Sztelak Marcin


Bal z okazji końca świata


 
Słów nie brakuje, nawet w dwójnasób.
Tylko że zapisujemy znaki w formie
graficznej – nie do przyjęcia.
 
Dlatego leżę krzyżem
na posadzce zarastając kurzem.
Wiem, zakrzykną: oto jest potępienie.
 
Jednak zejdę i całkiem nieważki
poproszę do tańca najpiękniejszą.
Być może będę już umiał układać
stopy.
 
W rytmie cisz i drobin szkła, jednakowo
zdążających w kierunku horyzontu
zdarzeń.
 
Coraz ciaśniej, ale zapewne
uda się zmieścić usta pomiędzy pierwszym
a ostatnim pocałunkiem.



https://truml.com


print