hierinim


Mimochcąc


 
 
 
Wszedłem do lidla. Tak, do tej niemieckiej dotowanej sieci nie płacącej w Polsce podatków, jak mówią. Wszedłem, ponieważ szedł tam kolega niewidziany od lat. Kolega ma nowotwór, ale ten najbardziej wyleczalny. Zwolnili go z pracy, gdy wrócił po pierwszej operacji. Praca była w kościelnej instytucji, w klasztorze dokładnie. Tam to norma, takie zwalnianie. Rak nie rak. Rozwiązujemy umowę o pracę. I w tym lidlu patrzę, a tu leżą buty welurowe, przyjemne w dotyku, w kolorze grafitowym, podeszwa niegumowa. I rozmiar jak dla podolskiego złodzieja, czyli dla mnie. Przymierzam; ideał, w sam raz. Cena sześćdziesiąt dziewięć dziewięćdziesiąt. Sześćdziesiąt dziewięć razy sprawdzam wszystkie etykiety, nalepki i wszywki: skóra, skóra, skóra. Sprawdzam szycie, wykończenie i tę podeszwę chropowatą, której nazwy nikt mi nie zdradził. Git. Kupuję. Ze Staszkiem żegnam się i jeszcze raz gratuluję, że wyrzucili go z pracy w klasztorze zakonu, którego nie lubię. Dlaczego? Tradycjonalista jestem. W tym zakonie msze odprawiają w butach na słoninie. Po butach ich poznacie. Staszek dostał rentę i teraz jest freelancerem, wolnym strzelcem. Na wolnej nodze, jak mówią Czesi. Staszek jest urodzonym reporterem. Napisał książkę o księżach alkoholikach. Hit normalnie; na allegro po sześćdziesiąt złotych schodzi od ręki. Niczego Staszkowi na odchodne nie życzę. Jeszcze raz gratuluję, że już nie pracuje, tam gdzie pracował. Staszek ściskając mi dłoń, z entuzjazmem mówi: Już za rok przywrócimy demokrację! Jak widzicie, nie było powodu, żeby rozciągać pożegnanie i wymienić się wizytówkami, których nie posiadamy.
W domu przyjemne w dotyku grafitowe welury zaskoczyły niemiecką fantazją. Lewy but okazał się nie grafitowy, lecz szary. Prawy but natomiast był czarny. Szlag. Szlag to trafił. Mniejsza o odcienie; grafitowy, szary czy czarny. Ale jeden but od drugiego różnił się jednoznacznie tak, jak różnią się poglądy polityczne Staszka i moje. Tylko chropowate podeszły są takie same. Buty, krótko mówiąc, nie są takie same. Różnią się kolorem. Wybaczcie mi wszyscy. Wybacz Unio, wybacz Parlamencie Europejski, wybacz Angelo Merkel, wybacz mi Martinie Schulzu; nie będę chodził w jednym bucie szarym, a drugim czarnym, mimo że komfortowe i przyjemne w dotyku.
O świtaniu odwiozłem buty do lidla. Nie było dobrych na wymianę; żadnych nie było. Odebrałem gotówkę. Ale zanim odebrałem gotówkę, chwilkę musieliśmy z kasjerem poczekać, na kierowniczkę zmiany. Chwilkę te wykorzystałem na przyniesienie dwóch małych buteleczek wina. Postawiłem buteleczki na taśmie przed zakupami starszej damy. Pani w wytwornym bercie z serdecznym uśmiechem zastrzegła się: Ale ja nie piję. Słodko mi się zrobiło na sercu. Jak opisać ciepły uśmiech pani? Była to kobieta z tych, którą Pan Bóg już dawno mógłby zaprosić do siebie. Ale Pan Bóg nacieszyć się nie może; wciąż lubi ją obserwować, jak od rana chodzi po ziemi i słodycz ludziom uśmiechem rozdaje.
Pamiętasz, jak mówiłem, że uczę się rozmawiać ze starszymi kobietami? Co miałem damie odpowiedzieć? Że wino jest w malutkich, zgrabnych buteleczkach i znam tu niedaleko jedną przytulną ławeczkę w parku?



https://truml.com


print