ZGODLIWY


KOCICA -DIABLICA


Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
milcząc składałaś z myśli słowa.
Szukały bezpiecznej drogi ujścia.
A ja czekałem.
 
               Przyszłam tu przecież dać Ci rozkosz
               zasmakować jej dla siebie trochę.
               Taki schemat tymczasowych znajomości.
               Nie mogłam się przecież spodziewać...
 
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Oczy zamazanym zwierciadłem cierpienia,
wpatrzone w ślad kawy na filiżance.
A ja czekałem.
 
               Przyszłam tu przecież nie po to
               by zdjąć płaszcz kocicy namiętnej
               Nikt nie zaglądał co ukryte pod nim.
               Ty spytałeś...
 
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
kręgosłup rysowany pod skórą parującą seksem
od szyi do krawędzi rozrzuconego koca,
A ja czekałem.
 
               Przyszłam tu przecież nie po to
               byś pytał czy mam komu oddać ten ból,
               który dławi mnie co wieczór.
               Ty spytałeś...
 
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Z trudem ubierałaś myśli w słowa,
spowiedzi pełnej wyrzutów i żalu...
Codziennego przed snem rytuału.
Wiem, że jestem tu tylko przypadkiem
Tej modlitwy niemym świadkiem
 
Wtedy usłyszałem,
dotykając twego ramienia,
gdy płaszcz cicho spadł
westchnienie zrozumienia.
 
I dotarło do mnie że
dziś wypowiem słowa te
stojąc z tobą twarzą w twarz
ostatni już raz
Ty jedyny bezinteresownie
Prawdy trudnej słuchać chciałeś
 
Siedzisz twarzą w kierunku okna
już nie patrzysz w pustą przestrzeń
okno lustrem stało się
a w nim widzisz mnie.



https://truml.com


print