Sztelak Marcin


Na jałowym biegu


 
Przesączam myśli przez piętkę chleba,
może nawet to pięta z nieznanego
kośćca.
 
Pięknie klnę w żywy kamień,
przysłowiowe uszy więdną.
W wazonie pękniętym w pół
niczym dzwon.
 
Nie milknie w głowie zagłuszając
proroctwa uwikłane w tykanie
zegarków i szelest kartek.
Niekoniecznie z kalendarza.
 
Przesączam słowa przez piętę
przodka, piętka od chleba
pozostaje na kolację.
 
Tradycyjnie niezjedzoną z braku
światła. W zewnętrznych kręgach
nieba i piekła.
 
Czyli pomiędzy każdym z oddechów.



https://truml.com


print