Sztelak Marcin


Amplituda drgań


 
Drzwi zamknięte, drzwi otwarte,
ustawiczne chybotanie między oślepiająco
białymi ścianami. I ten przeklęty dzień 
bez końca, napięty jak struna na powierzchni okna.
 
W nim odbicia bezokich lalek wyciągają zachłanne
rączki w stronę słońca, to drży wśród kikutów 
spalonych drzew. Brak szelestów, więc udaję, 
że śpię schowany za ochronną warstwą papieru.
 
Niespokojny oddech uwypukla druk, dwanaście
niesprawiedliwych słów i najczarniejsza kropka,
chociaż to na pewno nie ostatnie zdanie.
 
Jednak wbrew przeczuciu ostry zgrzyt klucza 
obwieszcza noc oraz spokój na szklanej półce
z lalkami. Tylko odbicia pozostają takie same.
Nie wpominając o szeptach.



https://truml.com


print