Marek Jastrząb


ŻEBRAK


U wezgłowia katedry
nieprzetarty tłum zatroskanych zbędnych
podpitym kontr basem
szczerbatym tenorem
przeponowo
na maskę
ustawionym głosem
rżnie od ucha przewiewne współczucia
Przystaje na nieco
nad kartką  przyczyny z już moim cierpieniem
wykaligrafowaną 
w bramie za rogiem
i szybciutko wzruszony malowniczym dramatem
przygryza śmiesznie kolektywne wargi
umyka przed mżawką
b
Wkładam na bakier swą żebraczą ladę
stetsona po kumplu co nie wrócił z dzieciństwa
chowam pod kamień tekturowe serce
opadam w swój niebyt i odchodzę do jutra
do znowu
do ciągłego
w



https://truml.com


print