to dodając dwa do dwóch uzyskamy pięć, chyba, że w każdej szkole postawimy uzbrojoną w broń palną bojówkę, eksterminującą doraźnie każdą niezgodną z odgórnie i uznaniowo przyjętym standardem jednostkę. Lecz czy wtedy będzie możliwy jeszcze jakiś rozwój? Zgodnie więc z zasadami - akcja wywołuje reakcję o przeciwnym zwrocie i równej sile. Ostrze jednej ideologii musi więc napotkać ostrze ideologii przeciwnej. Jest to ten sam wektor napędzany nienawiścią w tym samym kierunku różniący się jedynie jej zwrotem. Zaprzeczenie jednak sensowi w celu promowania jakiejkolwiek ideologii ma na pewno jeden słaby punkt - rzeczywistość można przeważnie zweryfikować na podstawie doświadczenia i eksperymentu, dopóki nasz sposób weryfikacji i interpretacji uzyskanych wyników jest prawidłowy w sensie logicznym i wynik jest powtarzalny widzimy, że dwa i dwa jest cztery a białe było nazywane słusznie białym zanim zaczęto nazywać go czarnym i zanim ciemność obwołano światłem. Prosty, niezdecydowany człowiek potrzebuje i pragnie czegoś, co pozwoli mu porządkować i strukturyzować postrzegany przez siebie świat, budować własną koherencję - wiarę w jego uporządkowanie. Tak łatwe, wzmacniające i jednoczące wydaje się przyjęcie tej czy innej "strony". Jeżeli jednak jako ci, ty tamci zaprzeczymy istnieniu i potrzebie samego sensu i obwołamy go wytworem kulturowym (którym niewątpliwie jest) przepędzając go ze swoich miast i myśli, doprowadzamy do rządów chaosu. Chaos ten w społecznościach barbarzyńskich miał swoje miejsce, zarządzany był przy użyciu iście barbarzyńskich zasad, oraz, ponieważ po każdej rewolucji nastąpić musi jakiś "nowy" i oczywiście "lepszy" porządek. Wyobrażam go sobie, jako przewagę tych jednostek, którym system władzy udostępnia ją dla podtrzymania własnego trwania, system, w którym każda forma przewagi jest argumentem rozstrzygającym każdy spór. Jako że samo posiadanie racji w żadnym razie nie będzie przecież żadnym formalnie uznanym argumentem, oznacza to także faktyczną niewolę każdego człowieka uwięzionego w wąskiej "bańce" poza którą nie będzie wolno będzie w żaden sposób wykroczyć, czy to słowem czy tym bardziej uczynkiem. Przypomina mi to ustrój komunistyczny z w pewnym sensie jego wypaczonym klonem - faszyzmem. Z kolei druga strona uparcie neguje wszelką innowacyjność i zamyka w przestarzałych schematach. Nie chcą oni widzieć ani słyszeć nic poza umacniającymi ją treściami. Ten swoisty intelektualny "stupor" świadczy moim dla mnie o olbrzymim lękiem i oporem przed jakąkolwiek zmianą i wywołuje prawdziwą wściekłość ideologii konkurencyjnej. Bierność nigdy nie jest rozwiązaniem a stabilność nie jest czasami nie jest warta swojej ceny wobec nadchodzących przemian. Patrząc na świat słuchając zmiany tonu najgłośniejszych akordów jakie ten wydaje w ogólnej kakofonii należałoby raczej wsłuchać się w cichy szelest - pojawiania się nowych pionków i ruchów przez nie wykonywanych. Mamy przecież doświadczenie jak stare struktury potrafią sprytnie "przeszczepiać się" w struktury nowe. Być może nowym porządkiem świata ma być jakaś forma neofaszyzmu - wydajność i skuteczność ostatecznie jest najważniejsza we współczesnym świecie a takie "przeżytki" jak rodzina, ojczyzna czy naród muszą ustąpić. Czy jednak będzie to warte życia tych, którzy poniekąd, przez własną niezgodę będą ostatecznie poświęceni na ołtarzu przyszłości? Nie wiem. Jeżeli sens i prawda staną się wartościami względnymi, zależy to od przyjętej hierarchii wartości, a ta hierarchia ma przecież służyć wydajności nowego zjednoczonego świata. Sun Tzu i Sun Pin trzy tysiące lat temu opisywali strategie walki a życie to walka i być może ponieważ człowiek w istocie swojej nigdy się nie zmienia skazani jesteśmy jako gatunek na wpadanie kolejne razy w kolejne studnie takich błędów jak barbarzyństwo, niewolnictwo, gwałt, grabież, mordowanie. Wszystko to jest w mniejszym lub większym stopniu obecne dziś, już było i wciąż będzie się powtarzać czy to jednostkowo, czy też instytucjonalnie, tak jak to współcześnie odbywa się w Chinach, czy też niektórych (?) islamskich krajach. Musi, ponieważ dalej naszymi głównymi motywatorami są podstawowe, zwierzęce instynkty. Być może pewną odpowiedzią i szansą dla ludzkości okaże się transhumanizm z jego dążeniem do innowacji także w samej strukturze fizycznej człowieka, być może powstaną nowe jego rodzaje, choćby wolne od przymusu ale także motywacji czy to płciowych czy być może zaborczej chciwości wspólnej każdej żywej istocie potrzebującej nieustannie maksymalizacji zabezpieczenia własnego bytu. Póki co, sztuka wojny, to sztuka życia na naszej małej planetce. Dlatego warto się z nią zapoznać i świadomie, trzeźwo patrzeć na szachownicę, oraz stosować w codziennym życiu zdając sobie sprawę że zawsze są tacy, którzy decydują i tacy którzy muszą im służyć. Dobrze jest, dopóki mają oni jakiś wybór. Dobrze, jeżeli chcą taki wybór posiadać.



https://truml.com


print