drachma


klezmerzy


wędruję dźwiękiem świętych instrumentów,
wydęte chmury dęte usta w trąbce słońce.
w bębenku dźwięczy dzwonkiem, metalowym
talerzem, struną widnokręgu orszak charyt.
 
radość kwitnąca i jasność co przytupuje,
tańcząc w dolinie otuliny tej wierzchowej.
przaśny chleb i oliwę do kosza, a polewkę
do garnuszka, mijając terebinty pękate dęby.
 
popijać z gąsiorka kropelek dżdżu drobinkę,
tworząc wklęsłą tęczę w leśnym prześwicie.
młócąc na klepisku zboże, co szeleszczące
w skocznych skrzypcach, szarych myszkach.
 
diwy wydobyć aksamitne dźwięki kontrabasu,
w klarnecie basowym przywołać niemodne nuty.
czarnych żuczków muzy, które na poziomkowej
łące wić wianki mają lub będą niegdysiejsze.
 
rowerem typu ukraina odpłyną wniebowzięte,
w jasne chmury leśne dróżki, w miłość.



https://truml.com


print