Pi.


Hiob


Nie masz mnie już czego pozbawić. Ojcze, który byłeś! To ty
odpychałeś ode mnie cierpliwość; ramiona z żył wypełnionych 
prostotą; czerstwy bochen chrzczony szacunkiem i wyrozumiałość

wobec nadciągającego szaleństwa. Nie masz mnie już czego pozbawić, 
więc nie ma już twojej władzy nade mną. Matko, która mnie znałaś! 
Ostojo niepodrabianej dobroci. Zamykałaś przede mną wiarę,

w to że będę taki jakim mnie wymyśliłaś; gorączkę spluwaną z czoła 
przez lewe ramię; dumę gdy dzieliłem z Tobą iskry pierwszych zauroczeń 
i milczenie na rozstajnych życiach. Nie masz mnie już czego pozbawić,

więc nie ma już twojej władzy nade mną. Kobieto, w której żyłem! 
Wiedźmo z kamiennym sercem. Odcinałaś ode mnie swoje nienazwane 
niepokoje jak resztki zużytej pępowiny; rozpalone do czerwoności

pytania, o to czy każde mniej wciąż znaczy tyle samo; emocjonalne
ikony chwytane łapczywie w złudną sieć i ten porażający strach, że kiedyś 
będę bardziej czyjś niż twój. Nie masz mnie już czego pozbawić, więc

nie ma już twojej władzy nade mną. Amen.



https://truml.com


print