Sztelak Marcin


Cuda na kijku


 
Nastał dzień ósmy,
wbijając zęby w spodnią stronę stołu.
Podblacie naznaczone śladami
świadczącymi o spływaniu czasu.
 
Wprost do kubka z kawą,
miast słodzika. Surogat
niezłego kopa i marsz w stronę drzwi,
jednostronnie obitych blachą z Titanica.
 
Tylko góry lodowej żal.
Oraz wielorybów rozmienionych
na gorsety od zaciskania pasa.
Aby się zmieścić w dziurce
od klucza.
 
Później już tylko życie
i dzień dziewiąty.
Dzikie gęsi odlatują w kierunku
północy.
 
Lub innym, też umownym.



https://truml.com


print