Sztelak Marcin


Zwrócenia


 
Wytrawiam słowa, które nie padły
pomiędzy nami.
Pachnie banałem, tak jak czekanie
nawróceń.
 
Lub choćby iskry na jałową
przestrzeń – być może wzrosty
nadchodzą, jednak będąc ślepcem
błądzę wśród nienazwań.
 
Te wciąż pukają do okien, zarośniętych
cieniem słońca. Wieczornie gaszonego
w szklance, pustej i pełnej, zależnie
od nasyceń przedsennością.
 
A styk załamań i odbić coraz cieńszy,
aż do popękań raniących dłonie.
Te wciąż inne, obco brzmiące na spłowiałym
akcie.
 
Do spalenia, lecz ten tkwi zbyt głęboko,
nie tylko we mnie.



https://truml.com


print