Marek Gajowniczek


Filip z konopi


Nie podziwiał dwór rycerza,
co się zmierzyć nie zamierzał
i nawet nie kruszył kopii,
gdy nie udał mu się popis.


Szeptano wśród ciur w komorze
o rozwadze i honorze
poniektórych dworskich dam,
gdy się bronić musiał sam.


Rycerz wyzwań wciąż unikał.
Konkurentom swym wytykał
teatralnie nieuczciwą,
zaślepioną zapalczywość.


Tolerancji przykład dawał.
Rosła jego wiary sława
w słuszność nieugiętych postaw.
Wojowników wodzem został!


Któż by zechciał stawać w szranki,
kiedy odgłosy sielanki
docierają z każdej strony
z wież i lochów... i z ambony?


Garstkę niezadowolonych
uznano za pokręconych
trefnisiów i przebierańców,
znanych już chocholich tańców.


Nikt nie krzyknął: "Król jest nagi!"
Może zabrakło odwagi,
a może wolności słowa?
Powszechny zachwyt panował.


Czy opowieść jest prawdziwa?
Jest coś w niej? Czy tylko bywa?
Może zdarza się poetom,
lecz poezja to już nie to.


Nieśmiała, uległa, dworska,
nierynkowa, amatorska,
bez powagi i odkrycia 
nie wnosi wiele do życia
i jest, jak filip z konopi,
gdy nie kruszy o nic kopii.



https://truml.com


print