smokjerzy


stolik z widokiem na wolność


dopijając eiskaffee
obserwowałem górskie szczyty
bawiące się piłką słońca w jeziorze
i jak to samo słońce wprawny kelner
napełnia światłem i wigorem szkło
w oczach dwojga staruszków z sąsiedniego stolika
 
języki trzepotały jak flagi na wietrze
z latających talerzy znikały smażone ryby
wieczór brzęczał po brzegi wypełniony rojem 
zderzających się ze sobą słów 
szczęście rozmnożone w stado pcheł
przeskakiwało z chwili na chwilę szerokim łukiem 
omijając enklawy trzeźwości
 
nieświadomy siebie
każdym porem skóry chłonąc 
niekontrolowaną energię spokrewnionych planet
współczułem Bogu że widzi więcej



https://truml.com


print